25 listopada 2014
Powyborczy pozew sądowy
" Wielkie nieprawidłowości.
Widziałem w znacznej ilości
i pan burmistrz właśnie za to
nazwał mnie publicznie - szmatą!
To była tylko namiastka.
Burmistrz zechciał dać "co łaska",
kilku zdolnym urzędnikom,
jeśli będą jego wtyką
w pewnym przypadkowym składzie.
Uchwalono więc na radzie
przesunięcia w miejskich środkach,
by nie było totolotka,
tylko gwarancja wygranej.
Dziennikarce, dosyć znanej
podarowano laptopa.
Artykuł burmistrza poparł.
Pani z Opieki Społecznej
miała w strefie niebezpiecznej
rozdawać ulotki z puszką.
Z piwem i ostrą pogróżką
o wycofaniu dotacji.
Zawiadowca na swej stacji
czynił bardzo wiele wstrętów
dla plakatów konkurentów.
Na targu puszczono plotkę,
że pan burmistrz z samym Miodkiem
siedział w jednaj szkolnej ławce,
a Miodek miał go za znawcę
i człowieka wrażliwego.
Dodano także coś złego
o miejscowej opozycji,
że jest na oku policji,
bo wyjeżdża z kibolami.
Zapoznała się z pałkami,
leżąc w warszawskim rynsztoku.
Listę już podjętych kroków
omówiono na spotkaniu."
Napisał o tym zebraniu
w pozwie, w Sądzie Okręgowym
dawny radny lewicowy.
To musi być bajką. Prawdą być nie może.
Ja ten cały pozew między bajki włożę.