9 listopada 2011
Idę
Idę za większością, gdzie wcale iść nie chcę.
Chcę, czy nie chcę - ręce wyciągnięte depczę
tym, którzy upadli - podnieść się nie mogą.
Moi bliscy ze mną, tą nieszczęsną drogą
podążają także przez los przymuszeni.
W swoim własnym kraju, na Ojczystej ziemi
pochylać się muszę przed obrzydliwością.
Stało się koszmarem, co było radością.
W krzyki się zmieniło to, co było śpiewem.
Czym się marsz zakończy nikt nie wie. Ja nie wiem.
Moi ulubieńcy zostali bezwolni.
Stoją przy oprawcach o los niespokojni
i liczą, że lepszych czasów doczekają,
a tamci drwią z ludzi i się uśmiechają .
Przyjmują zaszczyty. Obrastają w piórka.
Czy tak ma wyglądać historii powtórka,
kiedy nas karano z donosu za myśli.
Ludzie protestować i święto czcić wyszli,
lecz nawet im na to dziś nie pozwolono.
"Wyjazd czyni wolnym!" - napis powieszono.
Defilada przeszła. Biskup skropił wieńce.
Płacić nakazano - wciąż więcej i więcej.
Ręce opadają, lecz przecież iść trzeba.
Człowiek znaku szuka. Zwraca się do nieba,
lecz niebo tym razem mu nie odpowiada.
Zasnuły je szare chmury listopada.
Poezja
Proza
Fotografia
Grafika
Wideo wiersz
Pocztówka
Dziennik
Książki
Handmade