18 czerwca 2017
Rysownicy i opisowacze
Wszystko jest rysunkiem. Raczej mam łatwiej? Nie muszę jak kreślarka i student artystyczny zastanawiać się, w jaki sposób rysowaniem zbliżyć się do prawdy? Zadanie na dziś: Poznać rysownika. Ruszam w miasto. W Parku Chopina siedzi taki jeden w trawie. Przechodzę raz i drugi. Dwudziestolatek. Kto mu cienki warkoczyk z pasemka włosów z tyłu głowy zaplótł? Z kim parciane, indiańskie opaski na nadgarstki skombinował? Spodnie bojówki i bordowe vansy pewnie kupił sam. Twarz ma jasną, to i myśli jasne mieć musi. Rysuje hełmy wież kościoła franciszkanów z placu Bernardyńskiego. Tak to skomponował, że wieże wystają z kamienicy Frankiewicza; kościoła z parku nie widać. Może być, pomyślałem, i podchodzę niego ze słowami na ustach: – Potrzebuję poznać rysownika, skoro wszystko jest rysunkiem. Chłopak podniósł głowę i słońce odbiło mu się w oczach. Zrobił z dłoń daszek nad brwiami i powiedział: – Edzieszbereshorozsmeruburoki. I po chwili dodał: – Lengyel, magyar – két jó barát, együtt issza búját, borát. Uśmiecha się jak niemowlak w beciku. Nie wiem, czy z powodu mojego osłupienia, czy taki się urodził i tak go wychowano, że uśmiecha się przyjaźnie. Trudno uwierzyć, że nie mówi po ludzku. Chciałbym opowiedzieć, że hełmy wież, które go zaciekawiły, i które po węgierski ciul rysuje, po wojennej ruinie, dopiero w 1982 roku dźwigami zainstalowano. Trzydzieści siedem lat po wojnie. Powiedziałbym o Domku Loretańskim, o największy w Europie Żłóbku, który wznoszą w kościele, o ojcu Erneście... O Akademickich Gorzkich Żalach, które od kilku lat w każdą niedzielę Wielkiego Postu o dwudziestej gromadzą tam półtora tysiąca studentów! Tak w ogóle park, w którym znalazł natchnienie... A rysownik swoje: – Kezsorueszhoerberanosz... Wszystko jest rysunkiem, słowa nic nie znaczą.