10 kwietnia 2014
Katastrofa
Tego dnia na warszawskim Okęciu
wyłączyły się wszystkie kamery.
Dobierano w nerwowym napięciu -
Kto poleci? Kto siądzie za stery?
Ktoś odleciał stąd wcześniej Jakiem.
Ale kto? - Nie wiemy do dzisiaj.
Nie ma wspomnień. Posiano makiem.
Nad odlotem panuje cisza.
Po hangarze nie ma już śladu.
Rozwiązano też pułk specjalny.
Całe śledztwo jest w rękach sąsiadów,
a decyzja ma skutek fatalny.
Tajemnica na tajemnicy.
Uroczystość kolejna - państwowa.
Pierwsze kłamstwa padały z mównicy.
Ktoś zbiór tajny w pałacu przejmował.
A pan premier żółwikiem się witał,
potem mocno się ściskał z Putinem.
Ktoś już piłą spalinową zgrzytał.
Ustalano ostatnią godzinę.
To na pewno jest katastrofa!
Jest też poszlak łańcuszek gruby.
Każdy z nas się o sprawę otarł
i nacisku odczuwał próby.
Nie ma mowy o żadnej kulturze.
Cały naród piętnują podziały.
Wciąż modlitwy wędrują ku górze,
a nadzieje w czeluść pospadały.
Trąbią "Ciszę" i niosą krzyże.
Marsze. Wieńce. Modlitwy. Przemowy.
Do finału jest dalej niż bliżej.
Ludzie szepczą - Był zamach kwietniowy.
Do nas teraz należą wybory.
Jedni w lewo, a drudzy na prawo.
Narodowe, kwietniowe nieszpory.
Msza w Katedrze. Czy pójdziesz Warszawo?