17 listopada 2011
Bęc
księżyc w pełni. zapalam papierosa. uwalniam
pasmo dymu. układa się jak słowa w naprędce
pisanym wierszu. roztrząsam na nim liście
listopadowe i zamieniam w ścieżkę biegnącą
bez butów. umieszczam nas, twarzami do siebie
i zamykam w kółku graniastym. zatapiam palce
w twoich włosach. uwierz, jestem na wyciągnięcie
języka. wszystko kołysze się słodko. tymczasem,
dalej stoję pod ścianą. jednym szybkim gestem
burzę obrazek nierealnie szczęśliwy i wszystko
zarazem. nie, nie wyrosłam z marzeń lecz przez
krótką chwilę zapragnęłam umrzeć.
Tobie:-)