31 lipca 2012
5 stycznia 2011, środa ( styczeń, druga połowa )
wysiadłam z tratwy po tęczy jak po trapie
udałam się na wyspę szczęśliwą
znalazłam odpocznie
pachniało motylem i maliną
zasnęłam
śniłam cudny sen
przebudziłam się
wyspy nie było
tylko żurawia krzyk
wystraszył się mnie
upiorem wracam na tratwę, bo trapu nie ma
znajdź kołek osikowy
niech wreszcie przestanie boleć
niech wreszcie odpocznę
niech klątwa skończy się
po co wstawać przed świtem?
wysiadywać do późna?
po co?
skoro dajesz i we śnie
tylko tym, których sam wybrałeś
już mnie nie omamisz słońcem
bielą stokrotek na zielonym rowie
wiosna?
choć ptaki uwierzyły, bo zabełtałeś im w głowach
głupie
niech śpiewają
to nie Ty mnie wybrałeś
to ja Ciebie wybrałam
a potężne berło rozciągnęło się z Syjonu
dotknęło mnie
na nowo zrodziłeś mnie jako mgłę z łona nocy
w świetle księżyca przyodziałeś w święte szaty z lawendy
posłałeś na łąki
one poczuły Twój zapach
Twoja moc
sprawiłeś, że stały się podnóżkami pod moje bose stopy
każdy mój ślad zamieniłeś w srebrny szron
zastygam w pięknym poranku
odbijam się w białych igiełkach traw
skrze się
ja mgła
pozostałość nocy
w srebrnej odbita gwieździe
tęsknię
choć wszedłeś we mgłę
brakuje mi Ciebie
usiadłam przed szybą
głodna Ciebie
w kroplach deszczu
pustką świeciła bezsenność
wycieraczki zmazały bezsenność
usiadłam przed szybą
napełniona snami
w odgłosie roztrzaskujących się kropli
bezdech popychany ciężkim jak głaz spojrzeniem
wycieraczki zmazały spojrzenie
usiadłam przed szybą
w smaku kropli deszczu rama z zapachu motyli wypełniona mgłą
wycieraczki nie zadziałały
w głowie mi się kręci
od intensywności zapachu
i nadmiaru mgły
kto był we mgle, wie co to tęsknota
kto uracił serce, odkrył uczucie
kto dotknął policzka, poznał działanie ciepła
kto był motylem, sięgnął głębi
przed ogniem w piecu para i dym
przede mną rama z motyli wypełniona po brzegi śniegiem
naciągniętym przez żaby śpiące do wiosny
w śnieżnej zaspie obrazu ślimaka
i ja, amoralność
przecież nie mówi się dzień dobry mgle
nawet jeśli się w niej bywa
pędzel ze skrzydeł czarnego zrobiony demona
zanurzam w białej farbie
na mojej palecie
domaluję szarym plamom na dachu
biały rumieniec
i tiulowy uśmiech
i jaszcze zapach konwalii
gołębie też pokropię
niech sobie na biało gruchają
na tym parapecie
bo wszyscy tak pilnie pracują.
a kartki tak cudnie szeleszczą
nie chcę siedzieć bezczynnie
w ten pracowity, choć cichy czas
tam, gdzie żerują gawrony
tam i ja się pojawiam
i sama pożeram myśli grzeszników
tam, gdzie żerują wrony
tam śniegiem puszystym spadam
i sama się nim sycę
nektarem życia
tam, gdzie odchodzą dusze
tam ja stoję
i bramy otwieram
sama tam wchodzę
i już nie wracam
chyba, że gołębiem
myśl
krwiotwórcza
niedokrwistość
półcienia
matuzmiennogradacyjnego
szaleństwo mgły
penetracja od środka pędzlem ze skrzydeł
czarnych demonów
pełnia szczęścia
mgły
mgły też
uważaj
załóż kaftan bezpieczeństwa
mgle
będzie Cię penetrować, aż nasyci się
a roztwór mgły nasyconej mgłą
zdarzenia niemożliwe
wręcz
smutek wypełnia po brzegi
i ciągle go przybywa
brakuje powietrza
serce gubi rytm
znów siadłam nad brzegiem Wielkiej Wanny
nawet nie płakałam
nie miałam czym
metafizyczne wody rozlały się po raz wtóry po łazience
szarooliwkowe światło sączące się przez dziurkę od klucza
nie pozwoliło zanurzyć się w wodach
intrygowało
nęciło
wzniecało trawiący od środka słodki głuchy bezbarwny ogień
rozlewało słodycz.
suchą jeszcze stopą dotknęłam Pont des Arts
przypadkowe spotkanie
najmniej przypadkowe
Ty szedłeś wzdłuż Rue de Siene
nie latałam dzisiejszej nocy
choć skrzydła były gotowe do lotu
i Droga Mleczna rozświetlała niebo
mimo, że wszystko wołało, choć nie miało języka
dotykało, choć nie miało rąk
patrzyło, choć nie miało oczu
nie mogłam rozprostować skrzydeł, bo słodycz
wspólniczka czasu i wspomnień
trawiła mnie od środka
paraliżowała
zeszłam krecimi korytarzami
w dół
w krecie miasto
nie miałam już siły chodzić
wsiadłam w "1" w kierunku Chateau de Vincennes
a potem w "5" w kierunku Bobiny
wysiadłam
światło
różowy poranek zapytał Est-ce que je peux t'aider?
nic nie odpowiedziałam
choć powinnam była odpowiedzieć
potrzebuję zapomnienia
ja?
ja też
kto nastawił budzik?
w tej bombie
dlaczego tak głośno tyka?
dzień się zjawił
i po co?
chwilka chwilę mija
kiedy się kiedy się pokryją na godzinie W
bomba problemów wybuchnie
Wielki Programisto, zatrzymaj chwilkę
niech nigdy nie dogoni chwili
niech znów będzie noc
cisza
zabijam
w sobie
na-nowo-poczęte uczucie
jak co dnia
cisza
w ciszy
soczysta malina
zapach dojrzałości
duszność narzędzia
wąż dusiciel skrzydlaty
smak dotyku
łaskocze