Colett, 17 września 2011
gdy dwa plus dwa nie daje cztery
kiedy metody brak na supeł
i cukru w kawie nadszedł przesyt
jest coraz trudniej
wystarczy znaleźć panaceum
choć czy istnieje – bez znaczenia
jeśli ukryte jest bez sensu
lub gdy go nie ma
i z napełnianych wciąż po brzegi
wypływa tylko jeden wniosek
że nawet z pulsem w rytmie werbli
może być prościej
z ramion zamkniętych aż do granic
spływa tym razem już na zawsze
napięcie dzięki dłoniom sprawnym
wolne od zmarszczek
Colett, 6 sierpnia 2011
uzależniona od mniej ważnych
i tych wpisanych w kalendarze
popełniam błędy tak jak każdy
szukając wpływu na bieg zdarzeń
czasem przeganiam słowem równik
a innym razem brak pewności
zamyka usta nim obudzisz
świadomość która każe wątpić
gdy w miodzie kroplą dziegciu skosztuj
choć w dłoniach mają się konwalie
na ławę albo prosto z mostu
przychodzi jakoś tak zwyczajnie
nie jestem święta – nie zaprzeczam
znając tych którzy jednak twierdzą
że to akurat jest zaleta
chociaż się zwierzam tylko wierszom
Colett, 3 sierpnia 2011
błękit nastraja mnie do tęsknot
szczególnie w takie puste ranki
gdy chwile tulą się niespieszno
nim tkliwość zdławi
z łąki nadpływa nie zapomnij
ukołysane sennym wiatrem
by wśród kamieni księżycowych
zdobić rozwiane
nadal nie tracą na kolorze
migdały cukrem otulone
nawet jeżeli je odłożę
nie znika problem
w błękit otulam sny przed świtem
precz odsyłając szare chmury
gdy w szklanej kuli ognik błyśnie
otaczasz czułym
Colett, 3 sierpnia 2011
to nie do wiary - po tak wiele
sięgasz jak gdyby było twoje
a przecież młoda jeszcze zieleń
i zniknął gdzieś młodzieńczy pośpiech
nie umiem sobie wyobrazić
że zagarnięte jest w całości
co najwyraźniej ciebie bawi
a mnie zaczyna właśnie złościć
bo nie nadążam - wiek już nie ten
i puls przyspiesza jakby wolniej
pozwól że również trochę wezmę
niech raz mam czegoś pełne dłonie
lecz jeśli nadal i z uporem
listki akacji zrywać będziesz
zrozumiem - ślepe i przekorne
bywa czasami małe szczęście
Colett, 29 maja 2011
z deszczu pod rynnę bo tak wyszło
zapachem róża wdzięcznie schlebia
i z kart cygance znikła przyszłość
w kałuży głębia
czwórka wypadła z koniczyny
nieszczęść do pary było trzeba
ofiarą jedno gdy brak winnych
w płaczących wierzbach
marsz kominiarzy ciemną nocą
guzik z pętelką też gdzieś przepadł
zmrok macierzanką kusi wonną
by złudne wzniecać
pląs czarnych kotów pod latarnią
w szmaragdach oczu północ czeka
by bieg zakończył się u ramion
i spłoszył pecha
Colett, 23 maja 2011
zabrakło czasu dla spraw kilku
zostały listy nie wysłane
wplecione słowem w ramy blichtru
stworzyły zamęt
nikt już nie złoży roztrzaskanej
na siedemdziesiąt siedem części
duszy gdy przeszłość parawanem
mogliśmy pierwsi
wymknął się dłoniom czuły dotyk
myśl nie zdążyła przybrać kształtu
by się odnaleźć w chwilach płochych
proszę nie żartuj
zabrakło czasu by się przyznać
do ostatniego snu bez treści
przybyła jeszcze jedna blizna
nie mógł się spełnić
Colett, 23 maja 2011
mówią że nie ma w tym nic złego
gdy wiosną głowa błądzi w chmurach
na przekór sobie dobrze wiedząc
kim jest don juan
że mieć nie może przecież wpływu
to słowo które dziś przeżytkiem
gdy adresatką jedna z brzydul
z listy zdobyte
że nie przeszkadza gdy migdały
wciąż błękitnieją pośród spojrzeń
czasem jesiennych i dojrzałych
nie zawsze mądrze
mówią że nie ma w tym nic złego
lecz tak ci myśleć nie pozwolę
chociaż nie jestem pierwszą ewą
odegram rolę
Colett, 3 maja 2011
ostatni z wierszy dla P.
naprawdę nie myślałam że można w ten sposób
zapomnieć kiedy słowo zatraca sens znaczeń
choć trudno uratować splecioną z tych odczuć
kołyskę dla skłonności bo prościej jest zawieść
i z braku wiedzy w stronę gdzie łuki tęczowe
lub garniec złota z trollem na straży schowany
w bucikach tak czerwonych jak maki za płotem
zostaje błądzić nadal gdy źródłem jest zachwyt
czasami trudno pojąć tę dziwną zależność
przestaje działać rozum gdy celem pragnienie
nim szanse znów oplotą codzienność niepewną
niedosyt raz zaznany niezmiennie istnieje
naprawdę nie myślałam że można jak kiedyś
otulić chwilą słowo dziś brzmiące tak samo
jak wtedy gdy fiołkami z wiosennych rozlewisk
zmieniałeś stare prawdy treść nowym nadając
Colett, 21 kwietnia 2011
Anguis in herba- Wergiliusz
I wyszedł. Kiedy, nie wiem.
Zupełnie niespodzianie,
nieśmiało, kartki brzegiem.
Ty również go widziałeś.
Zostawił ślad, choć nie chciał
bo zawarł pakt z kimś jeszcze.
Lecz z ciekawością nie walcz
bo w inkaust wszystko wdepcze.
Wybredny i przekorny.
Niejednej z rzędu kropce
zdarzają się humory
a jemu w głowie wzorce.
Nie wrócił i do dzisiaj
przecinkiem zdania kończę,
tak jakby się przywidział
gdy z wiersza cień zaskrońcem.
Colett, 2 kwietnia 2011
gdy zbieram wiersze tam gdzie cienie
postanowiły snuć się stale
budzą się nadal niepowszednie
wspomnienia wątłe jak kaganek
w miejscach o których nie pamiętać
wolno jedynie w pełnych zwątpień
szarych godzinach czas przyklęka
i w zapomnienie schodzi pośpiech
gdy wiersze nikną tam gdzie cienie
znalazły miejsce by nie wracać
zbliża się chwila pełna zwierzeń
kradnąc minuty ręką gracza
zapada w pierwszy wolny antrakt
choć mogła wzbudzić niespodziane
uczucia które prawem czarta
chcą sympatyczny pić atrament
zostawiam wiersze nim się zbudzisz
wszak swoją rolę odegrały
by jednym słowem świat przewrócić
choć tak przekorne snułam plany
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.