30 kwietnia 2015
Majestat
Płomień cytryn
W mojej mlecznej duszy, wewnątrz
rozsyła się krew
krew grejpfrutowa, a dusza
— migdałością.
Chodźże, zobacz,
jako moje serce tryska
cytrusowym
oceanem sytości i
niewinności.
Jakże pęka!
Coraz mocniej, zadziornością,
chwyta każde
inne serca pełne ognia
pustynnego
Uwikłania.
A gdy mnie ktoś ujmie w dłonie,
wzbudzam pożar,
syczę, płonę cytrynami,
w suche oczy.
Kogoś światło.
Światło duszy zakrwawionej
chłonie czystą
energetyczną wanilię,
moje światło.
Jakże cudnie!
Haha, cudnie ściągać skórę
tak, tę twoją
po czym nałożyć na moją złudną,
migdałowość.
Migdałość ta.
Ach, jakże cudnie cię widzieć
cierpkim, głodnym...
Łaknącym mych owoców.
Mów mi liczi!
To jestem ja.
Twoją światłość chromienieje,
ja mam ubaw
ciebiem wypełnił owocem,
t y ś j e s t ś l e p y!
Och, Skromności...
Błagam, żebyś zagościła,
w mojej duszy
waniliością ja żem nazwał
kartoflaność.
Cytrynowa.
Krwi cytrynowa, cięm właśnie
nazwał taką...
Toć tyś w rzeczy osmoloną
zwykłą krwią...
Wwierszowane
słowa mówią na początku
o świetności
o tym, jaki żem wspanialszy,
a że z ciebie
wyssać mogę czucie złota.
Ukończenie
skończenie próżności równe
— skończeniu tej cytryności
skończenie migdałości tej
równe skończeniu próżności
Koniec cytryności równy
początkowi migdałości...
Koniec, początek...
http://www.emultipoetry.eu/pl/poem/52313,objasnienia