melkart, 13 października 2020
Powiększają ogrody rozkoszy,
aby w całej pysze okazałością przestrzeni
nadać kolor i ornament
zwiewnym chwilom rozkoszy – bez miłości.
Bezwstydem skrywają dusze,
obnażone bezwolnym zezwierzęceniem.
Nagość uwięziona w poprawkach natury,
sterczy procesją wieżyczek i jędrnej
mieszaniny zachwytu, falujących brązów i karminów.
W odglosach rozpasania
uwięził patetycznośc i nudną prostotę.
I tylko Niebo cicho spogląda,
na świat pozbawiony głębokiej duchowości.
melkart, 13 października 2020
O wichrze, bracie mi jedyny!
Ileż przyszło rozbić mu marmurów
planów i marzeń.
Choć trud bywał daremny,
z szaleństwa przekleństwem – bezustannie
rozbijałem siebie.
O wichrze, namiętnym gnamy podmuchem
wznosiłem się ponad ziemią,
by skrzydlatym duchem,
ponad błahostki, ponad granice,
zjednoczyć się w nirwanie.
Nie żal mi zbitego kamienia,
ni fontann łez.
Potrafię nadal kochać, a to największym
dziełem artysty jest!
melkart, 13 października 2020
Spotkałem raz panią o czerwonych ustach.
Skuszony zerwałem owoc przelotnej znajomości,
lecz była to istota istotnie pusta,
pozbawiona zalet poza magią swej nagości.
Upojna noc zamiast rozkoszy przyniosła zwadę,
bom stracił dla Pani przemożną dotąd rozwagę.
Nieszczęsny zbieg okoliczności,
żem zamiast serca poznał smak niewieściej próżności.
jesienna70, 12 października 2020
nocami obserwuję
cienie drzew tańczące
na ścianach sypialni
wiatr wyśpiewuje
w kominie smętne ballady
budząc ze snu bure koty
wraca tamten październik
kiedy mówiłam o prawdzie
lepszej od najlepszych kłamstw
nie obiecuj mi miłości
gdy niebieska koszulka znowu
leży porzucona samotnie w kącie
Yaro, 12 października 2020
w pokoju w zakątku ciszy
w spokoju tka sieć pająk
czytasz gazetę taty sprzed lat
pod meblami robaczek
zjada okruszki z obiadu
chleb przecież nie można zmarnować
nakarmione ptaki śpiewają hymn pochwalmy
dzieci wybiegły ze szkoły
jak cicho westchnął Bogdan woźny
niedoceniony lecz zadowolony
zmyka wrota szkolne i magazynek
pajączek tka robaczek śpi ptak skrzeczy
Bogdan pije piwo rozmawia z żoną Agnieszką
czuję się wolny wyzwolony najedzony
pełen wiedzy wręcz szalony
Robert Hiena, 12 października 2020
Przymknął oczy i parsknął
pod nosem licząc na palcach
raz, dwa, trzy.
I się skończyły.
.
Długie cienie zalęgły
na półkach, głowie
w duchu, logice
Czy to wszystko
ma jakiś koniec?
Przymknął oczy i westchnął
pod nosem, licząc na siebie.
drachma, 12 października 2020
W mżysty dzień
chodziłem po opokach marglistych
pod powierzchnią wierzchowiny spoczywają
wymarłe zwierzęta z gromady głowonogów
z nieistniejących mórz
czasu wielkiego wymierania
Doświadczyłem trudu kroków
mozołu stąpania po rozległych bruzdach roli
dotarłem do miasta
które jest nieodzowną częścią tej projekcji
Mówiono że ze mnie jest
psychodeliczna podpora starówki
ze względu na obrazki
niespełniające kryteriów pożądanej nowości
podobnie jak para butów
z których paluch mi wychodził
Z okna w ratuszu widzi mnie namiestnik
przedstawiciel bogobojnych mieszkańców
co dzień patrzy czy jeszcze stoję na placu
niczym gorący ziemniak
obiekt pożądania którym nikt nie chce się sparzyć
Tutaj jak w Arles za nieobecny wzrok
symptomy obłąkania będę przegnany
ale nie mam gdzie odejść
chyba tylko na cmentarz komunalny
olejek nardowy został naszykowany
sam53, 11 października 2020
czasami wydaje mi się że księżyc od zawsze buja się tuż nad lasem
noc wypełnia puste przestrzenie między gwiazdami
a sen nie ma początku i końca
tylko echo gra nam wciąż te same melodie
pamięć budzi wspomnienia
oddychamy tym samym powietrzem
cieszą nas dojrzewające dynie w ogrodzie
śliwkowe powidła sok z winogron
depczemy ścieżki ku sobie
choć wyobraźnią przekroczyliśmy niejeden Rubikon
wiesz że wino jest dobre na serce
ale nie obroni nas przed jesienią
Marek Gajowniczek, 11 października 2020
Pokrowce na brody
wciąż nie wyszły z mody.
Nie na miejscu dąsy.
Prawidłem na wąsy
są też - jednocześnie.
Oceniać za wcześnie,
czy rzecz brać na serio?
Czy są sezonową rządu fanaberią?
sam53, 11 października 2020
dzień przychodzi z myślą o porannej wspólnej kawie czy herbacie
ze słońcem deszczem nawet z barwną tęczą
gdy przeglądasz się w moich wierszach jak w lustrze
a ja zaplatam słowa w jesienne astry
dzień przychodzi twoim cieniem w który mogę się wtulić
przejrzystą kroplą rosy zatrzymaną pomiędzy źdźbłami kostrzewy
uśmiechem w kącikach ust
i ciepłym spojrzeniem
od wczoraj trzymamy się za ręce
tylko wstać i tańczyć
dzień noc
i znów dzień
i znów noc
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.