Belamonte, 9 sierpnia 2012
świty szaleństwa
gospody płaczu, opatrznościowi dziadowie i dziewczęta
ptaki, które znają twoje myśli o poranku
i płaczą z tobą aleje
w ciebie biegną labirynty, wschody i zachody słońc
- gdzieś na stronie zgubiłem magiczny klucz do mojego życia -
wiosna, która błądzi z tobą po strychu
i odkurza bruzdy obrazów
szukamy, na pewno widzieliśmy coś
co umknęło naszej uwadze
a było dowodem na istnienie Boga
- pragnę poznać tą Prawdę -
pociągi lipca gnają przyprószone kwieciem akacji
żyją
nigdy się nie zestarzeją
wszyscy bliscy już w nich są
i z dziś i z wczoraj i z jutra
i ze snu i z jawy
Belamonte, 9 sierpnia 2012
wielkie białe ptaki na horyzoncie nadziei!
zstąpcie spłyńcie na moje powieki
niech zamkną się podwoje szaleństwa
na wieki
swoimi litościwymi dłońmi
przybijcie mnie do krzyża cierpienia
ciosem w kark przerwijcie, z błyskiem litości w oku
agonie nic nie rozumiejącego
szyją wygiętą w uroczy łuk
białością skrzydlatych ramion
bezwzględnością ruchów
bezlitością dzioba
wężowym sykiem nagiej szyi
spojrzeniem podkrążonych oczu -
nic do mnie nie mówicie i nic do mnie nie mówiłyście?
Belamonte, 8 sierpnia 2012
nad płaszczyzną świateł w owym mieście
błyskawica
lotem jaskółczym przemykam
wchłonięty
gromadami snują się przechodnie
degenerują w grupkach na podwórkach
ukulturalniają w lożach i na sofach
bomb snu w dole mało
piękne jest miasto
obce
zamykam oczy we śnie
głowę porwał jastrząb
nogi pląsają daleko
gdy ołów walczy z jastrzębiem o głowę
niech zapłonie stos
gdzieś tak głęboko jak na szczycie góry
otwartej agrafki lot
samoloty i pociągi
przez ludne wolne przestrzenie
drzazga
maczuga
lot
Książe obudzony obrotami Ziemi
udał się na bal
otwiera spuszcza nad miastem
z żołądka i głowy przemienionej
lecą cienie
flaki
bomby
łączy się ze snami mieszkańców
nie wiadomo czego chcą burze błyskawice
wiatry deszcze śniegi
sny
Belamonte, 6 sierpnia 2012
biją dzwony, dzisiaj wszystko ma znaczenie
wzywają do radosnego poznania Boga
co się z tobą dzieje?
dlaczego nie pomagasz ludziom?
wstań, na raz!
ja się nie żalę, bo kocham życie, ale...
może wszystko jest radosnym misterium
może właśnie kapłan odprawia mszę, gdy ja się zamyśliłem...
wiem jak wielkie to bluźnierstwo
stary przyjaciel podaje rękę
na polanie księżycowej byłem i nie
na polanie ze snu -
milczącej, żyjącej, oddychającej, mówiącej inaczej
zagubionej i odnalezionej ponownie
cisza, księżyc śle promienie
to ja
sam słuchałem mszy
potok przeciął jej ciało
rozbił na tysiąc kawałków promienie księżyca
z lasu wyszedł wilk
czekałem na niego
ma mi coś ważnego do powiedzenia
to ja
tak mówi do mnie wszystko
krety wychylają łebki z ziemi
ptaki milczą
świat nieobojętny
zagubiona polana
przez wszystkich zbrukana
leży pokonana -
To śmietnisko
-
- Pomóż mi doktorze.
- Zresztą nie. - To ja powinienem pomóc Tobie.
Belamonte, 5 sierpnia 2012
Mam w sobie wroga z wijącymi się mackami.
Ten dzień wyciąga po mnie palące łapska co minutę,
a więc lawiruję, a korytarzem co nie ma wyjścia biegnie młodość,
roześmiana bryła głosów chłopców i dziewcząt,
otwarła drzwi i wypadła na słońce...
Jak zwykle senna ściana przyparła mnie do muru, coś mnie pochwyciło
i wciąga do ściany, gdy biegłem za tatą ciemnym korytarzem...
Czekam na prześwietlenie głowy, które znowu niczego nie wykaże,
nie może wykazać.
A moja młodość błąka się wciąż w tym korytarzu,
gdy czekam tu przygłuchy na Lekarza.
Belamonte, 28 lipca 2012
Wszystko jest ciągłością
prosta linia, biegnijmy wraz z nią, linia której nie ma
wnętrza głów, tutaj zima, mróz, odchody na trawie
Może to nie musi być linia prosta cały czas, wystarczy że przecina na wylot
Umarłem, zniknął sen, zabiła go dziwka i zabił go rój wieprzy udających ludzi
ciało modli się do księżyca, liście spadając potrącają struny liry
dziwka na obramowaniu w futrze, ani sublimuje, ani nic - takie coś w istocie
albo wokół istoty - takie prawo pustki, pasożytnictwo
czysta pięta depcze węża, twarz wyraża spokój
ale wszystko jest ciągłością
i dlatego potrzebne są rytuały przejścia
byłem dzieckiem, miałem myśl, miałem wilgotne ręce i strach przed Bogiem,
a także ból, wyrzuty za zawody poczynione starszym
i ponure wieże, na które się wspinałem dla rozkoszy
wygarbowana skóra ducha, ulotnił się przodek
czarno - czerwona szachownica
Jest też rudy włos u innych, jest ręka Ojca w trzewiach
Ja zniknąłem
poskładać to lustro, by znów niewolnicy nosili wodę w Egipcie mych myśli
przerwane studia nad nieśmiertelnością duszy, ucieczka ciała bez snu
kosmici wysłali informację - Uwolnić Erosa
w zakładzie dla obłąkanych Nowy Chrystus został uśpiony
a wszystko jest ciągłością
lata szczęścia w lata smutku przechodzą faraonie, pył po ziemi, nowa Ziemia,
dzieci na huśtawkach, pusty plac, łąka - nic się nie bój -
tu pająki przyjaciele na szmacie w łazience i na ścianach rozpinają sieci gwiezdne,
w których nie doświadczymy kary zbawienia, łapią innych w nie nie wpadając
niedosięgnięte niczym drobiny bez poezji
potem maszyna się wspina, ruch metaliczny - użyteczny - nieużyteczne obudzenie, dalej...
niewiasta marzy o dziecku, ucho wypuszcza mnie w mrok nocy, listowie drzew szemrze
- wszystko jest ciągłością
potem szereg głów z myślami i szereg atmosfer w domach
anioły Wendersa mają szerszy ogląd, Lucyfer strącony na kolejną planetę
ścierwo znów, znów twarz dziecka, znów twarz kobiety
sceny seksu, znów konający
wszystko jest ciągłością
potężna symfonia śmierci i życia
handel energią, walka, a w tym wszystkim ciągłość -
pocieszenie dla filozofa widzącego wielkie koła
w dół i w górę
nic nie umiera w ciągłości
bez zarysów nagłe przejścia
przerażający inny wszechświat - nie - niemożliwe
to tylko trup psa na łące w lecie
-
miłość stapiająca wszystko za sobą, nienawiść stapiająca anioły i demony w jedno
śmierć i życie, rozpacz i radość, czystość i brud, wszystko ma jakieś ciało
kłamstwo jest najczęściej maską żarłocznego egoizmu
prawda to czasem czyste okrucieństwo, miłosne uniesienie na skrzydłach
dobro to czystość, czy kłamie, czy nie
prawda to wnętrze
purytanie przegrali, wszystkie rzeczy przechodzą łagodnie w siebie
sąsiedztwo bez świadomości, sąsiedztwo, które nas zjada,
w które chcę się zapaść, w którym moja dusza zamieszka, w której przetrwam
mocą marzeń i energią atomów
wraz z resztą
muszę wierzyć w jakąś nieśmiertelność
-
myśli są wnętrzem, myśli są prawdziwe
ciało ma ustalony zakres kompatybilności z myślą
u dziecka jest właściwie równoważność
wyraz jest bezpośredni, niezafałszowany
na początku nie szuka się granic
nie dyskutuje nad pierwszeństwem akcji i reakcji
organizmu i środowiska, myśli i ciała
myśl wyraża się poprzez ciało w reakcji na bodziec lub odgórnie
każdy z nas pamięta, każdy powoli staje się aktorem
ciało służy maskowaniu
czasem myśl maskujemy inną myślą, przed sobą, przed innymi,
czasem myśl wirus maskuje się przed nami,
środowisko naciska cały czas, a my już niczego nie wiemy - to cudowne -
a przecież myśli są niejednorodne, dlatego ciało to z czasem wielkie kłamstwo,
wielki labirynt - im dalej od pierwszego nieświadomego zetknięcia
myśli i środka wyrazu (mieszkania),
a obu ze środowiskiem zewnętrznym (światem, łonem)
maski teatru japońskiego Kabuki wywlekają te pierwsze uczucia
pewnie jest też tam maska Kłamcy, jedyna maska wśród masek
chyba najbardziej obleśna, złożona, zagmatwana, cielesna, nienawistna i wielowarstwowa
kłamstwo też ma swoją prawdę
a jeśli każdy myślogest zapisuje się w pamięci po to byśmy tam sięgali, grali
żyjemy pamięcią i tylko pamięcią
przecież już dzieci mają pamięć gatunkową organizmu zanim wykształcą osobistą,
zanim będą odgórnie sobą kierować
może nawet to pamięć żywej materii
jesteśmy młodsi od robaków, mamy mózgi złożone, ale przecież wszystkiego z ery nędzy i mroku nie zapomnieliśmy
ale na szczęście jest też uśmiech dziecka, nowa karta
-
Więc pamiętasz - to twój bunt, to twoja ciągłość,
przywiązanie do dawnej bezpośredniości, dostęp do prawdy szczęścia
Jestem aktorem Jestem Rycerzem Pamięci
pierwszego zetknięcia, marzeń, gestów
Jestem niewolnikiem pierwszych zachwytów
Jestem wierny
Nie chcesz zgwałcić Czasu i Zmian, ale nic na to nie poradzisz
że stałeś się Rycerzem Pamięci
W ciągłości drzemie anioł, w końcu Ciągłość to Pamięć, ale też Wyróżnienie
Zaufaj życiowej sile
Nie pozwólmy umrzeć pięknym gestom
Niech się odbijają w jakichkolwiek zwierciadłach
Może to nienadaremnie
Moje ciało chce pomagać
Moje ciało chce pomocy
Belamonte, 19 lipca 2012
zjawiły się na ściółce punkty światła
w prześwitach listowia na ciemnej leśnej drodze
wiodącej do chaty z dziada pradziada niezamieszkanej
do zbiegu moich czucio-myślo-wrażeń i świata
w kulach światła leżą Angeliki i Bradamanty
ni kobiety ni mężczyźni ni dzieci - istoty
w kokonach embriony ciasno skurczone śpiące
muzyka cichych szepczących organów nie budzi a dociera
do duszy
dusza komunikuje się z aurą a aura udziela jej siebie
wzajemnie się sprzęgają w miejsce, kontakt mistyczny,
mimowolny, wzniosły
jest cicha godzina, wszystko na granicy
dzienni nie powstali, nocni się położyli, rozejm
dwie, sto armii uszanowało godzinę świtu
płyną kokony światła z ciałami dziewic, w bluszczach, jaszczurkach
igliwiach, roślinnych i martwych przedmiotach i żywych
połączonych mistycznie, bez słów i ciał
czy to istnieje? czy wyobraźnia wnika w promień czy
promień wnika w wyobraźnie? obrazy senne
tworzą się gdzieś poza granicami
wielkość nie istnieje, odległość nie istnieje
to drżące pyłki treści, ozdrowienie i nasycenie
nie jestem sam, oczy wyciskają swoją wolę
ktoś ukradł mi energię, byłem słaby
muszę powstać, mam szczere zamiary i swój prawdziwy kształt
jem te kule, wchodzę w te kule
dusza nie zna granic
z Syna na Ojca odzyskany wzrok
czekająca obecność samotnej głuszy
teraz jestem częścią tego miejsca
Belamonte, 17 lipca 2012
"Cóż to znaczy,
Gdy jesteś tutaj..."
Ale spanie jest ważne zawsze,
I jedzenie, a już picie to dopiero.
A brudny kochanek, któż to widział,
A więc mydło też jest potrzebne.
Tak, ale o tym się nie myśli,
Gdy się jest zakochanym -
No wiem, że dla ukochanego lub kochanka
Bardzo się czyścimy, ale o tym nie myślimy -
Chociaż dlaczego nie miało by się o tym myśleć
I organizować całego życia po dostąpieniu
Wyróżnienia miłości, w miłości,
Przez miłość, dla miłości...
Od pyłku do gór, wszystko,
Bo nawyki się przenoszą
Na bazie przyjemności.
Na delikatnym płynie do prania "dreft" obrazek
Matki świętej i czyściutkiego niemowlęcia
W żółtym kaftaniku.
Namydlam długo ciało kobiety
I mam z tego przyjemność.
Jezus bierze chrzest.
Jezus daje chrzest.
Małpki się iskają.
Papużki się skubią.
Proszę się umyć przed jedzeniem, po jedzeniu,
Przed miłością, po miłości,
Przed śmiercią i po śmierci.
Może kochać to być czystym, świeżym,
Chłonnym jak gąbka.
Bez tego i miłości i rozkoszy zbraknie.
Gdy się dba o siebie i o innych
To jest prawdziwa miłość.
Świata można nie rozumieć,
Ale trzeba się tak odnosić do Niego
Jak ukochany z kochankiem do siebie.
Tak trzeba o Niego i o siebie dbać.
Upiększać się wzajemnie.
Przymierzać suknie na czystą duszę.
Powinno nam zależeć.
Gdy już jesteśmy sami i nie ma z nikim kontaktu, to myć nam się nie chce, dbać o siebie, bez przyjemności nawyk zanika, bez tej miłości - aktu dbania o nas, o kogoś - znika życie. Gdy uważam się za zero.
Nie wiem czy rozum to jest zło, czy uczucia - i to jest potrzebne by być i to. Czasem i uczucia odzielają nas od kogoś (prezerwatywa uczuć).
Mój nawyk został przeniesiony. I z uczuciami raz walczyłem, raz z książkami, raz z mędrcami, raz z tym, raz z owym by ten kontakt powrócił.
Myłem się, oj myłem i nadal uprawiam mycie bez kontaktu, bez miłości, choć mniej.
Jak tego zaniecham to znak, że można mnie dobić.
Dopowiem jeszcze, że kiedy czasem głaszczę się po głowie wieczorem przed zaśnięciem to robię to jak mama i czuję jej obecność.
A może to żona mnie pogłaszcze czasem.
Belamonte, 17 lipca 2012
noc ze śmiercią życie pożera
słodki biznes się rozpościera
diabel szuka świata
ból rodzenia w nicość ulata
wchodzą miłośnie w uda rodziny ogni
śmiechy na łąkach chęci zatraty
szybują, rezygnują, jedzą, myślą, czują
do wyjścia żeglują
głód spina się ku granicom
ku odległościom i namiętnościom
odnajdzie łania drogę do nieba
dziecku i psu rękę podać trzeba
w środku na szczycie dogania nas małość gór
dumny silny samotnik dokonuje cudu
mimowolne ruchy warg na widok lodów
pająk głodu powstałych z martwych
każdej duszy podróż ku gwiazdom
złożone ręce prośby modlitwy szczęścia
rozpaczy rozmowy
zużywanie się wszystkiego
nawet życia wolnego
pająk światła gnije
życie osiada na wolnych orbitach
kształt butelki to głód wody
życie to głód życia
ciała to przygody,
wody, ognia głody,
które pożerają mnie, aż zanikam,
gdy ich sens się urzeczywistnia
tylko dzięki mnie
muszla wypełniona oceanem
ciemne zasklepienia bólu hostii świętej
gnicie czystości w mym sercu
sen przeprowadza
bezpiecznie ku oczom dnia
zgarniam surowe blizny oczami dniem nocą
wylęknione zwęglone wylęgnięte
w mglistą wilgoć
w ślad za uciekającym dniem
za jutrzenką z nocy gnicia dążę
w poranne mgły szczęścia
ludzie nie są całkiem przezroczyści
to magazynki kilku naboi
filtry do kawy czarnej nocy
samobójcy zabójcy ofiary i święte krowy
ukształtowane raz na wieczność
na końcu trzeba rzucić się w otchłań
bo koło wiecznego powrotu jest ogromne
odnawia się pająk światła i głodu
po platońskim roku
przez te rury mkną demony
dzieci przyciskały sobie płuca
i tak zobaczyłem śnieżenie wieczności
koła się toczą, zdobyte punkty wyjścia poza
opuszczanie koła za kołem, ta jedna myśl to tyczka
wędrowiec, koło najszersze
mediator przepaści, pokonanie bólu
wirus zdrowia, madiator pomocy
Ale i tak wszystko należy do rzek
i przyszłości...
na końcu DNA w Robocopie
wyruszy w kosmos z Księgą Żywych i Umarłych
by doskonalić się wśród istot niemarnych
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.