5 lipca 2010
Walcząc o wiosnę
Zaczyna się -ptaki, kałuże, pąki. Głowy pokazują zagaszone w śniegu
pety. Ulicami płynie szarozielony szlam. Patrzysz i nie potrafisz
spolaryzować zmysłów. Ogrom przestrzeni na przestrzał. Rzucamy kamykiem
do rzeki. Nad jej miękkim, błotnistym brzegiem w upapranych spodniach,
z rękoma pełnymi mułu i żwiru szukamy idealnych kształtów. Ta dziwna
anatomia natury doprowadza nas niemal do obłędu. Zauważyć możesz
skupienie, chirurgiczną precyzję, szykowne pozy i waleczne nastawienie.
Gotowi do pojedynku, jak gęsi – sznurem (jeden za drugim), po kostki w
błocie, przy wtórze pijanych wiosną ptaków rozdziewiczamy kolejno taflę
jeziora.
Zaczyna się – motyle, przebiśniegi, drzewa. Pierwsze
„przepraszam” od dłuższego czasu. Ze splecionymi mocnym uściskiem
rękami, głowami podniesionymi do góry siadamy setkami par na ławkach i
wyciągamy nogi. Z zezem na oczach kochamy się wtórnie. Recykling –
przyroda musi się powtarzać. Uderza w głowy tanie wino. Kieszenie pełne
mandatów, przetarte spodnie - jako symbol buntu, papierosy, lufki,
piersióweczki. Pełne sutków dłonie w ustronnych parku świątyniach,
muchy we włosach i śpiew na ustach. Z każdą wiosną bardziej cichy.
Matury, chmury, garnitury, dziury w pamięci popkultury.
Zaczyna się – zdrady, romanse, flirty, związki.
Kolejne sezony ulubionych seriali. Ożywa osiedlowa piaskownica.
Przyjazdy, odwiedziny, kpiny. Tląca się lekkim żarem wiosna. Być może
seks w niedziele – po kościele. Grille, bankiety, piruety. Młodsza
kobieta z dużym biustem. Miliardy wspomnień w toalecie z czerwonym
nosem, spuchniętym okiem. Papieros na balkonie z teściową – krową
purpurową. Ażeby suka zdechła już tej zimy. Relanium, valium, witaminy.
Zaczyna się – podobnie kończy
Od wiosny na skrzydłach wiatru
Płoną miliony cienkich igieł
Za oknem – blado niby w zimę
Rzucamy więc kamyki. Czasami los się do nas uśmiechnie. Kto wygrał dzisiaj, jutro może zdechnie.