12 lipca 2013
Nasycenie
Chłodna jesienna noc rozgościła się na dobre. Szła wąską aleją gęsto wysadzaną starymi, rozłożystymi dębami. Drobne stopy delikatnie brodziły w dywanie z liści. Panowała zupełna cisza przerywana szelestem spadających to tu to tam, jesiennych liści. Wokół pachniało ziemią, trawą i czymś jeszcze, co czuła w nozdrzach, a czego nazwać nie potrafiła.
Nie czuła strachu lecz podniecenie i euforię, tak długo czekała na tę noc.
Czujnie nasłuchując i obserwując ścieżkę, dotarła do starego cmentarza, powoli weszła przez szeroko otwarte metalowe wrota. Roztoczył się przed nią widok mogił i krzyży, które naznaczył czas jak sędziwych starców.
Groby i kurhany były liczne rozsiane wśród drzew majestatycznie opierały się siłom natury i czasowi. Zdawało się, że cmentarzysko nie ma granic, tylko blask księżyca nieco rozjaśniał to miejsce wiecznego spoczynku.
Kamienie, z których wykuto nagrobki, porosły mchem, gdzieniegdzie pochylone krzyże, ciężko zapadły się w ziemię. Miejsce to tchnęło grozą, jednakże było urzekająco piękne, było w nim coś magicznego, coś co pociągało i odpychało zarazem, kazało uciekać i trwać.
Pewnym krokiem weszła pomiędzy monumenty pamięci, niecierpliwie czegoś szukając. Wiedziała, że jest blisko, czuła to.
Wreszcie znalazła. Był to masywny grób, stary i kamienny, jego cokół zdobił marmurowy sfinks mocno nadgryziony czasem. Poniżej zdobiły go znaki i symbole, odczytała pośpiesznie:
Najcenniejsze jest to, co pomieścisz w sercu.
Twoje ciało, żeby żyć potrzebuje strawy,
strawą dla duszy są akordy emocji.
Przejdziesz po pomoście łączącym serce i duszę
jeśliś prawdziwie w życiu swoim żył.
Położyła się na płycie, zamknęła oczy i czekała. Jej długi, gruby warkocz w kolorze kłosów, opadał na mokrą od rosy ziemię. Od nagrobnej płyty czuła przejmujący chłód, ale nie dbała o to, czekała. Zacisnęła drobne dłonie w pieści, jak by w ten sposób mogła przyspieszyć bieg wydarzeń.
Po chwili usłyszała szmery i dobiegający z oddali hałas. Uniosła się, wytężyła wzrok i skierowała twarz w kierunku usłyszanych dźwięków. Nagie gałęzie drzew, które niemalże pozbyły się liści, zakołysały się lekko w takt dyrygenta – wiatru.
Zobaczyła go jak powoli szedł w jej stronę, raz po raz znikając w ciemnościach i gęstwinie grobów i drzew.
Serce zakołatało jej w piersi, oczy wypełniły łzy. Po chwili dotarł do niej, na przywitanie uśmiechnął się lekko i powiedział:
-Witaj moja królewno, po raz kolejny będzie nam dane ożywić przeszłość.
W skupieniu wyszeptał jakieś słowa a zaraz potem ciężka nagrobna płyta bezszelestnie się odsunęła. Ich oczom ukazała się skrzynia wyłożona szkarłatnym atłasem, a na nim leżały świetliste kule. Wyglądały jak te, jakimi posługiwali się czarnoksiężnicy i magowie. Iskrzyły się świetliście, promienie światła padały na nich, rozjaśniały wszystko wokół, dając spektakl świateł i cieni.
Wzięli w dłonie pierwszą. A ta natychmiast rozświetlała się jeszcze większym blaskiem. Wpatrywali się w nią a po chwili wszystko ożyło, ujrzeli ruchome obrazy z przeszłości. Miejsca, które widzieli, zdarzenia, jakich doświadczyli, myśli, słowa, gesty, emocje, zapachy. Brali w ręce po kolei każdą z kul, wpatrywali się w nią jak urzeczeni i tak aż do świtu. Sycili się, tak jak łaknący głód, jak pustynia wodę.
Gdy wreszcie pieczołowicie odłożyli do skrzyni ostatnią z kul, wieko zatrzasnęło się z łoskotem.
Unieśli się z klęczek, popatrzyli na siebie, choć wiedziała, że zaraz znów go straci, była spokojna, niemal szczęśliwa.
Wówczas on powiedział:
-Będę czekał tu na ciebie za rok.
Odpowiedziała mu uśmiechem i skinieniem głowy. Odwrócił się i odszedł, obserwowała jak jego sylwetka niknie, rozpływa się w powietrzu. Gdyby tak jeszcze mogła go dotknąć….