22 czerwca 2010
samotność dodaje sił na śmierć dzień
WIERZYŁEM KIEDYŚ W ŚWIAT TAK PIEKNY BO BEZ WAD,
BEZ MYSLI NISZCZĄCYCH MĄ OSOBOWOŚĆ,
O CZYSTYCH SŁOWACH JAK PIERWSZY ŚNIEG PRUSZĄCY O PORANKU.
TA WIARA ZGASŁA JAK PŁOMIEŃ ŚWIECY ZDMUCHNIĘTY PRZEZ SZALEJĄCY GNIEW WOKÓŁ MNIE,
ZANIM ZGASŁA, BLADYM BEZ WYRAZU PŁOMIENIEM TOPIŁA PŁATKI MIŁOŚCI OTACZAJĄCEJ MNIE.
TERAZ POZOSTAŁ TYLKO CIEMNY DYM OSNÓWAJĄCY WSZYSTKO WOKÓŁ MNIE,
CORAZ SŁABIEJ WIDZĘ LUDZI,
CORAZ CZĘŚCIEJ BEZ WYRAZU POCIESZJA MNIE,
CORAZ CZĘŚCIEJ ODCHODZĄ BEZ SŁOWA.
ZANIM ZGASŁA POPARZYŁA MNIE. BLIZNA TEGO DNIA CIĄŻY NA KAŻDYM RUCHU MYM,
KAŻDA MYŚL MA TERAZ RANI ICH,
TYCH KTÓRZY SĄ OBOK MNIE.
BRZEMIE TEGO STANU POGŁĘBIA SIĘ UKAZUJĄC JAK CZĘSTO BYŁA ZŁUDNA I KŁAMLIWA.
GDY BYŁEM NAJBARDZIEJ BEZBRONNY, TERAZ SILNY JAK NIGDY POWOLI ODCHODZĘ,
PRZEMIJAJA ME DNI, PRZEMIJAM JA, PRZEMIJASZ TY, LECZ TERAZ SAMOTNIE