Jarosław Baprawski, 7 january 2012
na stole flacha
pijani siedzimy
śledz leży wbity w ceratę
z groszkiem na głowie
klipsach papryki
zastygł w bezdechu
nic już nie powie
i tylko ja
młody anioł
w zniszczonym fraku
poety
aniele kurwa
przyjacielu mój
codziennie ten sam stół
ta sama wóda kieliszki i chleb
nocne rozmowy
bezsensu
czym kiep?
Aniele-help?
anioł spojrzał na mnie
mętną tęczówką oka
po stole pojechał
na pięcie
i woła do śledzia
poeto upadły
mówię ci wstań
lecz nie idż za mną
anioły nie lubią aniołów
wtem śledz podniósł głowę
i beknął gromko
bądż pozdrowiony
a groszek zielony
wypadł mu z włosów
uniósł go w palcach
i włożył mi w rękę
drzyj zelówy i wypad
pisz wiersze o kurwach
zauważ syfa
życie jest ciężkie
reszta to lipa
o dzieciach głodnych
matkach bez grosza
ojcach menelach
i wódzie
pamiętaj na końcu
pozostaw puentę
nadzieje ktoś znajdzie-
-podniesie
chroń nas
od nieszczęść
aniołów i śledzi
już nie ma
zapili się w trzy dupy
nie licząc groszku
gorbaczow i gogol
stoją na stole
lermontow umarł na kiłę
spierdalaj od nas w pośpiechu
jeśli ci życie miłe
Jarosław Baprawski, 31 december 2011
naprawdę
mam złamaną nogę
potrącił mnie samochód
który w moim kraju nie ma hamulców
dwanaście ibupromów popiłem
dwunastoma piwami
czuje się hujowo
jak moje ubezpieczenie
do drugiego nowego roku
na koniec w tym dniu
dołaczam Wam życzenia
cytując słowa bukowskiego
bezczelnego jak ja
"opieram głowę o białą
lodówkę i mam ochotę wydać z siebie
ostatni skowyt życia ale
jestem większy niż góry"
powodzenia najdrożsi:)
Jarosław Baprawski, 28 december 2011
wycie ulicy
obudziło mnie schlanego
mętny wzrok nie doganiał ostrości
syf powietrza meliny
wgniatał moje ego
w odór pościeli
zlanej wódką
nie wiedziałem
co będzie lepsze
śmierć
czy tkwienie w wegetacji
-ja pierdole
przecież już nie żyje
-nie histeryzuj
wyszło z półświadomości
dasz radę
rusz dupę
usiadłem
przypalając papierosa
przypomniałem sobie
kurewsko piękną towarzyszkę nocy
spotkaną wczoraj
bez przypadku
-może do niczego nie doszło
rude włosy i jej nagość przeczyły
nie mając na sobie nic
nawet wstydu
powalała czerwienią ust
dziewczęcą jeszcze twarzą
zmieszaną z rzeczywistością
kotwiczyła mój stan
-spierdalaj do domu
poganiany rozszczepioną jaźnią
ubrałem się
uciekając przed spojrzeniem z lustra
wczołgałem się w życie
bukietem kwiatów
mijając litościwe uśmiechy
podobnych sobie robali
wracałem
-ty pijaku
wyłkała żona
stawiając na stole
talerz gorącego rosołu
pachnącego rodziną
-słony ten rosół
kocha mnie jeszcze
czy to jej łzy
utopione w kółkach tłuszczu domowej zupy
próbują obudzić sumienie
Jarosław Baprawski, 28 december 2011
skrawek nieba
rozkładam u twych stóp
pójdź najdroższa
w me ramiona pójdź
usta owiń
w ciepły wiatru śpiew
rozkołyszmy miłość
na kołyskach z serc
poszybujmy
niczym ptaki w dal
tuląc się do nieba
tuląc się do ciał
drżeniem serca
zbudźmy śpiące sny
na opuszkach palców
na koniuszkach ust....
Jarosław Baprawski, 28 december 2011
na obrusie szarobiałym
rozłożyłaś ciepłe dłonie
oczy twoje gdzieś za oknem
zimnej furtki klamkę gładzą
w myślach już nakładasz obiad
słyszysz szmerek małych kroków
dla uśmiechu słodkich buziek
bez wahania dłonie parzysz
z wiekiem czas posrebrzy włosy
a ty dalej przy tym stole
chleb rozkładasz patrząc smutno
tyle wolnych miejsc wokoło
wzrokiem już nie sięgasz furtki
idziesz dalej pustą drogą
gdzieś tam w oczach tli się uśmiech
gdy w pół kroku słyszysz słowa
mamo popatrz mamo mamo
mamo mamo
mamo mamo
obcych dzieci głaszczesz rysy
chociaż widzisz znane twarze
serce nadal jeszcze bije
tęskniąc za tym jednym - mamo
Jarosław Baprawski, 27 december 2011
matko moja ty wiesz
nigdy nie chciałem łez
nad pijackim moim żywotem
całowałem twoje ręce
nad grobem twoich marzeń i wierzeń
podziwiając ciebie w tym czerwonym świecie
którego nie rozumiałaś z nad matczynego stołu
nad którym chleb jawił się tęsknotą
za ogniskiem suchych kłosów
i ziarna pod stopami
kocham cię
i
to jest najważniejsze
bardziej niż to
że nikogo nie zabiłem
nie okradłem z własnej godności
postawiłem mamo nas wszystkich
ruletka kręci się nad twoim grobem
w swiatełku mojego znicza
sil wu ple
Jarosław Baprawski, 27 december 2011
gdy zaprosiłem ciebie
rozsiadłaś się w moim życiu
pozostając więcej niż kumplem
czymś z pogranicza wędrowca i brata
może nadam ci kształt syna lub córki
dla której będę szukał słów wytłumaczenia
wzbierającej fali fascynacji dla typa z ciemności
na którego skale rozbijemy swoje wszystkie marzenia
i moje szczere chęci legną w gruzach
bym powstał rano do dalszego
niekończącego się oblężenia
własnych słabości
jako wolny
niepoddał się woli autodestrukcji
lecz otulił ci kolana kocem puszystych wierszy
tak jak róże otaczające nasz dom
zamknęły swoje spojrzenia
na tym co najpiekniejsze
na oknach
Jarosław Baprawski, 27 december 2011
są takie dni
kiedy mogę błąkać się między
pająkiem i siecią
między jadem a słońcem
podążać wyznaczoną drogą
na której nie zmienię niczego
na której jestem głosem
zawieszonym pośród wisielców
skazanych na względne nieistnienie
moge być głosem tych opętanych w ich mniemaniu
najprawdziwszym latawcem pośród tysięcy jastrzębi
szukających z woli przetrwania jadła dla piskląt
wyklutych z jaj podobnych sobie drapieżców
pieprzących miedzy sobą
pochwałę miłości
zawoalowanych śmiercią
królików wyrzuconych ręką sprawiedliwego
do okopów których nie broni nikt
i czym niżej spadniemy z tej skarpy
tym bardziej syzyf wtoczy swój głaz wyżej
by kurwy nie myślały że nie mamy karabinów
mamy wszystko czego im brak
mamy spojrzenie
które nie jest martwe
które jest belką w ich ślepiach
jest porażką ich poukładanego świata
codziennego pierdolenia
Jarosław Baprawski, 26 december 2011
wodospadem wódki
splątany w małżeństwo
spijam niewierność z gwinta
wodospadem wódki
poszukuję ciebie
odnajdując zawsze inną
wodospadem wódki
spadam w dół
dotykając dna
wodospadem wódki
zaintrygowany
odnajduję bar
Jarosław Baprawski, 25 december 2011
bycie z kimś
wymaga poświeceń
czasem trzeba powiedzieć
dość
grunt to fajnie się rozwieść
to najlepsze dla mężczyzny
odbębnić małżeństwo
i nie być gejem
cieszyć się życiem
spełniając marzenia
poznawać nowe kobiety
nie martwiąc się o jutro
pić i rżnąć wszystko
co wejdzie pod nóż
bez sentymentów
ze szczerą radością
strzelić gola
biało-czerwoni
Jarosław Baprawski, 25 december 2011
w takie dni nie czuję się biedny
czuję się jak nędzarz na skraju wyczerpania
chce mi się pić i zachlać na śmierć
spakować to co zostało w jeden wielki mandżur
i ruszyć w świat w przeciwnym kierunku
poprowadzić ten wiersz
w jakieś zajebiste zakończenie
leżąc na łopatach jak na torach
pierwszego najbliższego pociągu
w jego rozpaczliwym gwiździe
zamknąć wschody w jeden wielki świt
więc siadam do stołu
z ludzmi którzy nie przeczytali
żadnego mojego wiersza
dla których jestem oderwaną zawleczką
granatu który zaraz wybuchnie
od nadmiaru alkoholu
może dziś tego gówna wam oszczedzę
skupiając się na podziwianiu ust
które jutro bedą krzyczeć
ukrzyżuj go
do wieczora umyję ręce
zmieniając towarzystwo
na przypadkowych meneli
zasłucham się w poezję
na ziemi sajens fikszyn
Jarosław Baprawski, 23 december 2011
dobrze mnie znasz
bez twojego daru
nie powstałby wiersz
nie zadrży źdźbło
nie powieje wiatr
nie usłyszy nikt
ptaka śpiewu
nim wejdę na tą ścieżkę ostatnią
nim przejdę samotnie ciemny las
wyryję tysiącem prostaczkowych zwrotów
prawdę dla zamkniętych za życia oczu
kamieniami słów
rzuconymi w świat
Jarosław Baprawski, 23 december 2011
pół życia tańczyłem
zmieniając buty i tancerki
nie zwracając zbytnio uwagi na muzę
lecz bardziej na systematykę napełniania
ulepiony przez jednego wielkiego jajcarza
który zrobił mnie z miłości do mojej matki
poniekąd dla odtworzenia swojego odbicia
zapewnienia kontynuacji wielkiej włóczęgi
po śladach jego butów
zwiedziłem wszystkie knajpy
spróbowałem wszystkiego co płonie
co spłoneło opłakiwałem czytając książki
marzyłem o portowych burdelach
krwawych bójkach na noże
piździe całującej rany
i księżniczkach
w życiu spotkałem bardzo różne kobiety
o filigranowych stopach zbereźnice
z cyckami na których ssanie
włączało się automatycznie
niezależnie od przebiegu
kochałem wszystkie
jak i potwory
które rżnąłem pijany
w ich kurewskim uśmiechu szatana
na ustach więdły pokrzywy
i moja młodość
dojrzała
delikatne kobiety
które tylko podziwiałem
dla samej rozmowy
głębi w oczach
dotyku
dla jednego słowa
przeczytałem tysiące wierszy
i mógłbym napisać najlepsze na ziemi
lecz niestety muszę dbać o wątrobę
by podziwiać motyla
na krzewie budlei
w domowym fotelu
z noblem na kolanach
Jarosław Baprawski, 22 december 2011
odwrócona dupą
rzuca w twarz z całą złością
co podać
pół litra żołądkowej
podaje po trzecim
ludzie mówcie wyraźnie
otwiera kasę
i nie ma drobnych
nikt nie ma drobnych
zabiera flachę
nikt nie chce rozmienić
moja ostatnia stówa może być fałszywa
sąsiad z góry może być transwestytą
kurwa
gdzie ja jestem
i kto mnie woła
czy to dzieje się naprawdę
Jarosław Baprawski, 22 december 2011
codziennie z zaciśniętą pętlą w drogę
drogi której nie czuję pod stopami
lecz wiem że jest pokrętna
i do dupy jak wzgardzony taboret
i mogę żyć z tym sznurem
i mogę przebierać nogami
w nicości bezwolnie dyndając
otwartymi oczami patrzeć w sufit
szarpać na haku lub spokojnie zdechnąć
pogodzony jak kukiełka
na którą zabrakło materiału
lub tchnienie stwórcy było zbyt słabe
by dała radę dzwignąć główną rolę
w teatrzyku życia
mogła pić
pierdolić
a nawet kochać
w kilku odsłonach
rozłożyła wszystkie role
fikcyjnych bohaterów
pozostała sobą
wywrócona na drugą stronę
między sceną a kurtyną tańczy na wietrze
za pijanym suflerem przekręca kwestię
w poezję bez picu
dopóki hak w suficie
Jarosław Baprawski, 22 december 2011
powiedz dlaczego usta
pragną pary do ust
furtką otwartych oczu
przechodzić z szeptem
na palcach wśród burz
powiedz dlaczego dłonie
pragną pary dla dłoni
z doliny spacerem po górach
powracać śladami z tęsknotą
w polany zmysłowych miejsc
powiedz dlaczego kocham
pragnie do pary dwóch serc
w wiosennym śpiewie słowika
kołysać dwa ciała przez wiersze
wijąc gniazdo wśród drzew
Och wytłumacz mi życie
dlaczego grają me świerszcze
ze smutkiem za ciepłym piecem
szukając siebie od nowa
melodią na parę skrzypiec
mimo że znam odpowiedzi
to ciągle pytam tak samo
dlaczego
dlaczego
dlaczego
Jarosław Baprawski, 21 december 2011
w porwanych majtkach dnia
zalewam resztki kawy
posłodzić nie mam czym
skończyły się ziemniaki
jestem czysty
jak i portfel pełen tlenu
z numerów telefonicznych
wytasowałem najbogatszą
przytachała torby
zakupów pełnych piwa
nastawiła pralkę
schłodziła zimnej wódy
odwirowałem ją ze wspomnień
po mężu pewnie geju
zrobiłem cztery razy dobrze
na wymuskanym łożu
kup mi jeszcze fajki
i jakieś pół litra
pomogłaś jak mogłaś
zaorałaś małą cipką
tantiemowe pole
z zachwaszczonych myśli
zastrugałem ołówki
jeszcze ze dwa kliny
i napiszę wiersz
och misiu
nie pracuj dużo
dbaj o siebie
jak coś to dzwoń
i weź nie pisz
mus
Jarosław Baprawski, 21 december 2011
każdego poranka
codziennym zwyczajem
rozwalasz moją psychikę
ciśnienie podnosząc
lepiej niż kawa
potokiem słów
tłoczysz w mój umysł
głupie pieprzenie
o miłości niespełnionej
związku z facetem
nie tym co trzeba
nocą pławisz się na falach dunajca
ulegle pozwalasz wyciszyć burzę
z dzikością tornada na twoich biodrach
rozrywam w strzępy nawałnice pożądania
tym wścieklej
kocham
coraz głębiej
mocniej
co noc Mount Everest
i zejście
do pierwszego
porannego powitania
Jarosław Baprawski, 21 december 2011
położyłem się na gwiazdach
i zasnąłem na poduszkach
piersi poszewek
napisałem symbole
naszych imion
bez znaczenia
usta płonęły ogniami
tamtego wiatru co zgasł
na żagli oceanie
tylko ty
i ja w tobie
prosto na wiatr
Jarosław Baprawski, 20 december 2011
jeszcze tylko przepłukam gaźniki
i rura do dechy gaz
miniemy opłotki poranka
wjedziemy spod rynny
toastem w niagarę
zocha dupo ty moja
twojego męża zdrowie
no co
nie ta dziurka
klepnij się w plecy
nic
tylko pogratulować
on daleko
ty stawiasz
wspólnie pląsamy
i jest fajnie
jak w polsce
kurwa
Jarosław Baprawski, 20 december 2011
dno szuflady
wyłożyłem piętkami
wypieczonego chleba
z czasem zmienią się w suchary
dla głodnych spadkobierców
myszy i moli
pełnymi kieliszkami wpływam
w ostatnie wiersze
z papilarnych linii na szkle
pozostała biografia
reszta stoi pod zlewem
ułożona w chronologiczną całość
spis treści
zamkniętych rozdziałów
zaledwie cztery strony
mojego świata
to wszystko
moja ostatnia para butów
lakierowanych
siedmiomilowych
Jarosław Baprawski, 20 december 2011
rozsypany piasek
wsiąka w pustynię
rozbita klepsydra
krwawiącej monotonii
za karawaną beduinów
czas zaciera ślady
na krawędziach ust
zdychają pocałunki
złudzenie oazy
unosi na fali
cienie twarzy
na horyzoncie
ostatnia palma
usycha w słońcu
żegnaj
to kwestia czasu
nie pragnę już wody
jedź na wyspy
zarabiaj
daj kurwa żyć
Jarosław Baprawski, 19 december 2011
współcześni ludzie
to pożeracze własnych mózgów
żerujący na własnym gównie
ulepionym z nie swoich zdań
biedni bogatych
bogaci biednych
wszystko co przemielą
rozparzone języki
żrą pomiędzy sobą
na każdym kroku
polityków
prezydentów
obywatele obywateli
kurwa
jak pięknie
dumnie to brzmi
a może
karmiciele i dawcy
grabarze połączonych sztabów
nad urnami pełnymi prochów kłamstw
spopielonych między ustami
a
mikrofonem
kamerą
plebsem
a ekranem
w telegotowaniu na twardo
jajogłowych pederastów
ciągnących sobie druty
po zejściu wizji
z orbity
na ziemię
osranych
zaszczanych
obrzyganych
zachlanych
na ziemię syfu
monopoli
taniego wina
agencji towarzyskich
poselskich biur
miast
wsi
a na ulicy leżą wszyscy
równo w gównie
obyczajowa śmietana
pierwszej strony gazety
i obowiązkowo
wysokiego szczebla
prowokacja
z tłustej czcionki
arcy kurwa
sekretarka
asystentka
cichodajka
bez pracy
skruszone damy
nakarmią motłoch rewelacją
seksualnych dewiacji
pseudoliderów
prawicy
lewicy
skrajnych ugrupowań
centro olewaków
zacnych ludzi
na szlaku
na flaku
na fleku
wszyscy są karmą
wszyscy pożywieniem
wszyscy małpami łykającymi kit
padłem żerującym na tonącej łajbie
mimo to
popierdolmy
jeszcze o ideach
wartościaciach
państwie
komórce
invitro
bogactwie
gejach
lesbijkach
anarchii
o lewych rękach do pracy
i innych chujach mujach
nie mówmy
codziennie
popijam to wódą
spłukuję do szamba
z resztkami kaca
szczęśliwy jak mało kto
piszę swoją poezję
sam czytam
i czekam
na wielki wybuch
fanatycznej wolności
Jarosław Baprawski, 18 december 2011
wyglądasz oknem
auto pod bramą
trochę spocony
naciskasz pilot
udawaną troską
otwierasz drzwi
jedno spojrzenie
dostajesz w ryj
ty kurwiarzu
nie myślisz o niej
dawno jej nie ma
ale skąd wie
Jarosław Baprawski, 18 december 2011
masz przestrzeń
łańcuch jest długi
życie strome
balansuj
Jarosław Baprawski, 18 december 2011
wyrzuceni z własnego domu
zamieszkali w lasach
z własnym cieniem
dzieląc chleb
oczy w mroku
odbijały światła okien
dłonie stygły na zimnej stali
dookoła śpiewały kosy
drzewa płakały od nowych ran
tańczyły szubieniczne powrozy
zgrzytały klucze zamkowych zasuw
obok stał dom
stał kain
stał świat
położyli się na progu
zdeptanej wolności
Jarosław Baprawski, 17 december 2011
tabunem dzikich koni
rozbiegły się myśli
w śladach kopyt
odciśnięta tajemnica
słabe padły na początku
bieląc szkielety nagich kości
szalone pędzą nad przepaść
świadome braku skrzydeł
tylko pegazy
postawią kopyta
pijąc ze źródła
rozpalą gwiazdy
słowami wplecionymi w grzywy
Jarosław Baprawski, 17 december 2011
w płomieniach rozpaczy
płonę bezsilnością
załamane ręce
poszukają ukojenia
na wodach jeziora
różanego ogrodu
przesuwam czółenka nadziei
w perełkach powtarzanego imienia
pięćdziesiąt wzgórz
dookoła cichej doliny
z jednym wejściem
dziewięciu kroków
na pierwszym skrzyżowaniu
dzielimy resztki ryby
z okruchem chleba
pójdę dalej
ciernistym brzegiem
w matczynym wzroku
koralik za koralikiem
kielichem goryczy
w objęcia syna
Jarosław Baprawski, 17 december 2011
rozłożyć się w poprzek na łóżku
każdy z muszlą szklaną przy uchu
kołysać w śpiewnym alzheimerze
można
wyczekiwanym świtem
pobiec przez pustynię
w rajskich smakach
opłukać języki
można
na ulicy
zanurkować
w studzienkę
i wyjść dnem morza
na brzegu wyprowadzenia
powrócić do domu z niewoli
można
wypić ostrygi
zasłuchać się w szumie
wody w muszli klozetowej
wszystko można
hasta maniana
kubusie puchatki
Jarosław Baprawski, 16 december 2011
spotkaliśmy się przypadkiem
wieczorową porą
na pustym chodniku
resztki lata niosłaś na stopach
wysoki obcas dodawał smukłości
nieziemsko zgrabnym nogom
w twoim wzroku płonęły ogniki
a usta koloru jarzębin
malowały obrazy uśmiechu
w zmysłowości wilgotnych warg
wziąłem cię za rękę i szliśmy obok siebie
gorączka oddechów w magnetycznym biciu serc
sięgnęła apogeum
przy parkowym drzewie
oparta o pień
wyszeptałaś
weź mnie w zapomnieniu
nie pytaj o imię
tak po prostu
wypełnij pustkę
pod pajęczą sukienką
w mojej dłoni płonęło jej łono
drżące ciało stapiało się w jedność
na tropikach piersi
i chłodzie krągłych pośladków
kreśliłem współrzędne paraboli lotu
wbrew logice czasoprzestrzeni
wzniosła się na wyżyny
galaktycznego pożądania
międzygwiezdnej podróży
słowo-Rżnij!
nabrało nowego
intymnego znaczenia
ona oparta o pień brzozy
i ja rozpalony ekstazą
wystrzeliłem w kosmos
srebrzysty warkocz
komety halleya
przy tym
to pikuś
po achach
i ochach
w delikatnych pocałunkach
uściskach dłoni
chwila ciszy
Burza braw
tak
to pijany menel
zbudzony opodal
klaszcze w dłonie
zadowolony z kina
ja pierdole
jesteś debest
łyknął wino
i położył się spać
a my
a my zrobiliśmy to jeszcze raz
pod innym drzewem
w innej pozycji
69 96 128
zadzwoń
Jarosław Baprawski, 15 december 2011
w moim domu
jest dużo poetów
ja zbieram pety
prosto z ulicy
kromki chleba ze smalcem
przekładam nędzą
soloną cebulą
częstuję
wykrzywiają usta
trupiobladych twarzy
więc śpiewam im pieśni o kurwach
gram na harmonii wzruszeń
próbuję obudzić życie
oni palą moje wiersze
Jarosław Baprawski, 14 december 2011
kobiety mogą być ostre jak brzytwa
lub tępe jak trzonek noża
te które znałem miały w sobie wszystko
i były bezwstydnie soczyste
spływały po języku
po brodzie
po piersiach
po udach
po pościeli
w każdym miejscu na ziemi
w każdej pozycji względem słońca
wiecznie pijany
kochałem wszystkie
będąc na drodze donikąd
nie mogłem zatrzymać żadnej
na dłuższą metę
z dnia na dzień
nakładały coraz więcej wosku
coraz więcej piły
były jak corvetty
z mega przebiegiem
niedozajechania z pozoru
popędziły dalej
w niekończoncych się wirażach
wypalają resztki z rezerwy marzeń
żyjąc wyjściem na prostą
umierają na przypadkowym zjeździe
prowadzą się bardzo swobodnie
każdy chce się przejechać
tylko niewielu jest stać
na garaż
Jarosław Baprawski, 13 december 2011
jakiej potrzeba woli
by przejść poprzez ludzi
z wściekłych twarzy zaczerpnąć siły
ramieniem uczucia objąć każdego kto płacze
samemu będąc na skraju rozpaczy
ile jeszcze potrzeba kroków wsród razów
aby wspiąć się z ciężarem ponad głowy
wybaczyć wszystkim w ostatnim oddechu
z ciemności powrócić
by nie czuli się samotni
w drodze
Jarosław Baprawski, 12 december 2011
chodzę ulicami
zaglądając kobietom w oczy
ciągle sam
wystraszony
kładę się cieniem
pod rzęsami ich pięknych oczu
we łzach spływam
im po policzkach
skarmiany okruchami
kobiecej dobroci
po słodyczy czekoladowej
przenikam uśmiechem
w otwarte serca uczuć
w papierkowe sreberka
zawijam marzenia w pytanie
czy też mnie szukasz
mamo
Jarosław Baprawski, 12 december 2011
w moim świecie śmierdzące skarpety
to zawsze rozmnożone bakterie
nie ma kwiatów o pąkach diamentowych
i z szamba nie skrzeszę magii
nie jestem czarodziejem
lecz tym który wtyka palec
w odwieczny dylemat
poetyckiego gówna
czy bić pianę
z tego czego nie ma
robić wodę z mózgu
mydląc oczy
zachwycającą formą
czy wędrować krawędzią
zdrowego rozsądku
opisać prawdę
wyzwolić z kajdan iluzji
zagubionego człowieka
dwadzieścia cztery godziny na dobę
faszerowanego kłamstwem
telewizyjno reklamowych bilbordów
niekończącego się szczęścia
każda płytka ulicznego chodnika
zawiera piasek wodę i cement
a oprócz barwnika
jeszcze krew i pot brukarza
lecz kto świadomie
popadnie w niełaskę czytelnika
zamiast lawendowych zapachów
wydobędzie smród kurewsko samotnej ulicy
upomni się o chleb dla matki bez grosza
porzuconej przez męża i państwo
nakarmi obdartych bezdomnych
koczujących na obskórnych dworcach
zauważy samotne staruszki
pozostawione same sobie
z węglarką węgla
a naprzeciwko
niekończące się oferty
lazurowych wybrzeży słonecznej Turcji
rozpalone neonami kryształowe witryny
przepięknych sukni i smokingów
czerwone chodniki pełne gwiazd
za uśmiech których fotograf
kasuje majątek
i prawda
nic mnie tak nie boli
jak dramat tych najmniejszych
straconych z oczu dzieci
nad brzegami rzek
jeziorek
stosów śmieci
jestem w szoku
czy ten świat
to jeszcze jest poezja
a my to jeszcze ludzie
nie wiem
i to mnie przeraża
Jarosław Baprawski, 12 december 2011
miałem kiedyś taką jedną
miała męża za granicą
kochał wódkę i zapił się gdzieś
między naszymi stosunkami
miała wyrzuty
musiała wyjechać
potrzebowała spokoju
a przy okazji dorobić grosza
tańcząc w barze w centrum hamburga
po godzinach pukała się z niemcami
nie chciałem wierzyć
wróciła po trzech miesiącach
zarobiona nie do poznania
powiedziała
to koniec
wyrzygałem ją z siebie
po miesiącu chlania
po roku zadzwoniła żebym przyszedł
chciała odbudować uczucia
zaczęła na stojąco
dokończyliśmy leżąc
więcej jej nie widziałem
nie chciałem wracać
zmieniłem numer
napisała list
że mnie kocha
że zawsze będę w jej sercu
ale jestem biedny
więc wychodzi za reinharda
dała mi dupy tylko tak
spontanicznie
na pamiątkę
a tak w ogóle to ma padniętą psychikę
i żebym nie myślał o niej jak o kurwie
przesyła mi sto euro
nie miałem czasu myśleć
tańczyłem dalej fokstrota
w nowych butach
z życiem
Jarosław Baprawski, 11 december 2011
przychodzisz
siadasz
wyjmuję niewidzialny beret
naciągam głęboko na oczy
rozpływam
pomiędzy jezykiem
i podniebieniem
płynę krawlem przez zupę
kotletem zatykam wybuch
mam gdzieś
twoje historie
o rozlanej żółci mamusi
niestrawionych skwarkach szefa
koleżance z pracy
która straciła włosy
w bójce przed sklepem
jakieś życiowe rupiecie
wysypujesz na środek stołu
przestań pierdolić
i raz
mnie
posłuchaj
wychodzę
jak nie wrócę sam
to z kolegami
jeden raz
w życiu
nic nie mów
przełknąć wszystko
z jednym kotletem
zdjąć beret
jak zwykle zmywamy talerze
wspólne śmieci lądują w koszu
idziemy do pokoju odnaleźć zalety
we własnych fotelach
jest nam bliżej
do cukiernicy
dotyku dłoni
uśmiechu
łóżka
Jarosław Baprawski, 11 december 2011
przeminęły
z echem wspomnień
strzały korków
od szampana
a z serpentyn
tylko łupież
nie ma ryżu
już we włosach
jeszcze słyszysz
dźwięk moniaków
co na schodach
turlają się szczęściem
niepisanym
tobie
po latach powiesz
piękny był czerwiec
wrzesień
październik
i tych parę fotografii
za weselnym stołem
całe życie
trzy rozwody
stara komoda
wesołe ramki
i ja
fotogeniczny
Jarosław Baprawski, 11 december 2011
kiedy nie masz już wiatru
połóż się na falach
poczuj chwilowy dryf
zapatrz się w niebo
zapal fajkę
zaciągnij bogiem
wszystko widzi
więc wyciągnij flachę
postaw na stół
rozlej w garnuchy
złóż w modlitwę
rozwiązane z szeptów
wspólnej ciszy języki
i mów
wyrzuć za burtę
wszystkie bagaże
rozsyp wszystkie bóle
odetnij kilometrowy trał zwatpienia
razem z kotwicą
wewnętrznych rozterek
rozwieś uprane myśli
między dzisiaj
a jutro
co wyschło zakładaj
zaprasuj kanty
przetrzyj glany
rozłóż siły
między wiatrem
a żaglem
masz wiosła
i gwiazdy
nie pierdol się z życiem
jak matka z łobuzem
każdy ma swój port
każda łódz kapitana
ty też masz
wszystko
Jarosław Baprawski, 10 december 2011
pół litra żołądkowej
nie słyszy
pieprzy przez telefon
z jakąś posraną koleżanką
o jakimś zapyziałym facecie
jego badaniu na prostatę
lub woreczku żółciowym
swojej mamusi
telefoniczny orgazm
stoisz
słuchasz szczytowania
za tobą zgraja
niedorobionych obywateli
depcze po piętach
wszyscy manifestują życzliwość
obijając koszami
próbują siły
podchody
rekonesans
tak naprawdę
to już widzisz siebie
z kijem od bejsbola
złamanym na łbie
sprzedawczyni
gołymi rękami
wyrywasz facetowi prostatę
mamuśce woreczek
jelita i kamienie
zakładasz na szyję
zapinasz na stojaka
jej posraną koleżankę
odbezpieczasz granat
rzucasz za siebie
lub nawet
cofnąć się kurwa
mam bombę
widząć ich na glebie
radośnie wracasz do kolejki
zdobyłeś trochę przestrzeni
rozładowałeś nerwy
cierpliwie czekasz
na swoją kolej
pół litra żołądkowej
uśmiechasz się
oni do ciebie
ależ proszę
przepraszam
za znakami pokoju
tablica
Minen
w wyobraźni karabiny maszynowe
trup ścieli się gęsto
rzeź niewiniątek
zgrzyt zębów
gwałty
morderstwa
tylko kiedy
i komu odbije
jak przed sklepem
Jarosław Baprawski, 9 december 2011
czasem czuję się samotny
uciekam przed gwarną wódką
piwnym rechotem kolegów
myśli przybierają na wadze
z pórkowej w ciężką
krople potu
chwila bezdechu
wewnętrzne dialogi
łapią na wykroku
i jedna myśl
wyjść z tego
pierolonego narożnika
wszystkie za i przeciw
biją po wątrobie
wbijając igły
wracają
do głowy tęsknotą
poranki i zachody
wtopione w bezbarwną szarość
zaciągają zwątpieniem
bliski nokaut
zachęca do ucieczki
rzucenia ręcznikiem
odwieszenia rękawic
w smugach marzeń
dostrzegasz nagle
tyle kolorowanek
przeraża brak kredek
o pastelowych odcieniach
pozostał tylko ołówek
i coraz mniej czasu
naszkicować obecność
zaznaczyć siebie
w twoich oczach
otworzyć miłość
spłonąć
kawałek po kawałku
Jarosław Baprawski, 9 december 2011
spotkałem kumpla
pijany bełkotał przy barze
moja żonka to jędza
całe życie byłem ślepy
teraz wiem
resztę odkryłem
w senniku
przyśnił mi się taboret
sny nie kłamią
piję trzeci tydzień
postawiłem mu kolejkę
powiedziałem coś durnego
pomyślałem pierdoli
powód zawsze się znajdzie
nie wszystkim się układa
w nocy przyśnił mi się las taboretów
widocznie nabił mi bzdury do głowy
moje kochanie krzątało się po kuchni
widząc że nie śpię
jej słodkie usta zmieniły się w megafon
sprzątnij te swoje ciuchy
wszystko porozwalane na środku pokoju
na skarpetach pojechała koncertem życzeń
w trzech słowach
starła mi uśmiech otworzyła oczy
nie rozumiesz idioto
jeszcze nie wierzyłem
resztę rozwiała jej mamusia
to ty jeszcze śpisz
nie jesteś w robocie
bez mojej córki
byłbyś bosy i goły
O kurwa pomyślałem
nazwałbym cię po imieniu
oszczędzę dzieciom widoku
pakowania ciuchów
nie sprawdzałem w senniku
z każdą minutą przecieram oczy
byłem pośród wilczyc
czarownice z salem
to przy nich
sierotki małgosie
teraz już razem z kumplami
łoimy tekilę zlizując sól z piersi dziwek
zagryzamy cytryną prosto z talerzyka
wzgórków łonowych
żyć nie umierać
tylko tak trochę głupio było na początku
teść to prawie jak ojciec
ale pije równo i dupom nie odmawia
zdrowie tatuś
ale nam się trafiły
kule u nogi
przeżyjemy
pieprzyć senniki
Jarosław Baprawski, 8 december 2011
zniszczone damy
uwielbiają pijaków
pijacy na równi ze złodziejami
i całą resztą męskiego grona
kocha się w kurwach
żenią się z dziewicami
czasami
każdy może upaść
trafić na swojego
lub swoją
miłość
to po prostu
ustrzelić białego kruka
i jeszcze żeby na koniec nie stwierdził
że był to kruk farbowany
a może tak naprawdę wcale nie strzelał
tylko był frajerem
tokująco toczacym
odwieczne boje
o damy
czy chodziło o miłość
ucieczkę przed samotnością
bycie razem w bogactwie
w nędzy już nieteges
czy bardziej chodziło o dupę
jej status qwo
posiadanie na wyłączność
są zasady
takie i siakie
w większości łamane
bardziej strach przed zdradą
postawiony na
na ostrzu noża
dymiącej spluwie
załatwiłby sprawę
lecz to już bezprawie
nie wierząc w zaufanie
prawdziwą miłość
zdradzony kochanek
może wyhuśtać się na linie
silniejszy zostanie pijakiem
a ten co miał w dupie miłość
był najsilniejszy
i po sprawie
śmieje się damie prosto w ryja
robił ją w balona pół życia
ma dorosłe dzieci na boku
dwie wille i basen
głupia ździra
za tęczówkami pięknie umalowanych oczu
pod pięknym ciałem boskich kształtów
delikatność lub potwór
budzący z faceta ciamajdy
z jakiegoś obszymura
czułego kochanka lub drania
faceta z jajami lub total zero
i wszystko na odwrót
a gdzie jest poezja
poezja
jest pośrodku
na granicy zatartej w ludziach
porosła trującym bluszczem zakłamania
pochwałą sielankowości i piękna wszystkiego
co nas otacza
pomijając ciemną stronę życia
tkwimy w szambie po uszy
Jarosław Baprawski, 8 december 2011
wieczorem
usiadła nagle
naga
na klawiaturę
mam już dość
twojego pisania i chlania
zajmij się dzisiaj mną
napisz w końcu wiersz
o ustach co pragną
na moich piersiach
pisz piórem pocałunku
rozpierdol mnie całą po fundamenty
nowy połóż kamień węgielny
pod miłość
rano
podała płatki bez mleka
patrzyłem na powracającą z ruin
delikatnie otrzepałem jej tyłek
z resztek gruzu
cały dzień
przytulałem ostrożnie
zegar cierpliwie cykał na ścianie
wieczorem
w moich ramionach
laska dynamitu
potarłem o draskę
lont płonął
Jarosław Baprawski, 7 december 2011
jolka była piękną kobietą
postawiła tylko na nie tego konia
gdy opadł tuman kurzu
została z losem
jeszcze żyła
serce biło wbrew
bez wahania rozbiłem w jej oczach lodowe góry
titanika wyciągnąłem na powierzchnię
wpłyneliśmy do amazońskiej dżungli
resztką dziewiczej rzeki przez andy
na bosaka wróciliśmy do domu
ocean obmył nam stopy
nie mamy czasu
na sen
dobrani
Jarosław Baprawski, 7 december 2011
tam gdzie nie sięgnie wzrok
nie doleci żadna myśl
logicznie postawione pytanie
umiera na blacie baru
zapocony barman
w którego łysinie
poprawiam fryz
nalewa setę
też by łyknął
moja już niesie
do ust
rozwiązanie
na skrzydłach
szybuje wzrokiem
horyzont drzwi
otwiera moje kochanie
idziesz kurwa
do domu
Jarosław Baprawski, 7 december 2011
resztki mgły rozsuwają zasłony okien
gdzieś pod stołem spóźniony nietoperz
obija ściany szukając sufitu
który zamienił się rolą z podłogą
zlewasz z butelki resztkę kolorów
przecierasz pomarszczoną ceratę
dziurkami w chlebie zaciągnij się życiem
wszysko kurwa już dawno rozlane
jeszcze tylko do końca doturlać wózek
na dnie wądołu rozłożyć bagaż
nakryć się kartą przeznaczenia
czy wtasować się w talię
nowego rozdania
co ty
pierdolisz
karty odkryte leżą na stole
tkwisz z rękawem
w gównie po uszy
razem z dżokerem
leżącym pod stołem
zbieraj majdan
jeśli dasz radę
i wypad
z teatru
Jarosław Baprawski, 6 december 2011
bladym świtem
skarmiona okruchem
myśl
dasz radę
zapiąć koszulę
codzienności
dziurka
za dziurką
guzik
za guzikiem
dasz radę
zarzucić na łeb
przepocone chomąto
zacisnąć krawat
dasz radę
wczołgać się
w życie
już za progiem
będziesz stał
jesteś zbyt hardy
by klęczeć
dasz radę
idź
pod prąd
depcz chwasty
przytulaj kwiaty
wnzieś się
ponad
Jarosław Baprawski, 6 december 2011
ból głowy
idzie za rękę
z pustynnym potworem
sahara to pryszcz
jedno piwo
przedsionek oazy
serce stanie za chwilę
nie
kurwa
jednak bije
jakieś głosy
z lewa
i z prawa
pogranicze obłędu
zatrzymanie oddechu
śmierć wybawieniem
jeszcze wodotryski potu
zmieszane z trzydniówką
oddechu
o śmierci
gdzie jesteś
może wytrwać
anioł stróż
wytrwaj
zdecydowanie
do sklepu
przechylam browar
proszę pana
w sklepie nie wolno
ja umieram
Wynocha
Jarosław Baprawski, 6 december 2011
pochmurne dni
wypinają się na mnie
gołymi tyłkami
jestem otoczony
cholernie smutnym nastrojem
w takie dni
błądzę tunelami myśli
w takie dni
wolałbym siedzieć
w najgorszym barze
pić z menelami
ocalałymi z nuklearnego wybuchu
życiowego kapiszona
w takie dni
nawet nie mogę odnaleźć siebie
wyobrażam sobie swój pierwszy świt
bez słońca widzianego z ziemi
wódka mi nie wchodzi
gotuję w garku piwo
mieszam cukier
słucham dżemu
wychodzę
wracam z rurą
i słuchamy ryśka
do rana
Jarosław Baprawski, 5 december 2011
to co było nie wróci
bumerangiem wspomnień
w pieprzeniu sumienia
zapity na amen
ostatni aborygen
tamte dziewczyny
już dzieciate
jak nie z jednym
to z drugim
najważniejsze
becikowe
nie zbaczam z kursu
droga prosta
nie mogę się zgubić
nawet pijany
instynktownie
czytam z gwiazd
w pochmurną noc
tak czasem
sobie myślę
ile przygód
jeszcze przede mną
flach niewypitych
butów zdeptanych
kobiet gotujących
na przemian obiady
w tej samej kuchni
co druga to żona
panna lub wdowa
nie wnikam
ścierek nie zmieniam
ja je wyrzucam
ze skarpetami
do kubła
pod zlewem
osobista kolekcja
klaser kancerów
drzwi też wyrzuciłem
nigdy się nie zamykały
w domu przeciąg
wentylacja
bez zarzutu
czuję się wspaniale
Jarosław Baprawski, 4 december 2011
spotkać rodaka
za granicą
to nie mieć wyboru
wyiska cię w tłumie
i te jego ziomuś
masz fajki ziomuś
pożycz na znaczek
pierwsza myśl
wywalić mu na łeb
parę lodów
upierdolić
we własnym moczu
a druga
że może to Jezus
wiec dajesz szluga
pare drzazg
dalej będzie sępił
jadąc na patencie
ty zmienisz drogę z kościoła
poszukując dziury w sieci
w rachunku sumienia
może wyjdziesz na zero
posuwałeś cudze żony
zdradzałeś swoją
ona ciebie
wszyscy święci
Jarosław Baprawski, 4 december 2011
zła kobieta
wchodzi bez pukania
prosto do salonu
usiądzie w fotelu
rozchyli uda
zmruży oczy
bez słów
uśmiechem
powie
do nogi
przybiegniesz
bez ociągania
zrobisz stójkę
zaaportujesz uczucia
wycałujesz stopy
strzelisz minetę
sam sobie
nałożysz koronę
ogłosisz królem
wygłosisz orędzie
spętany stułą
otworzysz oczy
zwiedzając zoo
zobacz kochanie
mam ręce goryla
spojrzy na ciebie
i powie
wyprostuj się
kurwa
jak ty wyglądasz
młodzież
szaleje ze śmiechu
popatrz
jaka fajna dupa
widziałeś jej chłopa
daj spokój
to jakiś odpad
na pewno
ma dopalacza
ten ledwo żyje
z takimi szkłami
nie trafi w dziuplę
niedojad
dostaniesz zawału
skręcisz wylewem
jakoś dożyjesz
lub dostaniesz kopa
tylko nie kręć głową
masz jeszcze rentę
Jarosław Baprawski, 4 december 2011
koszula zlana potem
przenika przez skórę
wtapiając w krwiobieg
tygodniówkę oddechu
przyjezdne kurwy
stojące po rowach
nie wykazują współczucia
mam je w dupie
one zapewne też mają
gdzieś
moją zapoconą koszulę
one by mi dały
ja nie dam złotówki
więć możemy pomarzyć
chwilę dalej
stare baby
na wiejskiej ławce
seplenią mantrę
plując na brody
pijak
dziwki i magdaleny
na jednej drodze
i sześć tysięcy
róż wiatrów
każdy patrzy przed siebie
a tylko jedno skrzyżowanie
tylko ty
znasz tajemnicę
jakie to fajne
za zakrętem
brakuje procesji
księdza
i teściowej
w sklepie
ABSOLUT
ciebie nie ma
Jarosław Baprawski, 3 december 2011
weszliśmy na salę
skurczeni do ziemi
krzyk paraliżował oddechy
nogi w górę
na boki
oprzeć stopy
zostałem przy głowie
zaschło mi w gardle
na sam widok narzędzi
zasypali mnie pytaniami
czy będę nagrywał kamerą
czy robił zdjecia
byłem w szoku
chciałem uciekać
nie zostawiaj
zostałem
pchałem czołgi
i parłem przez okopy
pierwszy raz
modliłem się szczerze
by spuściła ręczny
dojechała płaczem
byłem dumny
z naderwanym uchem
pogryzioną ręką
całowałem jej usta
oczy i dłonie
wykiprowałaś
jak stara
mam syna
Jarosław Baprawski, 3 december 2011
nie ma wyjscia z labiryntu
jest bezwzględny przymus
ulepić resztkę siebie
z tego co zostało
graniczy z cudem
na dzień dobry
niewłaściwym pinem
zblokowałem bankomat
kolejka niecierpliwych
wsciekłym wzrokiem
wychłostała plecy
muszę kupić pół litra
papierosy i kawę
zdenerwowany
chętnie bym ich zjebał
pozostałem człowiekiem
na skraju paniki
w ataku depresji
spadłem ze schodów
najmądrzejszy z tłumu
przyłożył kamieniem
alkoholowej choroby
przeszli nade mną
tacy dumni
i zdrowi
obrzucili gównem
kwiecistych epitetów
było tak świątecznie
bożonarodzeniowo
bankomaty rzygały królami
pastuszkowie witali
odarty ze złudzeń
stałem nad żłóbkiem
Jarosław Baprawski, 1 december 2011
mówiła że kocha
może mieszkać pod mostem
pierdoliła o miłości
nawet przez sen
teraz śpi
w drugim pokoju
mówi że ją duszę
zaciskam pętle
czyta harlekiny
rozwiązuje krzyżówki
na koniec miesiąca płacze
że nie ma na podpaski
ja piorę
gotuję obiady
i dymam
jej najlepszą koleżankę
Jarosław Baprawski, 1 december 2011
gdy żył
każdą grudkę
ziemi pieścił
kościstą dłonią
delikatnie czesał
łąk zielone włosy
w zbożu spełnił
chleb powszedni
rannych zorzy
słowo
gdy umierał
znakiem krzyża
znaczył dzieci
na tę ziemie
ziarnem łez
sypiących kłosów
upominał
kochajcie ją jak siebie
jeszcze nie ostygł
a szatę rozdarli
porzuciwszy ojca
i rowery
w mercedesach odjechali
do miasta
za chlebem
głodni świata
szkiełek
tylko pies wiernie
przy nim trwał
gotowy skonać
za tą miskę pełną
sprawiedliwości
Jarosław Baprawski, 1 december 2011
cześć pijaki
łachudry
pięknoty
stare dupy
obszczymury
złodzieje i degeneraci
wchodzę na melinę
a ona pieje w zachwycie
cześć pierdolcu
siema wariacie
klepią po plecach
wóda się leje
pełne garnuchy
zalane blaty
mordy się smieją
ślubowanie
braterstwo
muza płynie
nieprzerwanie
wyzwiska
krzyki i wrzaski
walimy wszyscy
lecz wszystko to mało
ręce już chodzą
za gardło
za ciuchy
wyrzuty
żale
a w mordę
ten z tym
a tamten za tamtym
napierdalamy
nie patrzymy
krew
zęby
kopy i jęki
pisk dup
i cisza
później nostalgia
dalsze picie
zwycięzcy wybaczają
pokonani przepraszają
jedni się mądrzą
drudzy słuchają
łoimy dalej
coś pieprzymy
tulimy
pocieszamy
płaczemy
rzygamy
szczymy
rzęźimy
śpimy
słońce wstaje
my już dawno
co niedopite
dopijamy
melanż życia
ktoś dochodzi
inny znika
nawet śmierć
nas łączy
w innm składzie
rzeka płynie
melina też
porywa nurtem
bezpowrotnie
nieśmiertelna
mutuje
brak szczepionki
Jarosław Baprawski, 30 november 2011
wsłuchany w amplitudy myśli
błądzę w roztańczonych trawach
przesuwam wzrokiem
delikatne kontrasty barw
krzykiem żurawi
powracam w przeszłość
na styku nieba i ziemi
szum skrzydeł duszy
i ja
łzy spływające w środku
zamazują zarysy wyrazistości
zacierając abstrakcyjną akwarelę
niedosytu mijajacego życia
wtulony w polny głaz
chłonę chropowatośc skóry
na twardej surowości trwania
okrywam stopy kocem mchów
by zgasnąć w słońca zachodzie
zimnej stronie cienia
nie żałuję niczego
Jarosław Baprawski, 30 november 2011
obudziś się rano
na dzień dobry
wyściskać dupę
wyrwaną w barze
pod kranem
zmoczyć głowę
wejść w życie
namaszczonym
jedną lub drugą
szklaną
z tego co zostało
wbić klina
między drzwi
długiej nocy
a futrynę poranka
paląc papierosa
wciągnąć z dymem
widok nagich cycków
rozrzuconych na łóżku
w burzy włosów
anielskiej twarzy
zatopić oczy
lepsze to
niż panorama za oknem
smutnych oblicz nijakie rysy
na szarym bruku chodnika
nawet jednego śladu
zjechanych butów
a kysz
mary poranne
pod kołdrą
wilgotna cipka
przeciąga się leniwie
jednym uśmiechem
mrugnięciem oka
temperuje ołówek
do stworzenia wiersza
brakuje jednego numeru
playboya
Jarosław Baprawski, 30 november 2011
niepokojące zmiany nastroju
korespondują z dupowatym dniem
wątroba raczej zdrowa
hipotetycznie
gówno mnie to obchodzi
niewyraźne dni
biją po oczach
nawet wódka
zgwałcona
we wszystkich pozycjach
spowszedniała
czy jest jeszcze coś
oprócz śmierci i sraczki
co dzisiaj mnie zaskoczy
a jakże
świadkowie
w wypierdalać
poczułem że żyję
pragnienie
pomalowało ściany
na niebiesko
sąsiad z góry
zaintonował
"twierdzą nam będzie każdy próg"
umocniliśmy przyczółki
ostatecznej krucjaty
po litrze na twarz
wracaliśmy niesieni na tarczach
lamperiami
Jarosław Baprawski, 29 november 2011
dziś przyjechał pijak
co wyśnił mi się w nocy
skrzynkę grzybów
postawił na schodach
bez słowa
transakcja krótka
na jedno wino
i dziękuję
tak codziennie
karmię tłumy
z groszy
buduję szałasy
a moje wierne psy
patrzą mi w oczy
bez słów
mówią
królu
Jarosław Baprawski, 29 november 2011
karaluch wyszedł z dziury
patrząc na świat
współczesnego prymitywu
od rana napierdala muza
piętro niżej młodzież
szykuje tornistry do szkoły
kurwa skończyła się gandzia
smród papierosów
przewierca ściany
najebany tatuś
śpiewa na schodach
mamusia nie przebiera ziemniaków
zamknij mordę
ty skurwysynie
to pani docent
on z taczką magistra na budowie
zdechnę tu razem z nimi
pozorując inny gatunek
wpoję dzieciom
reguły jaskiniowców
najważniejsze przetrwanie
konsumujcie
to przeszłość
wpierdalajcie
drży na końcu języka
niewypowiedziane
Jarosław Baprawski, 29 november 2011
przychodzimy nad ranem
kran dalej kapie
to samo łóżko
z nową twarzą
wygląda bosko
mechanicznie zmieniam płyty
otwieram butelkę
kolorując złudzenia
pukamy się do czwartej
w przerwach na siku
trochę dymu
lampka wina
wraz z naftą
gasną tematy
resztkę ciepła
wcieramy w ciała
do południa
wyczarujemy z fusów
niezgodność charakterów
nie patrząc w oczy
zamieciemy pod dywan
stertę rozczarowania
jak zwykle
nacisnę stop
trzask w głośnikach
zagłuszy kroki za drzwiami
sąsiadka krzyknie przez ścianę
kurwiarz i pijak
wysmaruję jej klamkę gównem
rozkocham
po ślubie
wyrzucę w pizdu
te płyty
naprawię kran
posadzę drzewo
Jarosław Baprawski, 28 november 2011
w ciemnej nocy
wilgotnej ulicy
oślizły bruk
oplutym językiem
liże podeszwy
wysadzonych z siodła
tradycjonalistów
rozkołysane tułowia
niesione promilami
gasną w bladych
światłach latarni
na oddechach
parujących wódą
w rozcinanym zębami neonów
obrazie śmierdzącego miasta
zimny pisk szczurów
szelesci prutą folią
populistycznych czipsów
ze śmietników plugawego życia
histerycznym odruchem
pukają do okien
słowa piosenek
dupy moje dupy
dupy i dupeczki
śpijcie kurwa łachmany
pedalskie
dziady wy
polewaj nie pytaj
my Polacy
Jarosław Baprawski, 28 november 2011
nie planuję następnego dnia
jutro ma zawsze swój plan
zna wszystkie ruchy
ja też nie zdradzam swoich
życie jest grą w szachy
czuję się pionkiem
ale na pewno jestem graczem
skoro planuję strategię
stawiam opór
skazany na porażkę
chodzę po ulicach
na jezdni rozjechany człowiek
mówią
biegł po robaki
robaki wygrały
ryby popłynęły rzeką
szach mat
dlatego nie planuję
jutro ma zawsze białe
i asa w rękawie
Jarosław Baprawski, 28 november 2011
zwykły poranek
zaparza kawę
ćwierkanie wróbli
zagłusza łopot skrzydeł
zwiastowanie
kocham cię tato
dobra nowina
bosymi stópkami
rozdeptała resztki
zamyślenia na twarzy
policzki na ustach
i uśmiechu najsłodsze buziaki
w gilgotkach radości
ciałko pachnące matką
z dziecięcą radością
przekładasz kanapki
i idziesz do roboty
nowo narodzony
Jarosław Baprawski, 27 november 2011
dość już mam ciebie
twoich zupek bez wyrazu
kostka rosołowa
szyderczo roześmiana
smacznego
spływa zębami
hamując okiem z plakatu
bo zupa była za słona
wezmę cię do dobrej knajpy
beczka soli przed nami
Jarosław Baprawski, 27 november 2011
ze świtem dnia
opada z oczu mgła
klaksony ulicy
zadzierają kołdry brzegi
kolejny dzień
blaszanym kapslem
otwiera sklepikarz
i pierwszy łyk
znajomy smak
jeży mi mózg
przenika wskroś
głodowy mulak
bez biletu
z górnej półki
kasuję
kolejne przystanki
na żądanie
błyskają fleszem
butelki dna
a rura pali
martenowskim piecem
na przekór losowi
pomyślisz-i chuj
jadę do Perth
witaj australio
dżipies i simlock
stoją pod sklepem
trzęsące dłonie-
-sponsora brak
idziemy bracia
do kiosku ruchu
wody brzozowej
butelek rząd
nie można tak tracić życia
trzeba z żywymi do przodu iść
ale czy oni
wezmą nas z sobą
bo przecież-
-każdy z nas
to trup
Jarosław Baprawski, 26 november 2011
mogiły bohaterów
pozostały bezimienne
porosną smutnymi datami
w nieśmiertelnych kalendarzach
kolejne drzewa
starte na papier
spłyną żywicą
cichą modlitwą
w stukocie czcionek
krwisto czerwonych nekrologów
szyderstwo śmierci
w bezbronnych oczach
dla jednego oddechu
drzwi dzwignęły symbole
próg był relikwią
dom
Ojczyzną
jeszcze tylko ten krzyż
i te matki
w niemodnych beretach
ością stoją
na drodze do wolności
podeptane róże
i słoma
Jarosław Baprawski, 25 november 2011
wpełzam mimo woli
w wąskotorówki myśli
w zmęczonym umyśle
stopniowo wysiada elektryka
życiowa bocznica
majaczy w oddali
czas czołga się po plecach
grając bólem
na klawiszach kości
na kolanach
dobija
kolejne szczeble
krzyżowej drabiny
nieprzerwanie poszukuję
punktu zaczepienia
gwoździka
do zawieszenia płaszcza
kruszejący tynk
nie pozostawia złudzeń
krawiec już szyje
jednym słowem
popelina
Jarosław Baprawski, 25 november 2011
krągłymi ruchami języka
delikatnie natarłem
sterczące sutki
parzyły usta
zaciśnięty między biodrami
nasłuchiwałem klekotu bocianów
wsysany łonem
chwytałem brzytwy
spinając pośladki
jedną liną
lecimy na bungee
o ja pierdolę
z całym łóżkiem
sypialnią
piętrami
do nieba
Jarosław Baprawski, 24 november 2011
noc ci wpina
gwiazdy we włosy
księżyc srebro
na usta kładzie
w pocałunkach przemierzam szczyty
gorących piersi zmysłowe wulkany
patrzysz na mnie
z uśmiechem mówiąc
przestań pieprzyć
te głodne kawałki
dobre dla dziewczyn
z krainy bajek
chodz i zrób robotę
porządnie mnie przeleć
dokładnie
raz przy razie
ty mój poeto
Ooooooo!
teraz rozumiesz
prawdziwy wiersz
recytujmy
inwokacja już była
Jarosław Baprawski, 24 november 2011
gdy byłem dzieckiem
postawili diagnozę
zdrowy i silny
dzwignie życie
błąd w sztuce
zostałem poetą
z bratem syjamskim
wrośniętym w głowę
nazwałem go jacuś
choć może to kac
pije za dwóch
i chyba mnie wykończy
pocieszający jest fakt
że nie zrośliśmy się penisami
tylko poezją
Jarosław Baprawski, 24 november 2011
zmrok zaciaga leniwie
mgliste firany
słońca zachody
zawisły nad stodołą
w malinowej herbacie
domieszką spirytusu
rozcięczam czerwone krwinki
żylastych odłogów
skrzypi podłoga
pod ciężarem czasów
ze srebrnych włosów
resztką młodości
kurzy z czupryny
rozgrzebuję popioły
wypalonych kartoflisk
ojciec miał zawsze
sól w kieszeni
i koszulę pełną dymu
na pieczonych ziemniakach
parzymy usta
w siwych smugach
połyskują fanarki źrenic
droga do domu
owiana dymem
z końskiego grzbietu
słucham opowieści
o zsiadłym mleku
z glinianej dzieży
ojciec przeciera oczy
między jednym
a drugim ogniskiem
nie ma dymu
teraz rozumiem
skąd te łzy
tato
Jarosław Baprawski, 23 november 2011
Tłum pijaków pod sklepem.
Rozwałkowane twarze.
Rak płuc.W szalonym pluciu.
Ścieli się breakdencem na chodniku
młody starzec.Wyładowanie epilepsji.
Pierwszy rzut.Godzina świtu.
Następni kładą łby.Na stole
butelki i kipy w symbiozie.
Szukają miejscówki do snu.
Rzut drugi.Obiadowa pora
przychodzi ostatnia.Matka
jednego ciągnie za mordę.
Spojrzenia zazdrości.Przykryte
ironicznym uśmiechem.Maska
twardości odsłania łzy.Dziecko
wpatrzone w akwarelę nędzy.Prosi
się świnia sąsiada.Kup mu lizaka.
Pergaminowy aniołek odszedł
z niczym.Niezmącona codzienność.
Rzut trzeci.Powrót ojca.Potworny
smród.Modlitwy o ciszę bez odbioru.
Skrzydła tracą piórka.Każdej nocy
inna bajka zabiera marzenia.
Jarosław Baprawski, 23 november 2011
z miejskich pól południa
krokiem niewolnika
wracam do chaty
biczowany uliczną reklamą
nucę work songi
krok dalej pół naga diva
zachęca żony przebrane za panny
do kupna wibratorów
strefa lasów sromotnikowych płonie
strażackie sikawki wymiękły
podwiązane nasieniowody
ograniczonych możliwości
pokornie zakraplać
czy wyskoczyć oknem
zestresowany
sam już nie wiem co robić
z witryny kiosku
goła mucha
roztrzelała z CKMu
pół chodnika męskich twarzy
przetrwali jedynie członkowie
ruchu oporu
i ja
osiedlowy redaktor
piwnicznej gazetki ściennej
druga połowa żeńskich pasztetów
bez atrybutów kobiecości w ofercie
wzięła ją na bagnety zazdrosnych oczu
w domu podkręcą machinę kłamstwa
lawiną żądań i terrorem
wymuszą odpowiedz
-kochanie jak ci się podobam
-piękna jesteś
poniesie echo
w eter pustej głowy
bez mrugnięcia okiem
z grymasem uśmiechu na twarzy
zawyje dusza nocą listopadową
rewolucyjnym nastrojem
spontanicznym odruchem
zawracam na pięcie
kupuję loda z dodzią
ciężki karabin maszynowy
pół litra i cztery piwa
teraz zastrzelę żonę
i teściową
jedną gazetą
z pełnym wzwodem pierdolnę flachę
a cztery piwa spokojnie odwrócą role
ziemniaki obrane
to ruszyć dupy
i wynieść śmieci
bastylia zdobyta
jaja dudnią jak dzwony
republika
czy reżim kadafiego
wybierać
Jarosław Baprawski, 23 november 2011
głowa mi pęka w tym nienormalnym domu
pakować się zdziry i won mi z chałupy
skończyło się wracam do życia
koniec
heniek pierdolnięty jesteś daj pospać
wczoraj tak kryśkę gniotłeś po nocy
zmęczona jestem niewyspana rozbita
a ty się rzucasz z samego rana
niedochlany jesteś czy źle ci dała
sylwia ty się odwal od mojej szparki
no nie baby nie wytrzymam wypierdalać
wiersz chcę napisać
na dziś
na odnowę
jak mam się skupić
butelka pusta
usta suche
coś gadacie
kto was zrozumie
jak wy same
takie głupie
heniek a o czym ten wiersz napiszesz
o was bezmyślne rury
a o mnie napiszesz że ładna jestem
ładna jesteś ale głowę masz do dupy
a w wierszu chodzi
by miał duszę
delikatnośc i piękno
a wy takie jesteście puste
bez ambicji
tak mi wstyd za was
no i gdzie goła mi tu idziesz
nie widzisz że piszę
heniu
heniu
jutro napiszesz
rzucisz picie
może nawet wygrasz w totka
lub znajdziesz pracę
wszystko się zmieni
kupisz dziś flaszkę
heniek
ty to zawsze popadasz w przygnębienie
gdy w twoich oczach te marzenia
chodz do pokoju
dam ci za darmo
tylko już przestań
no nie płacz
heniu
heniuśku
heniuńku
ty marzycielu
poeto
Jarosław Baprawski, 22 november 2011
z dnia na dzień
samotny i zamyślony
wyglądam przez okno
do roześmianych twarzy
może ktoś zobaczy
i wstąpi na słowo
kiedy wychodzę do ludzi
długa ulica faluje obojętnie
samotnością stratowanego chodnika
i płaskimi twarzami
zatroskanych obywateli
szklanych pułapek
zazdroszczę gołębiom
mogą nasrać na głowę
i mają to wszystko
w podogoniu
nagle biała laska
czarny okular na twarzy
dotyka mnie w ramię
nie wierzę i laska
chyba też
otrzepując mi mankiety
z podróżnego kurzu
cześć stary
mnie też nikt nie widzi
chodz pójdziemy razem
niech laska prowadzi
Jarosław Baprawski, 22 november 2011
w krzyku tłumu
światło rozpala czaszkę
zawisłeś bezimienny
postronny z pozoru
poszybujesz
za jedynym głosem
który widziałeś
przed złamaniem kolan
z piętnem
startym w obietnicy
czy to ty
a może ten drugi
kruczoczarny element
bez oka
stał prawdą
obok światła
dwa wymiary zła
na tle jednego dobra
i na odwrót
ciągła równowaga tła
to jak gra
w trzy karty
stawką życie
rozdaje szuler
Jarosław Baprawski, 22 november 2011
wzięłaś mnie za rękę
prowadząc po swoich piersiach
na każdym skrzyżowaniu
mam zielone
wyszeptałaś imię
inne niż moje
tir rozjechał mi głowę
niczego nie poczułem
teraz przechodzę na czerwonym
z piskiem hamulców
rozdarte chałapy
ślepaku
życie ci niemiłe
Jarosław Baprawski, 21 november 2011
na starej maszynie do szycia
fotografia czarno-biała
oczy roześmiane
i dłonie splecione
młode jeszcze
a na ścianie miłosierny Pan
nawołuje tęczą promieni
pójdżcie anioły
Jezu ufamy Tobie
na pokuciu
Matka Boska Karmiąca
aniołem stróżem
nad łóżkiem dziecka
rozkłada oczy
oddychają ściany
żyjące kapliczką
u szczytu domu
Maryjo Częstochowska
miej nas w opiece
szkaplerzyku
nad drzwiami
krzyżem
Jezus przybity
i głos ligawy
z oddali
to Polska
moich dziadków
ojczyzna
Jarosław Baprawski, 20 november 2011
dobrze jest posiedzieć
( oczywiście w barze)
więzienie to inna piłka
brzeszczot do metalu
i takie tam
smutne firanki
barmanka ma piękne cyce
można dostać zeza
między oddechem i piwem
jebnę chyba wódkę
wyłączę wyobraźnię
nalać panu jeszcze
z twoich rąk i truciznę
napisze pan o mnie wiersz
już jesteś wierszem
chodzącą treścią
w zamyśle twórczym
wywołujesz dylemat
czy zalać ci formę
pokochać
czy przejść ponad
w stosunku przerywanym
otworzyć spadochron
Kryśka
Heniek
Jarosław Baprawski, 20 november 2011
zawsze biegałem najszybciej
wciąż pierwszy
najlepszy
wspaniały
lecz chyba słabo trenowałem
w prawdziwym wyścigu
wypierdoliłem się wraz z życiem
na pierwszym zakręcie
na łeb spadło mi małżeństwo
samochód co wiecznie się pierdoli
raty za mieszkanie
rachunki
prąd
telefon
tablice dekalogu
skopały mi rozum
na dodatek córka
oznajmiła że w ciąże zaszła
kurwa
co za życie
codziennie oglądam
podeszwy od spodu
znowu podnieśli ceny paliwa
jutro wzrośnie akcyza
czy wejdziemy w strefę euro
polacy ruszyli do niemiec
czytam ze zwitków gazet
przybitych gwożdziem obok sedesu
spłuczka kieruje je do żródła
szambo
szambo też jest pełne
wywóz gówna
para stów
chuj
mam dość
jutro niedziela
żonka drze się z kuchni
-masz drobne na ofiarę
-tak
jutro sam się położę
wypiję ile dam radę
oddam wszystko
by stanąć na chwilę
świat niech zapierdala
ja nie biegnę
zrywam kontakt
jestem żoną alkoholika
wyznanie na zwitku
wcale się nie dziwię
podcieram tyłek
idę spać
kurwa
zapomniałem spłukać
do szamba
które to okrążenie
w dupie to mam
a żonka
-chcesz seksu
śpij
jutro ci oddam
wszystkie pieniądze
tylko śpij
-zabezpieczyłaś się
-no coś ty
musisz wyskoczyć
kurwa
mieszkam na parterze
jutro niedziela
wysłuchamy kazanie
jak miliony innych
pobiegniemy
do komunii
i komunikanta
przecelebrujemy naszą świętość
zaledwie do ławki
jeszcze krzyżyk na drogę
i start
na golgotę
żonka
-jakie jutro spodnie włożysz
te od garnituru
-nie
dżinsy
-włóż te od garnituru
kurwa
o d p i e r d o l s i ę
krzyczę całym ciałem
nie otwierając ust
komory serca drżą
komórki mózgu zalane krwią
jądra pękły
-dobrze
te od garnituru
śpij
Jarosław Baprawski, 19 november 2011
za zimną bramą
pożydowskiej kamienicy
kocie łby
wystają z rynsztoków
na krawężnikach
gromadka dzieci
o buziach sinych
puszcza zapałki
w śmierdzącym potoku
porwane koszule
nie chronią od zimna
trzeźwa matka
wątpliwa sprawa
tylko te oczy
głęboko smutne
wypadają obco
na brudnej ulicy
ojciec menel
gdzieś leży za rogiem
gołe i bose
maluchy
sprzedadzą puszki
podzielą groszki
gorzki to cukier
czy jest ktoś chętny
podzielić się życiem
wzrok tłumów
pobiegł sklepieniem
ciało Chrystusa
amen
Jarosław Baprawski, 19 november 2011
morze wódy przepłynąłem
nawet nie wiem kiedy
wrakiem aort
destylowałem hektolitry krwi
trzewia płukałem
wszystkimi wynalazkami
i tylko wątroba zna prawdę
na środku katamaranu
posadziłem drzewo
zakotwiczyłem w atolu
błękitnej laguny
nieustannie
słyszę trzask poszycia
rozpadającego się statku
miejsca dla trojga
kusi
ale czy kurwa
wszyscy wrócimy
ostatkiem sił
spinam kadłub linami
bacząc na moje drzewko
cały mój świat
stoi niewzruszony
na jednym słowie
tato
Jarosław Baprawski, 19 november 2011
w ulicznej bramie podmiejskiej kamienicy
pod neonami gwiazdek hoteli
nikt nie zliczy stojących przy asfaltach
ruchomych afiszy
pod nagim logo skrywają coś więcej
udając twarde z wyboru
na podobraziu delikatności papierowej
często rozdarte między życiem i domem
wytykane palcami
parzone spojrzeniem
zamykają w myślach świat marzeń
odprowadzając dziecko do szkoły
uwielbiają zakupy
nic nie sprzedają
nawet ciuchy wspomnień
wyrzucają z pamięci
codzienność to sen
koszmarna śpiączka
w nadziei wybudzenia
rozdarty afisz
oddycha marzeniami
kredka do oczu
łzy
tamą trzyma
szpilki to nie kapciuszki
a logo to nie imię