Yaro, 16 june 2014
jak kocham
to po sam grób
kocham na wieki
płynę w nieskończoności
nasza miłość jak odkryte kości
bledsza tylko od jasności
złote obrączki tarczą słońca
topią serca lód
białe róże rozkwitają owocami z miłości
kolce kaleczą ramiona wiatr cicho gra
pająk tka sieć miedzy gałązkami jaśminu
łapię oddech piękno powabne
Yaro, 15 june 2014
z aniołem pod rękę
prowadził przez skażone życiem pola
jasny obraz na jawie jak dzień
dokąd idę pytałem on gubił pióra
zbierałem do kieszeni
zmazywałem słodkie grzeszki
mówił że ta droga prowadzi do świata ze snów
znienawidzony jak zły pies
który na swego się rzuca
muzyka marszu stuka w głowie po dziś dzień
zostawił mnie na skrzyżowaniu dobra i zła
po równo wymierzył
obrał kierunek
odleciał trzepotem skrzydeł
jak ważka lekko na zawsze
w głowie mam słowa głęboko je chowam
on jest przy nas wbrew woli
kieruje każdym krokiem
Yaro, 15 june 2014
dokąd wiodą nas ścieżki
czy jeszcze się spotkamy
z tęsknotą w dłoni ściskam ostatni list
gorzkie słowa weszły w pięty
zagubiony grajek
muzyka płynie
na progu ze smutkiem
opowiada balladę o dziewczynie
odjechała czerwonym autobusem
mieliśmy tylko siebie jak święci
modlitwy zbyt słabe by zmienić los
zawrócę wodę w rzece by ujrzeć cię
w blasku księżyca niczym nimfa
staniesz przy mym boku
cisza podpowie co dalej
cisza zatoczy kręgi w zbożach
Yaro, 15 june 2014
spokojnej niedzieli deszcz opadł
dumni niczym konie po betonie
jak dzieci biegniemy po kałużach
zmoczone dłonie swetry wpuszczone
z Leonem idziemy przed życia obieg
krew wzburzona w żyłach zawija fale
w sakwie pół chleba wino i słonina
pod górę z uśmiechem życie się budzi
w nas siła dławi się damy jej upust
jeszcze kilka chwil przed świtem
słońce nisko ściska promienie w ramionach
z niego dobry kolega jest gość
znamy się od dziecka ta sama krew
ze mnie ciemny blondyn on rudy jak rdza
w niczym nie przeszkadza wymiana zdań
rozumiemy się jak dwa łyse konie
zawsze naciąga rozmowę idę do domu
Yaro, 14 june 2014
podnoszę głos w ciasnym
jak komora serca pomieszczeniu
rozbierasz wzrokiem kobietę z kalendarza
ślinisz się na widok morskiej świnki
w takich jak ty wbijam szpilki
szary dzień maluje znużenie
niechętnie uśmiecham się do nieba
słoneczka dziś mi potrzeba
ty narzekasz
jeszcze jedna szpilka
to taka gra chińska receptura
na gorsze dni zamykam się do puszki
wyciągam wnioski ze starej wersalki
na desce prasuję wspomnienia i tak nic dodać nic ująć
wystarczy nad stawić uszy i kogoś podpuścić
wiesz kto co mówi na podwórku
wbijam szpilkę niezgoda kiełkuje
jak ręka o stół
Yaro, 14 june 2014
odnalazłem cię pomiędzy gwiazdami
świeciłaś jasno byłoby grzechem nie zauważyć
początki łatwe nie były
ale się przyzwyczaiłem
błądziłaś w gwiazdach szukałem języka
wspólne wypady za miasto nauczyły
tęsknota że zawsze w piątek do ciebie zajrzę
marzyliśmy o cichym miejscu
zamieszkałem u ciebie
narodziły się dzieci
wyjechaliśmy poza strefę betonu
mały domek na wzgórzu
rzeczka śpiewała piosenkę
zawsze razem nigdy w rozterce
między nami czerwone serce
małe chwile kąpaliśmy w różowej wanience
teraz gdy dzieli nas odległość ślę list w żółtej kopercie
przy tobie niedługo będę
Yaro, 12 june 2014
czasami daję w palnik
czasami zapalę skręta
pytam czy warto
życie pędzi samochodem
niewiadoma za zakrętem
fałszywi ludzie
czekają na błędy
pełni przekrętów
piękne auta makijaże
na twoim czole pot
kładziesz kolejną kostkę
wypłatą cienką
opłaty i dwa piwa
na to cię stać
oni nas nienawidzą
świat jest dla bogaczy
świat niewolników to my
ruszaj na sztorc z kosą
i tak nie wygrasz
to jest rebelia
powstań jak dzień po mroku
odbierz co się ci należy
trzeba tak niewiele kurwy i złodzieje
Yaro, 12 june 2014
ciągną dni wagony z zachodu na wschód
płaczą trudne czasy co z nami
skradli wolność pewni konfidenci
we krwi narody topią dzieci
idę spłoszony czerwony z nienawiści
jak można niepodzielić sie chlebem
lepszy gorszy też człowiek
jedni biorą drudzy cierpią
świat na psy wędruje prostą
jem co wyskubię co znajdę
kolego nie goń ślepą drogą
wszystko runie z impetem
nie pozbieracie nierozrzucone słowa
w głowach rodzi się nowa ideologia
ile lat w nienawiści w biedzie
chodzie tak byście byli czyści
nie ma granic trudne czasy
mury runą wybuchną bomby
pójdziemy czwórkami
z bagnetami stal lśni w słońcu
Yaro, 10 june 2014
na dworze deszcz wycina psikusa
psychika niegdyś zielona dziś usycha
niczym zwiędły listek u Asnyka
każda kropla boli na tysiące sposobów
byłem sam
teraz dwóch niosę w sobie
rozdwojeni jak włosy jak paznokcie
brudem smaruję twarz
idę nie wymyślam
brudne ręce nieczyste myśli
bagaż wspomnień na ramieniu
i w tablecie wiadomości o świecie
na krawędzi tańczy kawowa ćma
trzepie się przy świeczce
ogień w sercach boli głowa
od niechcianych wieści
w samotni czuję się najlepiej z gliny lepię garnki
oddycham powietrzem nieświeżym oddechem
zalewa mnie krew gdy pociągi ciągną wagony
jak węgiel czarny moja maska w słońcu lśni