sikimora, 22 january 2012
mówisz do mnie z morza
choć to na lądzie zabrakło powietrza
i twoja łódka pękła jak łupina
długo myślałam że mi cię zabierze wielka woda
a ona woła nas do siebie i tłumaczy
słowo po słowie wybiera z wodorostów
układa na słońcu
uśmiechasz się przez sen
i choćbym miała tysiąc lat - znowu jestem
dzieckiem przed pierwszą wyprawą
do szkoły nie przekonuj że starczy nam sił
bym z ciebie wyrosła próbowałam i wiem
liczy się tylko to że mogę wrócić
z płaczem i zakopać się
w tobie jak robak w piasku
sikimora, 22 january 2012
zdarzenie jest utrzymane w tonacji
czarno - białej jak przydługa zima
w dzielnicy podmiejskiej
kobieta nie zdążyła zamknąć oczu
kiedy tak patrzy nad siebie życia nie widać
od razu więc oddajemy się
obliczeniom proporcji losu do oblodzonych chodników
w oczekiwaniu na sygnał przejęcia
nikt tu nie widział wcześniej cienkich jasnych włosów
rozrzuconych na krawężniku ale dochodzimy prawdy
o służbach komunalnych i braku roztropności
po obcasach
tylko wiek porusza każdego z osobna
***
pytanie rozbija się jak czaszka
o krawężnik
kobieta leży na chodniku
i dalej nikt nic nie wie
śmierć jest bramą cmentarza
chińskim murem niewierzących
sikimora, 21 january 2012
I bliskich, i dalekich, i Karguli
mam na względzie, kiedy z tobą rozmawiam
o przyszłości.
Czasami, żeby zrobić ci przyjemność,
otrzepuję z kurzu modlitwę do anioła stróża.
Męża mi pewnie zachowasz, w dzieciństwie
przez dziewięć pierwszych piątków miesiąca
nie uciekł z kościoła, a teraz dzielę z nim grzechy
jak bochenek chleba.
Martwię się tylko o psa, Abraham o nim zapomniał.
Nie wierzę, że w raju ktoś na mój widok
tak będzie tańczył, śpiewał, tracił zmysły.
Wiem, że jest brudny, że często śmierdzi
i kradnie ze stołu. Jeśli dasz nam szansę,
wychowam go w czyśćcu.
sikimora, 21 january 2012
otworzyłam twój parasol
wiatr go wygiął
a ja zostałam po tej stronie
prosiłam wczoraj żebyś mnie zabrał
patrz jak moknę
sikimora, 20 january 2012
to będzie wiersz tak miłosny
że do nastepnej wiosny
na pewno wypuścisz pąk
nie ma nas w sypialni Arnolfinich
Rembrandt nie
połączył naszych dłoni
to nie my w jabłoni u Chagalla
śnimy biało
Kandinskiemu się zdawało że zobaczył
lecz uciekłeś mu w abstrakcję
ja za tobą barwną plamą
ściekłam
po obrusie
a na stole pusty kieliszek
po tobie i nadgryzione jabłko
po mnie brak kilku winogron
w kiści jeśli patrzeć uważnie pękate
piwonie w wyszczerbionym wazonie
czaszka między klepsydrą a półmiskiem
dla zachowania równowagi ślady
stóp
w uchylonym oknie
płótno wciąż moknie
chyba umarliśmy
miły
sikimora, 20 january 2012
zaśniesz
odejdziemy na palcach
jedynie delfiny budzą się łatwiej
trzeba będzie rozplątać wodorosty
rzadko przypływ wyrzuca tyle bursztynu
potem pobiegniesz na wydmy poczekasz aż wyschną włosy
dalej już tylko sosnowy las tory działka proboszcza
stary siedzi na ławce o nic nie pyta
wróciłaś - to i dobrze
sikimora, 20 january 2012
Tfu, do czorta! Pękła mi aorta!*
zamachnął się gitarą
na wieloryba przed wejściem
schował się za nią
jak za tarczą
zagrali bez wstępu
kawałek który tylko on lubił
-nie darowała
rano ktoś szlochał w słuchawkę
że między nimi koniec
*Witkacy Szewcy
sikimora, 19 january 2012
Gdyby można było podać wiersz
jak wykwintne danie - czy chcieliby go
zjeść ci, którym czytanie przychodzi
tak łatwo jakby wedlowską pomadką
ktoś ich częstował, czy przełykaliby
gładko nieświeże serdelki, czy wzruszyłyby ich
rozgotowane brukselki - a przypalone
z czułością kotlety, podobnie jak mdławe wety
- czy smakowaliby z widoczną przyjemnością?
Czy w zadławieniu ością lub niestrawności
po sosie znaleźliby inspirację do rozważań
o losie? Łatwiej być dziś poetą niż przeciętnym
kucharzem, otruty nie oskarży, cech nie ukarze,
byle się z serca chciało, byle się duszą pisało,
a będzie szło jak schabowe, będzie się podobało.
sikimora, 18 january 2012
jeśli umrę
jutro pojutrze za miesiąc za rok
to poproszę Pana Boga
by mi wieczność rozmienił
na drobne teraz i tu
nie żeby od razu łatać kładki
skrzydłem czy jako fruwająca
galaretka strzec progu
przed złym
lecz
żeby w czapce niewidce krążyć po domu
zgasić ćmiącego papierosa wyłączyć gaz
poprawić koc a jeśli zerwie się wiatr
zamknąć okno położyć na stole zgubiony
klucz i w środku nocy przekonać ćmę do snu
a na końcu
zachować zimną krew
kopnąć akuratnie
na drogę
sikimora, 17 january 2012
dziękuję
że ludzie wciąż umieją się przytulać
że gdy trzeba są mocni jak drzewa
i chronią przed wiatrem lub też w swoim
cieniu pozwalają przespać gorączkę
chorym od niemądrego kochania
i jeszcze za słów opatrunki za rzeźwiące
napary po których wracają rumieńce
jak łazarzowi gdy jego imię zadrżało
od śmiechu w godzinie żałoby za wielkie
lubienie od stóp do głowy za radość
kiedy się staje w progu z całym
swoim światem na ustach w oczach
aby się nim przełamać
pod kuchenną lampą