23 lipca 2024
późno już
wieczór
a ja siedzę nad resztką kawy
myślami gryząc się w język
spojrzeniem wydrapuję przestrzeń
między ustami a wyszczerbionym
brzegiem filiżanki
jeszcze niedawno rozbrzmiewał tu śmiech
ktoś sprzątał po śniadaniu po kolacji
noce były krótkie
brakowało czasu nie tylko na rozmowę
jeszcze wczoraj wszystko było możliwe
dzisiaj tylko motyle leciały z rąk
niczym ćmielowska porcelana