Julka, 6 july 2011
Tybetańskie gongi, tybetańskie dzwony,
prowadźcie w nieznane, w wyobraźni nisze.
Kołysana dźwięcznym, miło brzmiącym tonem,
widziane obrazy wyraźnie zapiszę.
Zaczęła się podróż wesołym akcentem.
Rozbawione słońce lizało skraj lasu.
Rozświetlona zieleń, skradła nimby święte,
migotała w tańcu - wtem słońce przygasło.
Zacienioną głuszą pasmo nowej drogi,
gliniastej i grząskiej, leśnym duktem zwanej,
wiodło wśród przyschniętych, w igliwie ubogich,
szarych świerków, czyniąc w wyobraźni zamęt.
Smutny pejzaż lasu doszedł do polany,
tak mi dobrze znanej, jakbym tu już była.
Tybetańskie dźwięki, wtórujące tony,
obudziły w sercu zapomnianą miłość.
Okruchy radości zmieniły się w rzekę,
wśród kamiennych głazów płynącą pieniście.
Kiedy przerażona zaczęłam uciekać,
znów ten sam brzeg lasu, słońce, rude liście.
Tybetańskie dzwony ścichły w tle ponurym,
przed oczami miałam szmaragdowo-szary
obraz krajobrazu, jak martwą naturę.
Zamiast dzwonów - głośno bijące zegary.
Julka, 29 june 2011
Mądry Stwórca zrozumiał potrzebę istnienia
zaczynając na niczym stawiać pierwsze kroki.
Pomyślał, co uczynię, niech ma sens głęboki.
Wyciągnął rękę mówiąc - niech się stanie Ziemia.
Sześć dni ciężko pracował, każdy czyn oceniał
na wieczność parafując rzecz swoim imieniem,
a gdy stworzył człowieka, tchnął w niego sumienie,
by z rozsądkiem używał głowy i ramienia.
Siódmego dnia spoczywał, lecz go nurtowało,
czy nie za długie ręce przypiął człowiekowi.
Może jeszcze wszystkiego będzie mu za mało?
Gdy zapomni żyć z sensem, jeśli się znarowi,
zniweczy moje dzieło, (co by się z nim stało;)
Ale zasnął zmęczony, a sens został w słowie.
Julka, 27 june 2011
Wśród niezbadanych kniei, urwisk i ostrych skał,
snuła się kręta droga, wtem ktoś zawołał chodź.
A na każdym zakręcie, drogowskaz mylny stał,
wskazywał cztery strony, lecz w jedną z nich się szło.
Jak wybrać odpowiednią, by znaleźć wspólny cel.
Wcale nie było łatwo przez zagmatwany szyk.
Choć dwoić się i troić - choć włos na cztery dziel,
zdawało się już blisko i nic - pryskało w mig.
Rozterka była ciężka, ważyła kilka ton.
Szumiała nurtem rzeki, męczyła strasznym snem.
Uginały się mosty - po co taszczyłam ją?
Wgryzła się w życia sedno - teraz na pewno wiem.
Wybrałam nie tę drogę - zgubiłam strony trzy,
lecz w mąk przeobrażeniu diament osiąga szlif.
Z trudem zdobyta wartość pomaga dalej iść,
zrozumieć, że omyłkę najlepiej nazwać NIKT.
Albo nic
Julka, 26 june 2011
to była trudna walka o włos co istnienie
zwiesił na samym końcu nad urwiskiem gdzie się
błyskawiczna myśl rodzi czego można nie mieć
gdy się urwie i spadnie tam gdzie jeszcze nie chce
wszystko było a w niej już nie było niczego
czerwony świt i przestrzeń szarością spowita
przed oczami migały czarne płaty śniegu
myśli się rozpłynęły pozostał z nich cytat
kiedy się rozwidniło nikt nie miał aż tyle
bogactwa nigdy w życiu jakie odzyskała
całą ziemie i słońce i żółte żonkile
nie mieć to znaczy nie być - mieć to kwestia ciała
Julka, 24 june 2011
Pedziała Hanka tak dło Walusia,
(bo cósik i ta pewnie przeskrłoboł)
Łod dzisiok nie śmys mie w nocy rusać
i przezwała gło łod dzieciorłoba
Młozes sie teros wynieś dło Józki.
Tam kozdy ze wsie mo costke swłojo.
Walek znoł có tło Hanki płogrózki.
Wiedzioł jak sie je w chałupie błojo.
Dar sie, Hanusia - jo sie zabije.
Chytkło płomierzył deski w stłodole,
myśloł, ze mu sie ciśnie na syje,
łoześmioła się i płosła w płole.
Kie sie wrłociła, trumna zrłobiono.
Płoźrała chytkło na łopis wieka.
,,Zegnoj Hanusiu - kłochano zono,
zlekcewozyłaś zycie cłowieka."
Płodniesła wiekło i zbledła cało.
Waluś tam lezoł, naprowde zimny.
Tak się mu zycie zakłójcyć miało.
Uwiyrzciez, nie był nik tymu winny.
Tak cy inacy, tło by się stało.
Przypodek inło wzion śmierz za kpiny,
kie mu kozała łopuścić ciało.
Nik nie zno miyjsca, ani głodziny.
(Regionalną gwarą podhalańską)
http://www.youtube.com/user/PortalPisarski?feature=mhump/c/10/hZbMSwIk8gk
Julka, 22 june 2011
Nienasycony potwór o łapczywej paszczy,
pożera sens myślenia, mózg zasklepia woskiem.
Zdrętwiałe lękiem ciało na boczny tor taszczy
i wmawia nieustannie, że to wola boska.
W zniewolonym umyśle niezdarnie się plączą,
rozbite szczątki echa, dudnią coraz głośniej,
jak pędzący po torach, nieskończony pociąg.
Ścisnąć głowę i krzyczeć - szatan w siłę rośnie!
Zamienia się w spirale niebiesko-czerwone,
tańczące przed oczami, jak w balecie cieni.
W tym nierealnym świecie, podświadomość płonie
omotana niemocą, nic nie może zmienić.
Uzurpator w przebraniu, śmieje się szyderczo.
Ufnością swej ofiary z biesem się podzielił.
Wiarą czyny zasłania, przed ołtarzem sterczy.
Przez tydzień służy diabłom, a bogu - w niedzielę.
Julka, 7 june 2011
Gdzie jesteś przyjacielu, wołam cię strudzona.
Powiedz, gdzie się ukryłeś i czekasz daremnie
i jak ja nie potrafisz poprzeczki pokonać.
Jeśli szukasz podpory, spróbuj znaleźć we mnie.
Na razie z ostrożności - tylko palec podam,
nauczona przez życie nie szafować sercem.
Gdy weźmiesz całą rękę, znów mi będzie szkoda,
że jak zwykle z nadzieją dziurę w dziurze wiercę.
Przyjaźń ślepemu szczęściu białą laskę daje,
żeby mogło prowadzić idących samotnie.
Lecz moje zabłądziło wśród dziecięcych bajek
odpocząć od bezsensu, omyłek i potknięć.
Myślę, że pośród chóru skrzydlatych postaci
jest czarownik, co bajki w rzeczywistość zmieni.
I Hiob swojego mienia na zawsze nie stracił.
Wierzyć w cuda - to jakby mieć szczęście na ziemi.
05. czerwiec 2011 rok