Marek Gajowniczek, 2 maja 2015
Nogi się ugięły. Test dla piątej klasy.
Wiktor Woroszylski swoim wierszem straszy,
a ja sens przekazu tłumaczę wnukowi.
Stalinowskie czasy. Aż mi się grzbiet mrowi.
Komuno! Komuno! Myśli prostytutko!
Nigdy nie odeszłaś. Nie rządziłaś krótko.
Nasze dzieci w szkole teraz deprawujesz.
Władasz edukacją i dzisiaj świętujesz.
Wiktor Woroszylski? Boże! Co za czasy?
Partie - oligarchie. Znów podział na klasy?
Taka jest klasyka, jak wasza hybryda.
Test ogłupiający, a wierszyk - ohyda!
Marek Gajowniczek, 1 maja 2015
Zmokną flagi i proporce
i wysiądzie nagłośnienie.
Zamierzenia, dawne wzorce
spłyną w kanał, wsiąkną w ziemię.
Biała chmura nad czerwienią
pociemniała, złością wzbiera.
Mowy skrócą, trasy zmienią.
Gromadka się wolno zbiera.
Nie ma już tych generałów.
Nie ma już tych sekretarzy.
Nie ma już tych licznych załóg.
O szpalerach trudno marzyć.
Rozmyją się transparenty.
Pochlipią w deszczu okrzyki.
Maj - przez lata prawie święty,
nie zbierze wielkiej publiki.
Propaganda na zwolnieniach.
Wybory nie dały kasy.
Nikt ekspertów nie docenia.
Jak inni pójdą na nasyp.
Fetować nie ma potrzeby
skoro wszyscy na śmieciówkach.
Ciemna chmura - widmo biedy.
Parasole na majówkach.
Marek Gajowniczek, 30 kwietnia 2015
Nigdy deszcz nie pada w maju na pochodzie.
W Boże Ciało zawsze leje. Sprawdź, gdy chcesz.
Mogą mylić się w prognozie, nawet co dzień,
lecz pierwszego będzie słońce, a nie deszcz.
Nie ma pracy. Są rodacy i jest święto.
W Komorowie może człowiek grilla grzać.
Maj ma dla nas zawsze gębę uśmiechniętą.
Zwłaszcza dla tych, których na Harleya stać!
Ref.
Nigdy deszcz nie pada w maju na pochodzie.
W Boże Ciało zawsze leje. Sprawdź, gdy chcesz.
Mogą mylić się w prognozie, nawet co dzień,
lecz pierwszego będzie słońce, a nie deszcz.
Nie ma miodu dla narodu. Jest majówka.
Tu pierwszego Kalifornię możesz mieć.
Czeka droga, zapomoga lub chwilówka.
Dobra chwila jest na grilla. W Polskę leć!
Ref.
Nigdy deszcz nie pada w maju na pochodzie.
W Boże Ciało zawsze leje. Sprawdź, gdy chcesz.
Mogą mylić się w prognozie, nawet co dzień,
lecz pierwszego będzie słońce, a nie deszcz.
Scott McKenzie. Silnik rzęzi Kalifornię.
Gdzieś tam czeka na człowieka Nocny Wilk.
TV-i ględzi, a ty pędzisz. Procent - w normie.
Masz dla siebie tej wolności kilka chwil.
Ref,
Nigdy deszcz nie pada w maju na pochodzie.
W Boże Ciało zawsze leje. Sprawdź, gdy chcesz.
Mogą mylić się w prognozie, nawet co dzień,
lecz pierwszego będzie słońce, a nie deszcz.
Marek Gajowniczek, 30 kwietnia 2015
Media mają oczy bystre.
Trudno strzec sekretów.
Czy może dzisiaj minister
nie mieć pistoletu?
Przy kaburze znacznie dłużej
można krajem rządzić,
chyba, że w prokuraturze
zechcą go utrącić.
Na tym u nas się osadza
cała polityka.
Jest pistolet i trójwładza.
Nie ma Grabarczyka.
Wszędzie są tu pozwolenia -
od chęci do czynu
i może spec od rządzenia
nie zdać egzaminu.
Marek Gajowniczek, 29 kwietnia 2015
Stary Ostas na Litwie
przechowywał relikwie
bohaterów dawnego powstania,
ale już swym trzem synom
jak parlament - Litwinom,
mówić w polskim języku zabraniał.
Każdy z nich po niemiecku,
po francusku, angielsku
umiał dobrze powiedzieć trzy słowa,
ale pacierz i zwyczaj
dobrze znał z Mickiewicza,
taka była ich mateczki mowa.
Poprzez dziejów zamiecie
już jeździli po świecie.
Kusił zachód i Europa.
Każdy uczuć spragniony
szukał dla siebie żony
i w głęboką depresję popadł.
Ojciec sobie pozwalał
i z sąsiedztwa, nie z dala,
przywiózł żonę zza miedzy - z Podlasia.
Synom kazał zjeść żabę.
Wszystkich wysłał za Łabę
i niezgodę w umysłach zasiał.
Podróż trwała niedługo,
a czas uciekał strugą.
Zatrąbiła Toyota nowa.
Kogo wieziesz mój synu?
Czy to dama z Londynu?
Nie mój ojcze! To z Polski - synowa!
Nie minęła godzina
w Mercedesie dziewczyna.
Stary Ostats wygląda ciekawy.
Kolorowa sukienka.
Pewnie synu to Niemka?
Nie mój ojcze! Synowa - z Warszawy!
Wiele osób się w Wilnie
uśmiechnęło przymilnie
do Ostasa, gdy wysiadł syn trzeci.
Stary o nic nie pytał
i po polsku się witał.
Wołać księdza polskiego polecił.
Marek Gajowniczek, 29 kwietnia 2015
Po wyborach trzeba będzie wspólnie mieszkać
i rozmawiać i uzgadniać politykę,
więc czy warto tak się gnoić, niszczyć, besztać
ostrym słowem i brzydkim językiem.
Po wyborach nie nastąpi żaden potop,
co najwyżej może ktoś wyemigruje.
Po co teraz wciąż wylewać złości potok?
Bardzo wielu w swych kampaniach przeszarżuje.
Zaślepiona propaganda nic nie zmieni.
Wygra jeden, a resztę zawiodą plany
i to bagno wyschnie całkiem do jesieni.
Już je znamy. Przeżyjemy. Wytrzymamy.
Marek Gajowniczek, 29 kwietnia 2015
Pewien rynek jest szczelnie zamknięty
w bardzo wąskim zaklętym gronie.
Jego znawcy to czyste diamenty.
Gwiazdy w górach na nieboskłonie.
Ma ten rynek pracowite mrówki.
Swoje ścieżki i szlaki wysokie.
Swoje miejsca i tajne placówki
w dziwnych miejscach pod samym obłokiem.
Ileż tam się przenosi bogactwa
przez doliny najgorszej nędzy.
Zbyt wysokie to miejsca dla ptactwa,
lecz dostępne dla wielkich pieniędzy.
Już bywały tam wielkie dramaty,
gdy plecaki pochłonął lodowiec,
był terroryzm i władz tarapaty
i jedyny ratunek - śmigłowiec.
I nieszczęście najgorsze się stało.
Wszystko ludziom runęło na głowy.
I śmigłowców jest teraz za mało.
Zatrząsł się cały system światowy.
Płynie pomoc, lecz kto coś odszuka?
W tej ruinie, w tej kupie kamieni.
Finansjera, bankowość, nauka -
muszą świat od początku wycenić!
Upadł plan wirtualnej waluty.
Potężniejsze są siły natury.
System musi znów wejść w stare buty.
Świat się walić zaczyna od góry.
Marek Gajowniczek, 28 kwietnia 2015
Gala. Order na orderze.
Zaszczyt, albo wielka fucha.
Pan tu w jakim charakterze?
Jestem kwiatkiem do kożucha.
Przepraszam, że nie poznałem.
Rzeczywiście ładne kwiatki.
Owszem, czytałem... czytałem.
Pan to wyssał z mlekiem matki
i potrafi pan przyłożyć.
Oni, wie pan - na etatach.
Coraz trudniej można pożyć.
Wciąż się chude ciągną lata.
Jest nadzieja, lecz niewielka.
To ostatnie już akordy.
Zanika kultura wszelka,
a tam - uśmiechnięte mordy.
Są spokojni. Pewni siebie,
a ci dla nich to ekstrema.
Pan wszystkiego jeszcze nie wie,
a sprawiedliwości nie ma.
Słyszy pan? Mówią o panu.
Pojawiły się oklaski.
Jest tu kilku mężów stanu
oraz liczne sławy blaski.
Pana wiersza nie czytali,
każdy preferuje swoich.
Nie będziemy tu tak stali.
Mam obok służbowy stolik.
Z szatni wszystko lepiej widać.
Ciągle tu się zmienia świta.
Może to się dziwnym wydać,
a ja pana co dzień czytam.
Ania - żona się ucieszy,
gdyby zechciał pan dwa słowa...
Redaktor nas wzrokiem przeszył.
Gala. Polaków rozmowa.
Marek Gajowniczek, 28 kwietnia 2015
Tak już było!
Tak już było!
Był już kiedyś taki czas,
że głosować się chodziło
jednym głosem.
Wszyscy!
Wraz.
A cóż to się porobiło,
że nauki poszły w las?
Kogo by się nie skreśliło -
wyznaczony zawsze wlazł!
Potem w prasie się trąbiło,
jak ta jedność spaja nas.
Tak już było!
Tak już było!
I będzie!
Kolejny
raz.
Może komuś jest niemiło,
bo już tak byliśmy blisko,
ale nam się przydarzyło.
To właściwie jest już wszystko.
Marek Gajowniczek, 28 kwietnia 2015
Nie zakocham się w maju, wbrew sobie.
Tak śpiewali już Starsi Panowie.
Nie o takiej marzyłem wiośnie.
Bez emocji jest teraz żyć prościej.
Nie zawrócą mi głowy słowiki,
gdy do koła wyborcze okrzyki.
Już mi mediów harmider spowszedniał,
a dziewczyna, choć ładna, jest jedna.
Nie napiszę majowych peanów
dla tej reszty nieciekawych panów,
bo wciąż jestem uparcie hetero...
i pociągu do panów mam zero.
Taką już mam niemodną naturę.
Zmiana dla mnie, to kwaśny ogórek.
Ze strojenia już przed koncertem,
wiem - podsuną najgorszą ofertę!
Nie zakocham się w maju. Poczekam.
Chociaż tak molestują człowieka.
Zaczepiają, nękają i kuszą,
ale mnie do niczego nie zmuszą.
A ten maj już właściwie za chwilę.
Zatrzepoczą serduszka - motyle.
Buchnie bez i już kwitną kasztany.
Trochę szkoda tych - niewybranych.
Taki maj. Trafisz lepiej, lub gorzej.
Jeszcze myślę czasami... a może?
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.