Yaro, 12 january 2015
chodź do mnie brzegiem plaży
kręcą się lęki i fobie przysypane piaskiem
wyobraziłem sobie twoją postać
wśród fal jak syrenę morską
słowa zabiera wiatr
lekka bryza moczy twarz
kutry na nich strach odpływa w dal
pocałunków twoich mi brak
czuję że na ziemi jestem sam
wokół gołe spojrzenia
oślepiająca zazdrość dręczy
tyle wspomnień zabrał czas
nieuchwytna wstrzemięźliwa
jak stara lina nad przepaścią
po której dane mi przejść
na druga stronę mroku samotność dusi mnie
Yaro, 11 january 2015
gdyby nie ciążenie frunął bym do ciebie
nad łąkami stawem porośniętym trzcinami
brzegiem strumienia żółtym od kaczeńcy
miejsca na skrzydła mam doskonałe
silne ramiona jak Ikar nie upadnę
swobodnie spadam do ciebie sen wielki mnie niesie
otwórz okno ciepła noc
daj się porwać dokładnie tam
zapraszam cię na szampana i kolację przy jednej świecy
sen trwa nieprzerwanie
jestem u ciebie śpisz spokojnie chyba cię
nie porwę na tańce
zbudził mnie trzepot skrzydeł komara
dzień już mnie wygania w głowie smak twoich ust
nici z latania
Yaro, 11 january 2015
jak nóż do konserwy
czuć się potrzebnym
widelec w oku po co komu
cisza krzyk rozpaczy
kto miłości nie doświadczy
okryty ciemnym płaszczem świat płacze
oczy ujrzały jarzmo na krawędzi dnia
sny po głowie krążą jak ćmy
światło lampy gaśnie
wraz z nim rozkwita chwast zła
wielkie jęzory ognia padł rozkaz
pierwsze ofiary pierwsza krew
nie tamuj wylewa się gniew
przez pryzmat zła postrzegany świat
świtu nie będzie ciemno wszędzie
w duszy nadzieja cichy wiatr
na przyszłe dni niełatwo żyć
potrzebny brnę w rzekę krwi
w dłoni miecz lśniący
Yaro, 11 january 2015
brakuje sił
słabnie pióro
leżę na łopatkach pokryty woskiem
podcięte skrzydła Ikara
spadam w otchłań języków
sława kosztem nieszczęścia
pomysł dobry wykonanie
bez happy endu w zapomnieniu
do końca dni połyka prozak
Yaro, 10 january 2015
polną drogą biegnie wiatr
śpiew skowronków wita go
polne maki kolorowo jak we śnie
u sąsiada sam chwast szczepiony
wietrze wiej przez cały dzień
bo gorąco
bo pszenicy nie będę kosił
pot na czole na dole na padole
powiał w pole stworzenie boże
porwał Kasię w tany
tańcowali cały dzień
wieczór wygoniła do domu
koń napasł się
krowa ryczy niedojona
Kasieńka wzięła robotę we własne ręce
mam mało czasu pofiglujemy do rana
świtem znów w pole
zaorać pod kartofle
polną drogą biegnie wiatr
głaszcze łąki głaszcze łany
po plecach poklepuje
koń stary rwie się do roboty
Yaro, 9 january 2015
są dni kilka dat
coś natchnęło zrobić pierwszy krok
zawitało cicho przeznaczenia
zapytałem jak na imię masz
tak było
stało się złączył los
przez życie jak przez rzeki nurt
idziemy w parze bez zbędnych słów
kłody kładzie inny ktoś
szarga dobre imię naszych dni
przez życie przez lasu pajęczynę
droga ubita twarda jak skała
nasze dobre serca wciąż biją jak dzwony
życie płynie aby zdrowiej
Yaro, 8 january 2015
delikatnie muśnięciem wiatru
łza na policzku płynie bezwładnie
z radości z uśmiechu który nie gaśnie
zimne słowa zamieniam w ciepło
słońce na nas patrzy noc usypia
układa do snu jak karty po grze
kieliszek whisky uspokaja koi myśli
w fotelu ciało robi się ciężkie
psy przy kominku ogrzewają biedne pchły
im też smutno zimno
idę do przodu a nie w tył
przez szkiełka patrzę na swoją Kasię
ładna nie wiem czy dam radę
Yaro, 5 january 2015
wychodzi ze mnie strach
przed samym sobą na baczność stawia ostatnie dziesięć lat
powoli nagina się jak kij leszczynowy
stoi koło mnie
w ogrodzie jaśmin śmieje się zapach nie ten sam
w głowie wspominam czas
zapach niewinnych dni dziecięcych lat
na skroniach siwieje włos
głos jakby inny
w duszy wciąż ten sam zakręcony
nie śmiałbym prosić cię za żonę
sam przeleciałbym przez życie
gdyby nie ten strach
od wschodu do zachodu sunę przez noc
Yaro, 5 january 2015
do mnie chodź dorośniemy
ciemna noc księżyc nisko
podgląda zaloty jak koty
zwisam przez płot
wyskocz przez okno
do mnie chodź dorośniemy
wyskoczę wcześniej nie obawiaj się następstw
piersi dotykiem rozpieszczę
zapach twoich włosów zapach wiatru
niczym Indianka na białym koniu
do mnie chodź dorośniemy
w mych dłoniach nocy będzie mało
zapachem trawy idzie miłość boso
ciepły koc na łydkach rosa świta już
do mnie chodź dorośniemy
Yaro, 5 january 2015
usnę
zatopiony w bursztynie owada snem
myśli spokojem otoczą ziemię
niepotrzebna atmosfera
ani nic
złości nie będziesz wołać
jej nie będzie
nienawiść i grzech spadną poniżej dna
na antypodach gdzie diabeł zanurzy sznur i spłonie
na drzewie twardym konarze od złego
popiół rozwieje wiatr w przestrzeni
serc biciem połączy więź
w harmonii popłyną słowa do Boga
śnię o dniach pełnych zgody
życie nam się należy