ZGODLIWY, 24 september 2018
Czy to czas leczy rany ?
On łagodzi pobojowiska
gdzie nasze dusze
doznały cierpienia.
Wiejący wiatr
zmaga się z twardą
materią wspomnień.
Ściera drobinami
unoszonego pisaku
ostre krawędzie
wydarzeń z przeszłości,
które raniły
przy każdym dotyku.
Nanosi delikatnie
małe drobiny ziemi.
Przesłaniając wyryte
w pamięci twarze
uczestników potyczek.
Pozostawiając już tylko
zarys i kilka
cech charakterystycznych,
nie wywołujących już
silnych emocji.
Słońce wychodzi
zza czarnych chmur
niedawnych burz,
by promieniami
zabierać proporcom
naszych oczekiwań
ich krzykliwe kolory.
Blakną powoli
pozostawiając białą
flagę rezygnacji.
Nie trzeba nerwowo
odgarniać ziemi,
ostrzyć tępiejące się
krawędzie broni,
odnawiać
symbole proporców.
Trzeba nam tylko
odrobiny deszczu
wiary na jutro
by z pola walki
uczynić ogród kwiatów.
ZGODLIWY, 16 september 2018
Czasem w głowie
pustka z walającymi się
tu i ówdzie
rozrzuconymi słowami.
Podnoszę pojedyncze
oglądam i dumam:
„Może by coś z tego
dało się zrobić”
Odkładam na miejsce
i łażę dalej
szukając inspiracji.
Bolesny to stan
gdy dusza chęcią
przepełniona
rwie się
by tworzyć.
Jej puls bije w rytm
nie ułożonej nigdy
muzyki.
Nucąc rymy
nienapisanych wierszy.
Niezdolna złożyć tego w całość.
Głowa szuka inspiracji.
Dusza formy nie znajduje.
Miotają się
nerwowo...
Skrzeczą:
Tworzyć !
Tworzyć !!
TWORZYĆ !!!
I nagle zastygają
w bezruchu
dostrzegając
poranione stopy
okruchami
potłuczonego
serca.
16.09.18
ZGODLIWY, 14 september 2018
- Przyjść ?
- Przyjdź
ale nie dostaniesz tego czego chcesz
Otwartych szeroko ramion na powitanie
Kolacji przy świecach
Żywiołowych rozmów do świtu
Namiętnych uniesień
Spełnionych ciał w wymiętej pościeli
Głębokich spojrzeń w oczy
Słów wywołujących dreszcze
Parującego aromatu kawy
Nie będzie
Uśmiechów
Muśnięć dłoni
Czułości
Bliskości
Przyjdź, jeśli chcesz...
dziś dam ci Ciszę
Chłód
Obojętność
Nieobecność
Pustą powłokę
zastygłą w miejscu i czasie
Zawiniętą w dziurawy
brudny koc
Przyjdź, jeśli chcesz...
Za górami za lasami:
- Więc przyjdę
i żyli długo i szczęśliwie...
End...
happy ?
ZGODLIWY, 12 september 2018
Kiedy dolina ciszy
rozdziera łączącą nas cisze
W głębi skulona milczysz
Cierpienia litanię piszesz
Litanię do życia ,
co nie chce
Być życiem.
Trzeszczą spoiny naszej jedności.
Gdzie jest dawne poczucie bliskości.
Milczący nasz świat bywał ciszą
co nie dzieliła.
Dziś serce mi rozrywa,
chęć by słyszeć
Twój krzyk
żalu do życia
co nie chce
być życiem
W lęku stłumiony mój szept ginie
Że zgubisz drogę w cichej dolinie
Ktoś śpiewem fałszu zagłuszy te słowa
Nim znikniesz w obcej piosence
Odwrócisz się ostatnim gestem
Zaśpiewasz "zapomnij że jestem"
A ja bezsilnym już dźwiękiem
Zapłonę
cierpieniem
A ja tu jestem na skraju doliny
Dłoń do ciebie w rozpaczy wyciągam
Drżącym jeszcze gestem.
Maluję ci znak że jestem,
Dziś serce mi rozrywa,
chęć by słyszeć
Twój krzyk
żalu do życia
co nie chce
być życiem
Jeśli zdołasz zauważysz
Może swój ból ukażesz
Ułożysz to w słowa cierpienia
By ulżyć wysłucham piosenki
Choć kolana mi gnie
Własny wór pełen
niepokojów i nieszczęść
Jeśli zechcesz
Ja jestem
Niewiele już mam
Mniej mogę jeszcze
Dwie ręce i serce
Może zechcesz
Opuścić cichą dolinę
Ułożymy piosenkę
O życiu co jeszcze
Może być
Piękne
ZGODLIWY, 9 september 2018
Jak ślepiec dłońmi szukałem,
delikatnie błądząc opuszkami palców,
natchnienia wpisanego
w zakamarki Twojego ciała,
Ja nie pisałem wierszy dla Ciebie
Twoja miłość mi je szeptała.
Układałem tylko w słowa
i przelewałem na papier.
Byłaś muzą.
W uniesienia momentach,
gdy nawet skóra
parowała nam
w takim samym rytmie....
Byłaś atramentem mojego pióra...
zatapiałem stalówkę,
by bezszelestnie muskać
powierzchnię papieru
zostawiając ślad za śladem.
Same układały się w znaki
nabierając znaczeń
a te tworzyły historie
utkane z naszych oddechów.
Teraz,
sucha stalówka zgrzyta
po twardym papierze.
Wydając nieznośny
dźwięk samotności.
Nie będzie już wierszy...
ZGODLIWY, 3 september 2018
O co mnie pytasz?
Nawet nie potrafię zrozumieć.
Pytania zobaczyć.
Nie pytał byś bezradnej matki
widzącej płonące dziecko.
Jej dziecko...
O co mnie pytasz ?
Usłyszeć nie umiem pytania.
Słowa tylko.
Pytał byś człowieka
tonącego z ostatnią tchu
chmurą w ustach?
O co mnie pytasz ?
Nie rozumiem.
W mej głowie
mrówki rozzłoszczone tańczą
na burzy słów.
Ścierających się jak gradowe
chmury,
w zamkniętym pokoju.
O co mnie pytasz ?
Potrafisz ułożyć pytanie?
Do garści rozrzucanych emocji
z ust moich wyplutych ?
Nie, nie moich...
ust też nie rozpoznaję.
Słowa
S Ł O W A
Miłość spłonęła
na mych bezradnych oczach
a ostatni dech pali w piersi.
Nie moje usta otwieram i sączę
z nich kłębek bólu.
Pytaj...
i nie czekaj odpowiedzi.
ZGODLIWY, 2 september 2018
Pewnie czasem też czujesz
W środku JAKĄŚ dziurę.
Chcemy pustkę tą schować,
czymś szybko tuszować.
Gdy tak jakoś nam nieswojo
Cudze wzorce zbroją.
Style życia i idee
wlewamy przez lejek.
Co ma być to będzie.
Niebo znajde wszędzie
i nie muszę nigdzie iść.
Ani cudzą wiarą żyć.
Bo ma być co będzie.
Niebo przecież jest wszędzie
i nie musisz nigdzie iść.
Ani czyjąś kopią być.
Religia czy nałogi, żeby
pełni stan czuć błogi.
Ale szczęście nie przychodzi
bo nie o to chodzi.
I zaczynasz szukać szczęścia
gdzie popadnie wyjścia.
Jedni patrzą ciągle w stecz
omijając ważną rzecz.
Co ma być to będzie.
Niebo znajde wszędzie
i nie muszę nigdzie iść.
Ani cudzą wiarą żyć.
Bo ma być co będzie.
Niebo przecież jest wszędzie
i nie musisz nigdzie iść.
Ani czyjąś kopią być.
Inni snują wielkie plany
grafik zapchany.
Żeby wszystko miało cel
zapełniają dzień.
I padają jak komary
z kazdym planem nieudanym.
Jakiś plan Ci nie wychodzi
Musisz się z tym pogodzić
Co ma być to będzie.
Niebo znajde wszędzie
i nie muszę nigdzie iść.
Ani cudzą wiarą żyć.
Bo ma być co będzie.
Niebo przecież jest wszędzie
i nie musisz nigdzie iść.
Ani czyjąś kopią być.
A wtym wszystkim o to chodzi
Żeby z pustką się pogodzić.
Zamiast chłamu w dziurę upchać
wiatru świstu w niej posłuchać.
Olać jutro, wczoraj burzyć
Teraz, Tu trzeba żyć
Spokój znajdę w sobie.
wiarą szczęście nadrobię.
Co ma być to będzie.
Niebo znajde wszędzie
i nie muszę nigdzie iść.
Ani cudzą wiarą żyć.
Bo ma być co będzie.
Niebo przecież jest wszędzie
i nie musisz nigdzie iść.
Ani czyjąś kopią być.
Zatrzymam się na moment
Wzruszę szumu wiatru tenem.
Z deszczem kapię kiedy pada
Parująca w kubku kawa.
Szczęście skrywa się w szczegółach
słońca promień, dziwna chmura
Małe szczęścia mi umilą
kiedy żyję chwilą
Co ma być to będzie.
Niebo znajde wszędzie
i nie muszę nigdzie iść.
Ani cudzą wiarą żyć.
Bo ma być co będzie.
Niebo przecież jest wszędzie
i nie musisz nigdzie iść.
Ani czyjąś kopią być.
ZGODLIWY, 27 august 2018
Ciężko jest
gdy do wnętrza
żar i lód
mi przynosisz.
Uciekać bym chciał
ale własna dłoń
staje się łańcuchem
trzymającą Twą rękę.
Krzyknąć bym chciał:
Idź do diabła!
I już martwię się
że zbyt trudna to droga.
I żegnam się z tobą
w myślach tysiąc razy,
by za chwię poczuć
że wieczniość minęła.
I chciałbym odwrócić
się i odejść
Ale szukał będę
lustra z Twym odbiciem.
Bo zapomnieć bym chciał
Każdy centymetr ciała
który spamiętywałem
godzinami.
I żar i lód w sercu
zapomnieć i być jednocześnie
z Tobą mi trudno
bez Ciebie nie umiem...
Głogów 05.2018
ZGODLIWY, 27 august 2018
Siedziałaś twarzą w kierunku okna,
milcząc składałaś z myśli słowa.
Szukały bezpiecznej drogi ujścia.
A ja czekałem.
Przyszłam tu przecież dać Ci rozkosz
zasmakować jej dla siebie trochę.
Taki schemat tymczasowych znajomości.
Nie mogłam się przecież spodziewać...
Siedziałaś twarzą w kierunku okna,
Oczy zamazanym zwierciadłem cierpienia,
wpatrzone w ślad kawy na filiżance.
A ja czekałem.
Przyszłam tu przecież nie po to
by zdjąć płaszcz kocicy namiętnej
Nikt nie zaglądał co ukryte pod nim.
Ty spytałeś...
Siedziałaś twarzą w kierunku okna,
kręgosłup rysowany pod skórą parującą seksem
od szyi do krawędzi rozrzuconego koca,
A ja czekałem.
Przyszłam tu przecież nie po to
byś pytał czy mam komu oddać ten ból,
który dławi mnie co wieczór.
Ty spytałeś...
Siedziałaś twarzą w kierunku okna,
Z trudem ubierałaś myśli w słowa,
spowiedzi pełnej wyrzutów i żalu...
Codziennego przed snem rytuału.
Wiem, że jestem tu tylko przypadkiem
Tej modlitwy niemym świadkiem
Wtedy usłyszałem,
dotykając twego ramienia,
gdy płaszcz cicho spadł
westchnienie zrozumienia.
I dotarło do mnie że
dziś wypowiem słowa te
stojąc z tobą twarzą w twarz
ostatni już raz
Ty jedyny bezinteresownie
Prawdy trudnej słuchać chciałeś
Siedzisz twarzą w kierunku okna
już nie patrzysz w pustą przestrzeń
okno lustrem stało się
a w nim widzisz mnie.
ZGODLIWY, 27 august 2018
Gdybyś tylko zrozumieć chciał... mógłbyś.
Wystarczy tylko wsłuchać się...
Szukający zrozumienia głos,
jak powietrza,
wąskimi szczelinami cichy płacz
drganiem wydany
by żyć
Pod krzyczącym jaskrawością szeptem
obronnych masek
krzyk wyrwany jak akord nie w czasie
zdaje się złą
muzyką
Gdybyś tylko zobaczyć chciał... mógłbyś.
Wystarczy tylko zmrużyć oko...
Nie zaglądasz w dno oka nie widzisz
skulonej czasem
zwykle tańczącej małej dziewczynki
by ogrzać pióra
jaszczurki
widzisz szalony urwany płatek maku,
liść motyla,
dmuchawiec pod słońcem wirujący
by chwycić odrobinę
ciepła
Gdybyś tak pokochać chciał... mógłbyś.
Wystarczy kochać jak wiatr...
Ciężar puchu w kolorowej sukience
kwiatami usianej
A szarą jest kołdra w ciemnej skrzyni
z zamkniętym wewnątrz
kluczem
Zobaczyć chcesz...
Zrozumieć chcesz...
Pokochać chcesz...
Kostkę lodu rzuconą na żar.
ZGODLIWY, 27 august 2018
Rozprawa o piekle
O poranku, gdy brzask ledwie słońcem znaczony,
tępe koło wędruje po szarości nieboskłonie.
Odkrywa bezkres brzydoty betonowej bryły,
gdzie okienne oczodoły będą pustką straszyły.
Skrzeczący budzik przerywa bezsenne trwanie
by znów rozpocząć kolejny morderczy taniec...
I to jest piekło właśnie, innego potępienia nie ma.
Sam je sobie tworzysz na nowo każdego dnia.
Otwierasz oczy i zaczynasz malować świat.
Ty pragniesz piekła i jego mrocznych poświat.
Piekło. Czyściec. tak utarte pojęcia. Do bajek
trafiają i tylko karykatur symbolami się stają.
Czy nie czujesz piekła namacalnego w chwili
każdej, gdy nie jesteśmy martwi a tak bardzo żywi.
Tylko ludzie prości wierzą w symbole religii
strachem karmieni tak dziecinnej mitologii.
Ludzi nie znasz, nie lubisz ich sposobów myślenia.
Jeśli proste symbole są łatwe do zrozumienia
wierzą w nie, bo mają utarty schemat
niepojętego piękna i cierpienia ludzkiego istnienia.
Ludzie to bezmyślne systemu marionetki.
Na cokołach społecznych norm statuetki.
Największą cnotą, wartości walutą, dziś są
uległość konsumpcji i tempa zgoda na to.
I biorą co daje skorumpowany im świat
cały ten mechanizm niewiele jest wart.
I ty tu jesteś przecież. I tak jak oni
za chlebem powszednim wciąż gonisz.
Hołdujesz konsumpcji w tym świecie.
Nie marzysz by zmienić nawet skrycie
czy swoje czy innych życie.
Jak zmieniać tak wielką machinę
rusz palcem a zmiażdży cię i zginiesz
musimy się trzymać szeregów i rzędów
Jak można się wyrwać z tego obłędu
Sam jeden cywilizacji koła nie zepsuje
są tacy, którym to wszystko pasuje
Ich nie ma – to ty piekłem czynisz każdą minutę.
To ty tworzysz świat i melodii życia nutę.
W szarości stworzonej własnym umysłem
czynisz rzeczywistość swą bezmyślnie.
Nie zdołam zrobić nic z tym światem,
kolorów mu dodać a człowieka mieć bratem ?
Nie mogę wpłynąć na istotę rzeczy,
którą mi tworzą wielcy... nie zaprzeczysz?
Bo sam malutkim tylko kłosem jestem
na polu rządzących całym interesem.
Bo świata nie zmienisz cudzego
wystarczy przejąć kontrolę własnego.
Co dzień zmieniać siebie unikać zepsucia
rozdawać piękne emocje dobre uczucia.
I tak pewnego dnia obudzisz się w niebie
inaczej widząc ludzi i wnętrze siebie.
By stanąć przed lustrem z uśmiechem prawdziwym
Powiedzieć co rano – jestem szczęśliwym
Trudna to rzecz nie zaprzeczę tu wcale.
Lecz warto stać się piedestałem
na którym stawać będą inni ludzie,
by razem mówić o życia cudzie.
ZGODLIWY, 6 december 2017
Znów narodził się w stajence,
znów położon w kępce siania.
Matka grzeje zimne ręce,
Józef łata dziury w ścianach.
Już pasterze pod stajenką
i królowie gdzieś w oddali.
Niebo wita nas jutrzenką,
aniołowie hymn zagrali.
no i znów się nam udało
wytrwać w tradycji świątecznej
jednak czegoś mi tu mało
w tej radości wszechobecnej
słowo "cud" już zbyt wyblakło
święto w tandecie ocieka
w bogu boga nam zabrakło
a w człowieku człowieka
ZGODLIWY, 15 november 2017
W październikowe przedpołudnie
z podkaszarką w dłoniach,
wybieram się do sadu,
ostatniej trawie w tym roku
przykrócić zapędy.
Jabłonki pozbyły się ciężaru
niechcianych owoców.
Gdy kosiarka w swym pędzie
natrafi na miękki już
wilgocią jesienną owoc,
rozrzuca fragmenty wokoło.
Czasem w policzek mnie plaśnie
rozpędzona grudka miąższu.
W powietrzu rozchodzi się
rozkoszny zapach jabłeczny.
Wspomnienia przywołane
wonią cudowną
porywają w te chwile,
gdy w zimowe popołudnie,
u mamy,
przy kawie.
Z pieca wyjęty jabłecznik
parował na stole.
I piękne to wspomnienie ciepła,
spokoju domu mamusi.
Niestety w sadzie
gdzie kosić mi przyszło,
żyją też pieski.
I psie potrzeby...
...i wtedy
zapach
na policzku
sprawia
że myślę
o życiu swym.
ZGODLIWY, 22 january 2013
Piszę w tych kilku ciepłych słowach,
bo chcę Ci z serca podziękować.
Za hojność, gościnę i szczerą troskę.
Choć wiem, zasiedziałem się tu troszkę.
Lecz Ty nie gniewasz się, jak mniemam, wcale,
Bo przecież finansujesz me wczasy w kryminale
Świadom poniesionego przez Ciebie poświęcenia,
by ocalić wdzięczność mą od zapomnienia.
Piszę, bo nie zginie, co spisane będzie.
Tak przynajmniej twierdzili panowie na komendzie.
Tak więc.
Gdy Ty pracujesz w trudzie i znoju.
Mnie tu każą siedzieć w ciszy i spokoju.
Marzysz by odpocząć, kładąc głowę w poduszkę.
Ja leżę tak ciągle, więc marzyć nie muszę.
Wodę i prąd mam tu bez ograniczenia.
Ty słono płacisz za te udogodnienia.
Biedny, czasem nie masz co do garnka włożyć.
Ja co dzień dostaję trzy posiłki – gotowe by spożyć.
Pewnie czasem samotność Ci trochę doskwiera.
Ja nowych ludzi poznaję na częstych spacerach.
Uwierz, chciałbym atrakcje to pozostawiając,
zmykać stąd niczym polny zając.
Lecz są w Twym imieniu mądrzy ludzie, którzy
nalegają bym pozostał tutaj jak najdłużej.
Korzystając z atrakcji jakich mam bez liku
Chcę Ci podziękować hojny podatniku!
Gdy wieczorem będziesz liczył swe dochody,
nie zapomnij odłożyć lwiej część na me wygody.
Gdy się myśl zabłąka – Jak tu nie zapłacić?
Zrobisz pierwszy krok, by tu do mnie trafić.
Siedząc na pryczach, razem się będziemy śmiali
Za tych co płacą byśmy tu zostali.
Ocenzurowano - Prokuratura rejonowa w Głogowie
11.10.2010r
ZGODLIWY, 21 january 2013
Nieuchronny schyłek, narastająca ciemność.
Tempo natrętnie wzrasta, obelgi puchną w głowie.
Oceny pęcznieją.
Krytyka ciśnie, drapie.
Obwinianie trze, naciska.
Zło kłuje, szarpie, gryzie.
Szorstki byt twardy, zimny.
Myśl błądzi.
Ciąg zdarzeń i brak składni.
Umęczone zamykam oczy
Pozostał tylko oddech...
wdech... wydech...
Usłyszałem bicie.
Skromne nierówne, wyczuwalne.
Cicha mowa tętna.
Wdech, uderzenie, szum... wydech uderzenie szum...
Skromna melodia mojego ja.
Podniosłem głowę, nikły promień.
Ruch powietrza na naskórku.
Gra światła na betonie.
Wdech, uderzenie, szum...wydech uderzenie szum...
Człowiek przypadkowy.
Cień uśmiechu.
Gdzieś zaszumiał dźwięk.
Miasto zagrało światłami.
Wdech, uderzenie, szum...wydech uderzenie szum...
Uśmiech.
Wstał dzień.
Nowy, inny, nadziejny.
Kolorowy i pulsujący.
Piękna melodia mojego ja .
Przecież... tylko... podniosłem głowę.
ZGODLIWY, 18 january 2013
Chcę
Chcę słowem... słowem chcę!
Nie słowem chcę grać
Nie grać chcę, chcę nie grać... nie chcę grać !
Słowem chcę grać, grać chcę słowem... słowem chcę grać !
Nie słowem chcę, chcę nie słowem... słowem nie chcę !
Nie słowem chcę grać - Chcę grać słowem „NIE”.
Nie chcę „GRAĆ” słowem - Nie „GRAĆ” chcę słowem.
Nie chcę słowem grać - Nie „SŁOWEM” grać chcę.
Chcę „SŁOWEM” nie grać, grać „NIE” słowem chcę.
Słowem nie chcę grać.
Słowem grać nie chcę.
Grać słowem nie chcę.
Nie grać słowem chcę.
Chcę nie grać słowem
Chcę nie słowem grać
Chcę grać nie słowem
NIE CHCĘ GRAĆ SŁOWEM....
ZGODLIWY, 14 january 2013
http://www.poparzeni.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=34&Itemid=17
1 - 1
http://www.nivazja.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=233A-czym-si-cieszy-gdy-wali-si-wiat-czyli-nivazja-w-obozie-dla-uchodcow&lang=pl
1 - 7
http://www.mozna-inaczej.org.pl/
tytuł 1 - 1
http://forum.echodnia.eu/kazimierza-wielka-ma-nowy-budzet-t145994/
Napisano: 1 - 5
w
http://www.odnowa.jezuici.pl/szum/r-problemy-i-pytania-mainmenu-69/dotyczpce-charyzmatainmenu-71/546-spoczynek-w-
2 - 10
??
W bajtach czyste
słowa
zgubiły
swą siłę
Człowieka nam trzeba
żywego
by wiedzieć,
zrozumieć,
uwierzyć.
ZGODLIWY, 11 january 2013
Palcem po udzie Twym błądze,
pod paznokciami brud.
Rogówkę Ci zczytuję,
źrenicą wadliwą na minus
Utulam galop żądz
w zapachu koszulki mej, dwudniowej
A w snach jestem zdobywcą,
bezimiennym bohaterem.
Stojącym na straży
cnoty Twojej i czci.
Zastygamy co wieczór
w objęciach przed kominkiem.
I wszystko kończy się
szczęśliwie.
A jutro.
Znów spojrzę
na Twą fotografię.
I tylko koszulka
będzie już trzydniowa.
ZGODLIWY, 9 january 2013
Utknąłem
w gamie korespondencji
na jednym znaku
choć tak ich wiele
i czka się list kolejny
ja z dechem zapartym
czekam na więcej
Re:
Re: Re:
Re: Re: Re:
muzyko mych emocji
graj mi to re
najgłośniej
ZGODLIWY, 8 january 2013
Napisane w 2010r
WAMPirzyca
Jak poznałem?
Prosta sprawa.
Gdy zaczęła się zabawa,
to złamałem ciało w pół.
Bo chciała głową w dół.
Nie wypluwaj proszę tego!
Jeść nasiona to nic złego.
Kiedy wchodzisz do mej jamy
nie zapomnij wziąć pidżamy
Nie pilnuje swojej cnoty,
bo mąż poszedł do roboty
Bym z miłością na Cię zerknął
trzymaj przed sobą lusterko
Mogę nieba Ci uchylić
ale musisz się przymilić
Mężowie ukryjcie swe żony
Narodził się M nienasycony.
Będziesz wierna?
Rzekła – TAK
Ale przy mnie
zrobi wspak.
ZGODLIWY, 25 december 2012
Gdy tak siedziałem
przy stole zastawionym
schematem corocznym.
Choć kilku nas ubyło,
ubywa.
Przyszedł,
bezczelnie usiadł,
na wolnym miejscu.
Z szyderczym uśmiechem
zaglądał w twarze pozostałym.
Walnąłem go w pysk,
z otwartej,
zwyczajnie,
siłą jaka pozostała
w zmęczonych dłoniach.
Wyrzuciliśmy gościa za drzwi.
I radośnie sięgnąłem
po pieroga z kapustą.
Niech w to puste miejsce
nie pcha się więcej
wigilijny smutek
ZGODLIWY, 3 december 2010
W rozprawce z mojego życia
Rozpoczynając od nowego zdania
Dokonałem strasznego odkrycia
Nie da się ukryć tego zaniedbania
Zapodziała się gdzieś teza
Co zmieniło argumentów siłę
Na cóż oczytanie i wiedza
Zbyt dużo błędów popełniłem
Nic nie pomoże cytowanie
Znanych, cenionych klasyków
Chaos ogarnął wypracowanie
I zaprzeczeń jest bezliku
Rzuciłem poprzednie twierdzenia
Powstała nowa – antyteza
Zabrałem się do tworzenia
Nowych klasyków odwiedzam
Ledwo usiadłem do dzieła
W głowie tworząc schemat
Anty się nagle zmieniać zaczęła
Potwierdzać poczęła temat
Stoję zagubiony i rozdarty
Problem ten duszę mą zżera
Starą tezą czy nową anty
Zająć się mam teraz ?
Więc odpowiedź chcę odkryć
Jak Hamlet zadaję pytania
Teza czy anty? Być czy nie być?
I: Jak życie oceni me wypracowanie?
ZGODLIWY, 5 november 2010
By pisać poezję trza się zastanowić:
Jak wyszukane słowa chcesz łowić.
Rozpylać na ostro, jak karabin maszynowy.
Czytelnika wytarzać w brei, zostawić bez głowy.
Czy sypać kwieciste niczym puch wrzosowy.
Obrazy przepiękne, tworząc nimi świat nowy.
Ważne też są rymy a użycie modne.
Ustawić właściwie, nadać odpowiednią formę.
Dwa rodzaje rymów głównie się spotyka:
Rym parzysty – to jest klasyka!
Wers pod wersem pięknie się rymuje.
Ucho słucha, dusza się raduje.
Krzyżowy trochę trudniejszy jest w tym,
że tworzysz go na przemian w co drugich wersach.
Powstaje wtedy równie zgrabny rym.
Używali go często Klasycy w swych wierszach.
Odnaleźć swój styl musisz bardzo szybko.
Czy pisać chcesz rozlegle, obrazując wszystko.
Jak aparat, czy płótno malarza, ukazuje kwiat.
Gdy rosa na płatkach w słońcu błyszczy na wiwat!
Czy też krótko,
szczędząc słowa.
Niczym dłutko,
kłuje twa głowa.
Czytelnik się męczy,
szukając w tym sensu.
Delikatnego
i niemal niemego,
w międzysłowiu
ukrytego.
Pisać też
możesz,
nie szukając w głowie
pustej rymu
wersy dłuższe wtrącając czasem
czy krótkie.
Gubiąc rytm
lub
zatracając go umyślnie.
Wtedy
wykręcić się
możesz
niebanalną nazwą:
Wiersza Białego
Gdy już opanujesz te ważne podstawy.
By dodać temu właściwej oprawy.
Pseudonim wymyśl pełen patosu,
by zapomnianych poetów nie podzielić losu.
I tak oto będziesz, jak ja – wierszokletą.
Lecz nie pomyl tego pojęcia z Poetą
Zgodliwy
Wrocław 2010 r
ZGODLIWY, 24 june 2010
Betonowo stalowy, ludzko ziemski,
falus kościelnej wieży
gwałci, spoklojny, błekitno-zielony,
ulotnie niewinny,
spokój czystego nieba...
ZGODLIWY, 31 may 2010
CIACH…
Pierwsze cięcie,
to w mojej głowie.
Najgłębsze, najbardziej stanowcze,
niewidzialną ręką sumienia…
bolało najmniej…
CIACH…
Jest późny wieczór Wielkiejnocy…
w głowie „zrywam kolejno jakby godziny istnienia”
świat powoli ogranicza się …
ściska… od drzewa do drzewa,
od bólu i znowu do bólu wspomnień…
CIACH…
…zrywać bez żalu, z uśmiechem smutnym
świat zamknął się do tych kilku kątów w mieszkaniu…
… ostatni listek został na stole,
drżącą ręką spisane kilka słów…
zasnąłem,
bez myśli, bez problemu…
snem spokojnego już człowieka…
CIACH…
3.30 zadzwonił budzik…
ostatnie spojrzenie na to co za oknem,
na ten dom…
w kontach pochowały się już wspomnienia…
szarość poranka czyni go już obcym…
już pierwszym krokiem jestem gdzieś tam....
CIACH…
Drzwi łazienki zamknęły się bez hałasu…
to jest teraz mój świat…
to, co poza nim
JUŻ NIE ISTNIEJE…
CIACH …
ZGODLIWY, 31 may 2010
11 godzin
Garść tabletek, aby stłumić ból fizyczny nie pomaga…
zabolało…
krew kapie tworząc wzory na wodzie…
gałęzie drzew, grzyby atomowe…
płynie…
kładę się…
NIECH PŁYNIE…
Kolejne cięcia…
może szybciej mózg przestanie dręczyć świadomość…
NIECH PŁYNIE…
szarpię żyły,
krwawię twarz,
ścianę i podłogę …
początek końca…
ciemnieje…
… nerwowe spojrzenie na zegarek…
ile czasu się umiera?
NIE PŁYNIE!
… kiedy dotknąłem pustki …
przyszła bezczelnie ona…
CHĘĆ ISTNIENIA…
przychodzi za każdym razem, kiedy się podnoszę…
pulsuje…
wypruta żyła szyderczo wypluwa miarowo kroplę za kroplą…
wzory na wodzie zamieniły się w breję
mojej czarnej przeszłości…
tak wygląda ZŁO …
wciska mi się w osłabione usta…
… nie wstanę…
walcz…
breja dostaje się razem z zimnem pod skórę…
KAP…
z kranu powoli kapie woda
licz krople…
walcz…
156…157… 158…
…pulsuje…
płynie…
wypływa…
chce wrócić…
wciska się…
lodowata już woda …
odbiera osłabionemu,
blademu ciału pozostałości tego, co ma
energię…
gdzieś tam…
jakieś dźwięki…
… żyły szyderczo liczą własne wyplute krople…
…breja wypełnia mózg…
wżera się do duszy…
nie, nie teraz już nie uciekniesz…
ciepłe dłonie szarpią…
nos spotkał breję…
… JESTEM…