Robert Rudiak, 12 july 2010
mam na imię Olga
jestem z małej wioski pod Charkowem
gdzie wszyscy cały dzień chodzą pijani
przeklinają własny los wojnę Stalina i pierestrojkę
tam wszystko jest szare i nijakie
życie ludzie miasta nawet niebo i gwiazdy
przy tobie jest inaczej
jest spokój są świece wanna pełna piany
tu jest dobrze czuję się szczęśliwa
jest delikatne ciepło pożądanie wrażliwość
w mojej ojczyźnie byłabym twoja na całe życie
tu w Polsce mogę być twoja tylko przez noc
Robert Rudiak, 12 july 2010
była młodsza o jedno pokolenie
czasami kronos popełnia omyłki
śpiewała: „ja mam dwadzieścia lat ty masz...”
zapominała dodać że ja o tyleż więcej
dosiadała mnie naga
z pochwy jak z nieba spływały deszcze pożądania
gryzła krzyczała drapała szeptała:
naucz mnie kochać odkryj tajemnicę stworzenia
zamykała oczy zaciskała wargi
czciła penisa bardziej niż boga matkę i ojca
to był jej dzień święty a właściwie noc zmartwychwstania
o świcie zrozumiałem dlaczego bogowie umierają młodo...
Robert Rudiak, 30 june 2010
jakiemuś skurwielowi przestawiłem nos
pewnej dziwce naplułem w twarz
ten skurwiel był moim przyjacielem
ta dziwka była moją kobietą
kiedyś
Robert Rudiak, 30 june 2010
stałaś naga czekając na wniebowzięcie
ja obnażony stałem przed tobą
czekając na wieczne potępienie
myślałem wówczas że odpłynę dalej
niż ostatnia gwiazda widoczna
w teleskopie Hubble’a
że strącę Boga z piedestału i zajmę jego miejsce
żyłem nadzieją że ta noc nie skończy się nigdy
będzie trwała jak eon
przeczuwałem że rankiem umarli
otoczą mnie ciasnym kręgiem niczym aniołowie i święci
wymieszani jak w maszynie losującej totolotka
abym znów pieścił się nocną tęsknotą
naiwnie chciał wierzyć w przeznaczenie
żył stale złudzeniami
żebym wierzył jeszcze że można cofnąć czas
nastąpi twój powrót
nadejdzie zbawienie
Robert Rudiak, 30 june 2010
pańska matka
nie będzie już chodzić ani mówić
może nawet nigdy
pana nie rozpoznać
będzie jak owad w pudełku
nie będzie niczego pamiętała
niech pan nie wierzy w cuda
tomografia komputerowa nie kłamie
encephalomalatio cum hemiparesis
dextra et aphasia mixtra
jakkolwiek to brzmi to nie czary
w jej przypadku raczej klątwa
której ani medycyna nie odwróci
ani magia
Robert Rudiak, 28 june 2010
W tym mieście uchodziła za dziwkę,
nikt nie kłaniał się jej na ulicy,
kobiety ze wstrętem odwracały od niej
głowy, z obrzydzeniem patrzyli jej
w oczy kapłani i magowie, których
obsługiwała w nocy. Nawet dzieci
biegając za nią obrzucały ją stekiem
wyzwisk i kamieniami, kiedy pijana
przechodziła przez place zabaw.
Tylko ten jeden włóczykij i darmozjad z Nazaretu klękał przed nią
i bił czołem u jej stóp nie pozwalając jej opluwać ani chłostać,
nazywał ją oblubienicą i świętą. Lecz kiedy jej narzeczony dokonał
kolejnych groźnych przestępstw politycznych i został powieszony,
powoli dochodziła do siebie, by w końcu uwierzyć w swoją wartość.
Zapomniała o wszystkim, rozpoczynając
nowe życie wyjechała do innego miasta.
Tam zdała się na zdobyte doświadczenie
i uzyskawszy koncesję z biura zezwoleń
otworzyła dom publiczny z prawdziwego
zdarzenia. Zatrudniła najprzedniejsze
prostytutki z okolic i płacąc uczciwe
podatki prosperuje w najlepsze będąc
całą gębą szanowaną wszędzie burdelmamą
Robert Rudiak, 28 june 2010
patrzysz na mnie pijanego
mówisz: nie poznaję cię
tak – wiem – jeszcze jeden kieliszek
jeszcze jeden skacowany poranek
i obiecuję – podniosę się
nie musisz pomagać
nie potrzebuję litości
jedyne czego teraz pragnę
to tabletki nasennej po której obudzę się za tydzień
a wtedy – przyrzekam – zmienię się
nie martw się dam jakoś radę
nie musisz mnie dłużej uspokajać
ani trzymać za rękę
potrzebuję tylko trochę więcej czasu może rok
a wtedy – zobaczysz – będę inny
tylko czy dasz radę
czy będziesz miała dość siły
czy będziesz chciała czekać
Robert Rudiak, 28 june 2010
pamiętasz jak na starym mieście
przysięgaliśmy sobie miłość po grób
lub jeszcze dłuższą niż krzak głogu
chcieliśmy wtedy widzieć deszcz meteorów
choć niebo czystsze było
niż nasze myśli
kąpiel przy świecach
twoje piersi zanurzone w pianie
i moje podniecenie do białego świtu
potem pijany brzask
gdy mokrzy kładliśmy się do łóżka
i samotne przebudzenie wieczorem gdy byłaś już mgłą
budziłem się trzeźwiejszy niż anioł w dzień ostateczny
zdziwiony bardziej niż Bóg
w ostatni poranek stworzenia
pytałem gdzie moja miłość
co nigdy nie miała odstępować na krok
i podążać będzie za moim cieniem
pytałem gdzie moje wybawienie
które ocalić miało na zawsze
od wszelkiego zła pogardy nienawiści
Robert Rudiak, 25 june 2010
Jestem Robert Rudiak
kiedyś byłem idealistą i marzycielem
teraz po prostu skurwysynem
który nieco potrafi
na przykład napluć w twarz
czasem znieważyć albo uderzyć
ale najczęściej zdradzić oszukać skłamać
mam 33 lata i w dupie zbawienie
mam za sobą kilka ostrych zakrętów
trochę szaleństw kilka wzlotów i wpadek
jeszcze mam siedemnastocentymetrowego chuja
którym i tak nie naprawię świata
kiedyś mówili o mnie „poeta”
choć nigdy nie umiałem pisać wierszy
a wszystko co potrafię najlepiej
czego nauczyło mnie życie
a nie nauczy żadna szkoła
to pić palić i pierdolić
wszystko co mam to parę dyplomów
zawieszonych na gwoździu w toalecie
garść przeterminowanych marzeń
co noc odgrzewanych rojeń
gasnącej o świcie nadziei
i jeszcze kilka
nieudanych miłości
dla których mimo wszystko
warto było się łudzić
umierać i rodzić na nowo
Robert Rudiak, 25 june 2010
zadzwoniła po północy
złożyć życzenia
powodzenia na samotnej drodze życia
przyjechała nad ranem
po sylwestrowej wódce
zataczając się nuciła piosenkę:
„nie kochasz mnie – nie kocham cię”
potem rozpłakała się
na widok starych zdjęć
kiedy dopadły ją wspomnienia
opowiadała o jakichś facetach
przechodniach w jej życiu
z którymi łudziła się noc tydzień albo miesiąc...
patrzyłem na nią
przez mgłę z papierosa tak by
nie dostrzegła łez ani zaciśniętych do krwi warg
o świcie kiedy zasnęła na dobre
patrzyłem jak śpi niespokojna
ukradkiem gładziłem jej włosy
i modliłem się o kolejny noworoczny poranek