konrad koszal, 12 may 2010
Gdzie są poeci dla których w młodości 
uciekłeś, zaszyłeś się lesie
słowa, wersety myśli przekorne 
tak pełne wymiaru , uniesień
gdzie ich porządek w uczuciach codziennych 
tak mocnych jak kawa o świcie
bez niepotrzebnych sromotnych drążeń 
niosących sensu zabicie
czyżby odeszli schowali się w pustkę, 
samotność tworzenia zabrali
leżą w trumienkach na dnie z złotych luster 
w orderach odświętnej gali
a więc pomarli z żalu nad wierszem ,
a może nie rodzić się muszą
po co im tworzyć kiedy nikogo 
już aurą niebiańską nie wzruszą
dziś tylko srutu i tutu i tutu i srutu 
i tutu i srutu rozbrzmiewa.
bo każdy to srutu i tutu i srutu i tutu 
i pisze srutowy poemat
srutować , tutować dziś wszyscy potrafią, 
srutownik tutownik jest w głowie
tomiki srutaczy , wierszydla tutaczy 
wydają srutowi tutowie
i w pieśni brzmi nutka srutowej tutowni 
z refrenem i srutu i tutu
jęczenia Hiobowe ,Niobowe ,Nikowe, 
srutowe logosy tutowe
ty także Konradzie srutownik dziś jesteś 
bez miary tutowej poczęty
i łączysz się w miazgę srutowo tutową 
jak balon od srutu nadęty
więc chwalmy dziś Srutu i Tutu wielgachne 
bo tylko ono ma miarę
a Ci którzy wznieśli poezję na szczyty 
niech śpią w zaciszu ku chwale.
konrad koszal, 12 may 2010
Tak zwana „ceremonia”
prowadzone za ręce dzieci w białych kitelkach
z koszmarnym grymasem znudzenia.
Białe dziewczynki i granatowi chłopcy
ze świecą obłudy ich transcendentnych instruktorów
W domyśle koperty i stoły powyginane od
płodów arogancji, cynizmu , pseudo szacunku i szarej spleśniałej religii.
Obserwator na chórze w trzęsących dłoniach
trzyma stary , zagrzybiony modlitewnik
suchymi wargami i swoją bezzębnością powtarza jak mantrę
„zmiłuj się nad Nami”
Pewnie ,że się zmiłuje , czemu nie
Miłosierdzie w koszyczku.
konrad koszal, 12 may 2010
Codziennie przychodził po chleb
Wyciągał brudne  poranione ręce
Na dłoniach w otwartych bliznach 
żerowały pasożyty krzywd.
Szorstkość skóry pomieszana z fragmentami niemowlęcego aksamitu.
Chował w przenoszoną reklamówkę kolejny dzień .
Jutro znowu będzie
Czekanie z prośbą o błogosławieństwo.
konrad koszal, 12 may 2010
Zobaczysz znów światło za lasem zranionym
Widnokrąg rozbłyśnie na nowo
Lecz zanim nastąpi zbawienie natchnionym 
Egzorcyzm zamieni się w słowo
Już czujesz jak Oni rzucają na Ciebie
Intelekt w szarości rozdarty
Jak grzebią w błotnistej i marnej dziś glebie
Twój umysł z myślenia obdarty
I sycą się,krztuszą ,dławią bez końca
Zjadają świadomość i pamięć 
I płynie agonia w rytm pulsu do tańca
Nie czujesz zapachu i pojęć
Cisza zapuka w szum biały zmieniona 
Pochylą się kształty bezwładnie
Łza ta ostatnia obmyje ramiona
Imię Twe anioł ukradnie
Poezja na nowo drzwi Ci otworzy
W nieładzie początek przybędzie
Nie będziesz prostotą dla jednych stworzonym 
I niczym dla innych w obłędzie
Złóż ręce w geście ostatnim błagania
Skończyło się życie tułacza
Horyzont ma dar Pokuty dawania
A Nicość pokorą otacza.
konrad koszal, 12 may 2010
Splątały na wieczność się nasze konary
Ja siwa sosna Ty dąb stary
Tylko nas dwoje zostało na polanie
Na jeszcze życie a potem konanie
Ile już trudnej historii za nami
Igraszek i gier startymi kartami
Stóp wokół nas znaczonych na piasku
Deszczu i mgły porannego brzasku
Widzieć nam było rodzenie i śmierć
Sznur na gałęzi nie życia chęć
Koszmar istnienia pożaru swąd
Rany na sercu jak skóry trąd
Ale też radość pod naszym cieniem
Dotyk i uśmiech znaczony marzeniem
Zapach wytchnienia narkotyk natury
Uśmiercał realizm mazał kontury
A my stoimy ponad widnokrąg
Niezmienna rzeka w złocie pól,łąk
I tylko kora narasta warstwami 
Ile już trudnej historii za nami
konrad koszal, 12 may 2010
Gdy wszedłem do karczmy zapitej od rana 
czuć było biedę samotność i smutek 
na krzesłach bezwolna ponura biesiada 
i dźwięk rozlewanych po stołach gdzieś wódek 
Ostatnia wieczerza, ostatnie przesłanie 
szukamy zbawienia w pijackim amoku 
i ja taki jestem właśnie mój Panie 
w modlitwie do ciebie w duchowym obroku.
konrad koszal, 12 may 2010
Strach przed końcem jest coraz pełniejszy
Czy pamiętasz ból swego rodzenia?
Nie płacz maleńka , uśmiech piękniejszy
Zamknij oczka - idą wytchnienia
Patrz tam prosto, nie patrz już na mnie 
Boli jak widzę Sąd nad mym samym
Nie krzycz - to tylko czas nam kradnie
Okrutna bezradność, dana wybranym
Nie będzie już słońca i deszczu nad ranem
Nie będzie nocy ze strachem i lękiem
Nie powiesz kochana że wszystko przegrane
Pobiegniesz przez łąkę naga i z wdziękiem
Ucieknie , zaniknie co boli i parzy
Z jedwabiu twej skóry odejdą znamiona
Chusteczka nie krwawi , ciało nie waży 
Już jesteś blisko , przyszła już Ona
Objęła ramieniem chudym i zimnym
Lecz nie ma chłodu maleńka już nie ma
Nie ma już nie ma ... a ja jestem winnym 
Że właśnie Ciebie dała mi ziemia
Nawet nie myślę , nie czuje , nie płacze
Jakie to dziwne nie ludzkie ,zwierzęce 
Wierze ,że chcesz i znowu zobaczę
Włosy twe jasne poczuje twe ręce
Cisza zapadła , biel prześcieradła 
Patrzę przez okno na park dziś jesienny
Ręce w kieszeni , chusteczka upadła
Jestem bardzo , bardzo dziś senny
konrad koszal, 12 may 2010
Świat czarno – biały w relacji uczciwej
W dotyku nadmiarze i zapachu mocnym
W miłości bez błędu  nocy wrażliwej
Pali, pali i pali
Wjechać w jej przestrzeń umysł tak prosty
Zagnieździć się w porcji słodkiego „teraz”
Poczuć smak życia jak brzytwa ostry
Łzy, łzy i łzy
Kątem oka widzieć co wokół
Wypukłą rogówką zmazywać kontury
Dając w obrazie nadmiaru spokój
Boli, boli i boli
Jest już dorosła a w niej niemowlęctwo 
Do śmierci zaklęty ból rodzicielstwa
Daru zły prezent jak ciągłe natręctwo
Kara , kara i kara
konrad koszal, 12 may 2010
Nie pisz do mnie listów
z krzykiem w słowie
Nie rozumiejąc nic 
zagłębiamy się w przestrzeń
braku uczciwego pojmowania
Zagryzasz koniec ołówka 
Drażnisz dłonią kartkę
spoconą od własnej bezsilności
Po co te szare litery
I tak nie czytamy
Od dawna jesteśmy analfabetami