10 lutego 2013
Oczyszczenie
Był zimny jesienny wieczór, gęsta mgła otuliła miasto. Z gotyckich kamienic od palących się w domach świec, padało żółtoblade światło na ciasne ulice. Z licznych i ogromnych baszt, wieżyczek, padały długie ,czarne cienie, układające się w przeróżne przypominające ludzkie postacie kształty. Gra świateł i cieni żyła własnym, magicznym życiem.
Wybiła północ, ulicą szła młoda, piękna kobieta. Czuła, że w tym dziwnym miejscu jest zupełnie sama. Nie wiedziała gdzie i po co zmierza i dlaczego się tu znalazła. W głowie kłębiły się dziesiątki pytań, jednak pchana niewidzialną siłą szła naprzód. Mgła była coraz gęstsza. Zaciekawienie otaczającą rzeczywistością z wolna zmieniało się w niepokój, a potem w coraz większy lęk.
Jej długie, kruczoczarne włosy opadały na ramiona, piersi, sięgały talii. Na bladej drobnej twarzy o ogromnych zielonych oczach, malował się strach. Długa, błękitna suknia, którą zdobił sznur pereł, przesiąkła wilgocią, krępowała ruchy.
Długo przemierzała zaułki i ulice miasta, w końcu poczuła zmęczenie, pragnęła odpocząć w jakimś bezpiecznym miejscu.
Od wszechobecnej białej jak mleko mgły, świat wokół zamazał swój kontur. Przejmującą ciszę mąciły jedynie jej własne kroki. Szła coraz szybciej, rozpaczliwie rozglądała się wokół szukając jakiegoś miejsca gdzie mogłaby wejść, odpocząć i opanować rosnący lęk.
Przyspieszyła coraz bardziej kroku, mijała kolejne domy i kamienice, miasto coraz bardziej przypominało jakieś mroczne cmentarzysko. Wyczuwała nadnaturalność sytuacji, chciała się obudzić, to sen, to na pewno sen! - Myślała.
Poczuła na karku lodowaty chłód, rozejrzała się wokół próbując coś dojrzeć w otaczającej mgle. Biegła, desperacko szukała jakiejś ostoi, skrawka ziemi, gdzie będzie bezpieczna.
W jej pięknych zielonych oczach narosły łzy, które chwile potem ciekły po policzku. Panujący ziąb przejmował ciało do szpiku kości, drżała nie wiedzieć, czy bardziej z zimna czy przerażenia.
Biegła. Była coraz bardziej zmęczona, oddychała szybko, nierówno. Rozglądała się wokół z coraz większym przeczuciem nienaturalności sytuacji w jakiej się znalazła.
Nagle ogarnęło ją obezwładniające przerażenie, gdyż wreszcie odkryła coś, na co dotychczas nie zwróciła uwagi. W tym dziwnym świecie, żaden dom nie miał drzwi! Mijała kolejne kamienice, ale żadna nie posiadała drzwi tylko zimne, kamienne ściany.
Desperacko szukała schronienia. Czuła za sobą czyjąś obecność, czegoś złego, czegoś, co karmiło się jej strachem, rosło w siłę z każdym przyspieszonym oddechem.
Zrozpaczona bliska obłędu, nagle ujrzała upragnione drzwi! Uniosła głowę, stała przed ogromnym, starym, kamiennym kościołem. Jego wielkość i masywność przytłaczała wszystko wokół. Wierze zdawało się dotykały, nurzały się w ciemnym, grafitowym niebie.
Uspokoiła się. Na jej rzęsach wisiała jeszcze łza. Oddech zwolnił. Nie oglądając się za siebie, śmiało podeszła do wejścia. Klamka była duża i mosiężna. Musiała wspiąć się na stopach by jej dosięgnąć. Chwyciła ją, była lodowato zimna, mocno nacisnęła. Drzwi otworzyły się z głośnym, przeciągłym skrzypieniem. Jej oczom ukazało się wnętrze całe zalane krystalicznie czystą wodą i bladym, rozproszonym światłem. Woda była wszędzie, nieruchoma tafla odbijała nikłe światło padające od witraży. Spojrzała w dół. Widziała głębie wody a na jej dnie: ławy, ołtarz i palące się świece, dziesiątki, setki, palących się świec.
Przez chwile jak zahipnotyzowana wpatrywała się w wodę i blask płomieni na jej dnie. Pytała siebie jak to możliwe? Ogień, świece i woda?
Mimo, iż to co widziała było dla niej niepojęte, czuła się bezpieczna, lęk ustąpił miejsca ciekawości i fascynacji. Po chwili bez namysłu zrzuciła suknię i naga zanurzyła się w wodzie. Ku jej zaskoczeniu woda była przyjemnie ciepła, obmyła z niej resztki strachu, ukoiła nerwy. Nagie ciało w bezruchu utrzymywało się na tafli wody, obserwowała płomienie świec na dnie, które na przekór prawom fizyki ciągle się paliły. Woda oczyszczała ciało i duszę, czuła nieznaną jej dotąd lekkość. Błogość wypełniła serce, rozkoszowała się tym uczuciem, zatraciła się do reszty oddając się nieprzyzwoitej wręcz przyjemności.
Żadna myśl nie zakłócała jej umysłu, unosiła się na wodzie jak liść: czysta, lekka, wolna.
***