23 listopada 2012
odprowadzę cię
pachnie jabłkami ze słonecznych sadów
napoczętą trawą ale nie potrafię
smakować pocałunków darowanych
na dworcu do biletu w jedną stronę
/nigdy nie starasz się wracać o czasie
bym mogła zdążyć z wymyślną metaforą/
lubię zasypiać obok ale wszystkie nasze
wieczory zaczynają się o świcie a
kończą w zimnym łóżku
zależy od miejsc w których widziano
nas razem można wracać szukać cieni
porzuconych w kłótni udawać ptaka i
odlatywać spłoszonym
/kiedy wytrącasz klucz z mojej ręki
wilgoć przychodzi z zewnątrz/
dotykam skóry taki skąpy płomień
a tyle ciepła po czyjej leżysz stronie
o kim myślisz kiedy maluję usta