krsto, 15 listopada 2011
stwórca wszystkiego
jest we mnie
ja jestem w nim
zamknięty jak osa
w bursztynie
schyla sie nade mną
podaje dłoń
idziemy po ziemi
którą on stworzył
podnoszę obolałe powieki
patrzę na kwiaty
i twarze
widzę szerokie biodra
i kołyszące się
w rytm muzyki pośladki
to jego dzieło
on też o nich myśli
coraz częściej
im ma więcej lat
stoję pod drzewem
które pamięta
ostatniego króla
z rodu piastów
dąb szumi nade mną
starymi gałęziami
opowiada historię ziemi
Ciechicinek, 10 października 2011 r.
krsto, 14 listopada 2011
moja siostra
miała rude włosy
gdy wypowiadała słowa
zaciskała ręce
nosiła białe skarpetki
z niebieską kreską
była dobrym dzieckiem
gdy mama umarła
odeszła przez mgłę
teraz gdzieś jest
może powoli
sączy alkohol
głosno czyta wiersze
ktore mają rym i rytm
chodziła po ogródku
wąchała róże
nerwową dłonią
głaskała psy
nie ma
kwiatów zwierząt
i mojej siostry
włosy miała związane
w koński ogon
leżała na słońcu
czekała na miłość
ale wszystko było
brzydkie nijakie
miało wykrzywioną twarz
popękane usta
tylko róże i psy
czekały na jej dotyk
Ciechocinek, 10 października 2011
krsto, 13 listopada 2011
zamknięto okna
opadły kotary
woda po kamieniach
płynęła wolno
grała muzyka
ktoś nucił na fletni pana
nutki z jarmarków
i dancingów
wszedł chopin
usiadł przy fortepianie
zaczął grać andante spianato
czekałem na wielkiego poloneza
lecz fletnia
ciągle brzęczała
ubogimi melodyjkami
pianista zamknął wieko
i wyszedł
w uszach miałem
nuty zerwane
z mazowieckich ścieżek
osoba obok powiedziała
dlaczego przerwano koncert
pozostali milczeli
Ciechocinek, 8 października 2011
krsto, 12 listopada 2011
nie wolno schodzić
tymi schodami
poniżej poziomu
dalej jest katastrofa
niszczy cię bezprawie
wypowiadanych słów
bez tego ulotnego
nieokreślonego westchnienia
słuchaj krzysiu
śpiewa słowik
przejeżdża konny tramwaj
oczy patrzą do góry
słucham łapczywie
tak jest
lecz jeszcze musi być
coś więcej
coś ponad
boję się patrzeć w górę
historia
trzyma mnie za rękę
ona jedyna
poziom trwa na przeciwko
moich dłoni
idę ku niemu
jego cień ulatuje
nie wolno zejść
poniżej poziomu słów
Ciechocinek, 7 października 2011 r.
krsto, 11 listopada 2011
brzoza jak matka
płacze za oknem
żałobną pieśnią
z wnętrza więc z siebie
porzucam dom
lecz stoję jeszcze
patrzę jak w ramę okna
wciąż stuka
podróżny gołąb
ptak białoskrzydły
matka brzoza
wie że odchodzę
w świat który szczerzy
zęby ze złości
czeka na błędy
nim krok postawię
rodzinne drzewo
daje mi prezent
na drogę w bezkres
białą gałązkę
z zielonym frędzlem
kiedy cień padnie
na siwą głowę
pochyl twarz w zmarszczkach
przed tym zapachem
patrzę na matczyne ręce
załamane zwisają
zamiast drogę wskazywać
która wiedzie na wyspy
zamieszkałe przez ostatnich
tutaj ludożeców
Ciechocinek, 6 października 2011 r.
krsto, 30 września 2011
po drugiej stronie ulicy
był sklep spożywczy
rano grał bańkami
na mleko
obok
szczerzyła czerwone cegły
kamienica ze śladami kul
dziewczyna stała koło domu
miała białe drobne zęby
i rozchylone usta
różowe pachnące
w oknie na piętrze
kobieta w kuchennym fartuchu
mówiła coś nerwowo
słowa porywał wiatr
rzuciła monetę
leciała szybko
wpadła w otwarte usta
dziesięciozłotowa moneta
rzucona przez matkę
złamała córce ząb
przechodnie obojętnie patrzyli
wiatr podnosił kurz z chodnika
autobus przejeżdżał
właściwie nic się nie stało
potem dziewczyna zachorowała
na dziwną chorobę
nie pamiętam
jak miała na imię
nazywaliśmy ją
szkarlatyna
Świder, 29 września 2011
krsto, 29 września 2011
blade światło lampy
szum za oknem
we mnie cisza
już była taka chwila
gdy siedziałem sam
na wilgotnej trawie
księżyc zachodził
za wierzchołki drzew
stół ma kolor piasku
drży woda w butelce
pamiętam jeszcze ciepło mleka
z porannego udoju
siedzę i czekam
ciemność jak płatek
spada
na mokrą ziemię
za oknem
idzie wieczór
leniwie przebiera nogami
Otwock, 27 września 2011
krsto, 28 września 2011
miał na imię zenek
podarował mi książkę
jak hartowała się stal
była w zielonej
płóciennej oprawie
liczyła tysiąc stron
ojciec odwiedzał mnie
ukradkiem po lekcjach
stał przed szkołą
zmieszany i cichy
przynosił prezenty
z okazji imienin
i na śnieżną gwiazdkę
były to powieści
o tym że nie wolno
tracić nadziei
w czasach zagrożenia
czytałem je wszystkie
nikt mnie nie zmuszał
do wiary
w świętego mikołaja
ale sam chciałem
żeby pod choinką
leżały prezenty
przez niego kupione
potem zobaczyłem
że książka pana zenka
była nagrodą dla niego
za donosicielstwo
Otwock, 27 września 2011
krsto, 28 września 2011
miałem siedem lat
gdy posadziłem drzewo
dwie epoki później
spłodziłem syna
domu nie zbudowałem
przed szkołą
stoi pień omszały
patrzyłem dziewczynom w oczy
lśniła woda w rzece
poruszana wiatrem
szumiało sitowie
dumny byłem z siebie
grześ mówi do mnie
czas dom budować
milczę uporczywie
co słowo może
gdy korozja zjada kielnię
dzień po dniu
plac pod budowę
zmienił się w bagno
krzaki wyrosły
kolczaste i wonne
jednak posadziłem
przy bramie szkoły
jesion który dziś gada
o pierwszej budowie
Świder, 27 września 2011
krsto, 26 września 2011
wiersz jest jak wnuczka
gdy siada do lekcji i mówi
chodź dziadku do mnie
i razem
przechodzimy chemię
biologię
brniemy przez gąszcze
słów hiszpańskich włoskich
prababka łacina śmieję się
pod wąsem
wołamy znużeni mądrością
sursum corda
wiersz jest jak wnuczka
mówi
chleb mi posmaruj
dokładnie i grubo
potem bierze
portmonetkę w palce
wysnuwa z niej
ostatnie moniaki
kupi
płyn w miękkiej butelce
pić go będzie
wracając do domu
mów więc do mnie
moja nieznajoma
że tylko wiersz jest łasy
na pochwały świata
choć ma powtórzenia
Świder, 24 września 2011
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.