Marek Gajowniczek

Marek Gajowniczek, 22 października 2024

Uciekł mi dzień...

Uciekł mi nocą dzień z pamięci
przez mur milczenia - grubą ścianę,
Po nim zamiary, plany, chęci
zostały niepozamiatane.
.
Leniwie obok błądzi echo
lat długowłosych rock and rolli.
Dla startych serc nie jest pociechą,
że samotność już mniej nas boli.

Jedynie ciężkie zamyślenie
do dawnych nut chciałoby wrócić,
uspokających niespełnienie,
że nie ma już o co się kłócić.
.
Pozostał żal -
cholerny żal
tej z dawnych lat naszej muzyki,
która ucichła w szumie fal
wolnorynkowej polityki
przy wygłuszonych mikrofonach
przed kamerami bez publiki -
koncertem proxi - bez nas o nas.
na tle scenicznej gimnastyki.
.
Uciekł z pamięci dzień jak co dzień.
Jak senna mara z muchą w kawie.
Zabrał go zmrok - cichy przechodzień.
Niczym Was dłużej nie zabawię.


liczba komentarzy: 0 | punkty: 1 | szczegóły

Yaro

Yaro, 22 października 2024

apostoł prawdy

czas mroku wiek destrukcji
magazyny medykamentów

szare ulice w bramach ból
ból duszy na końcu igły
zapalony lont fentanyl
nowy bóg, bóg upadłych dusz
kluczem istnienia zgubionych

mury zwalone cegła po cegle
odlepiony szary, zimny tynk
ulice zalane, grząska ziemia
wiatry z różnych świata stron

połączony zły duch z duchami świata
upadła wiara na twarz, brudny asfalt
zbudowany ołtarz dla mas
jedna religia, jeden sąd,
jeden rząd
stado niewolników

narodził się nowy bóg,
bóg niezgody, bóg złych ludzi

wszyscy umierają za bestią
fałszywym prorokiem jego zwą

nienawiść zazdrość
dzieciobójstwo nowy front
mamona biznesu swąd
mrok czasów końcowych

dobrze gdy ciepło serc otula
szczęśliwe ludzkie dusze


liczba komentarzy: 0 | punkty: 1 | szczegóły

Arsis

Arsis, 22 października 2024

Underground

Spójrz! Spójrz… Tak wiele razy. Tak w i e l e r a z y… Zegar wybija którąś tam znowu pełną godzinę.

Czy ty. Czy ty… Dziwne to wszystko. Dziwne bardzo. Zagmatwane.

Czy ty mnie widzisz? Spójrz, ja nie mam oczu.
Noc mi je zabrała. Noc. Noc...

Te jarzące się piksele pełgające
w mroku opuszczonego pokoju.
Te mikroskopijne cząsteczki
mżącego kurzu. Płynące dostojnie.

Idą, przedzierają się przez cementowe spojenia cegieł.

Poprzez tynk.
Przez beton.
Żelbeton… Stal...

Popatrz na to wszystko. Na te kołyski pajęczyn, w których usychają ćmy.
Które znalazły tutaj swoje spełnienie. Ktoś tu kogoś kochał, wiesz?
Teraz walają się tu sterty porzuconych rzeczy. Jakieś foliały w podartych, płóciennych okładkach.

Pożółkłe roczniki dawno zapomnianych treści...

Chrzęszczące szkło. Pod stopami. Rozbite.

Słyszę szepty. Wiesz? Słyszę szepty.
Coraz częściej doskwierają mi szeptane słowa.

Słyszysz? Słyszysz?
Nic nie słyszysz.

Albowiem twoje
milczenie.
Przeogromne jak wszechświat.

Ale jednak słyszę. Te oto szepty w gongach stojącego zegara.
I coś, co do mnie mówi w natłoku utajonych słów.
Coś spoza czasu.
W nocy. W obskurnej nocy. W zapachu
kurzu i pleśni.
W bezwonnej woni uschniętych kwiatów w wazonie.

W wazonie pękniętym na wpół.
W tym oto wazonie na stole,
przy którym stoi odsunięte krzesło.

Jakieś takie odrapane i chwiejne. Rozkołysane.

Wiesz, nawiedzają mnie fantomy, wskrzeszone przez nie wiadomo co widma...

Czy ty
mnie
słuchasz?

Idą powoli, jakby z ograniczoną zdolnością ruchową.
Ich oblicza oświetlają takie niebieskawe płomyki
bardzo lekkie i nikłe. Idące od spodu.
Pełgające w szczelinach podłogowej klepki.

Od ziemi…

Nie. To tylko zmory.
Znikają, kiedy zamykam je powiekami.

Zaciskając je
mocno,
aż do bólu.

Siedzę zakopany w stosie papierów, takich niedzisiejszych.
Z uchem przy radioodbiorniku, w którym szum miesza się ze szmerem.

Z piskliwą chropowatością
dalekich sinusoidalnych dźwięków.

W mdlącym świetle
wiszącej lampy
odkurzam pocztówki. Wyblakłe.
z życzeniami, na któreś tam święta.

Zapisane odręcznie papiery, wystukane na maszynie telegramy.
Wycinki z gazet. Pozostałości po ojcu, po matce.
Kalendarzyk z podstawką. Tekturowy.
Pamiątkowa moneta z zatartym wizerunkiem twarzy.

Stary telefon. Czarny. Wiesz, taki ebonitowy
z tarczą.
Zakurzony. Kurz wniknął do głębi.
Ciężka słuchawka z urwanym kablem.

(Ja do ciebie mówię. Ach, no tak. Więc, mówię do nikogo. Do siebie samego jedynie)

Maszyna do pisania. Fioletowa bibuła.
Wyblakłe wnioski, podania...

Bibułka z tytoniem po ojcu.
W drewnianym pudełku.
Nie dopalił do końca. Nie zdążył.

Zeszyt z podstawówki
ze szlaczkiem,
z dziecinnym opowiadaniem o niczym.

Świadectwa ze stopniami (próżno tu szukać czerwonego paska)

Wiesz?

Dobra,
nieważne.

Mówię do siebie samego. I mówię jakimś podziemnym szeptem,
co się wydobywa z moich trzewi.

I wydobywa się ze ścian wilgotnych i zimnych.
Jakbyśmy byli jednością. Ja i dom mój.
W jeden organizm splątani.
Poprzez rury żeliwne i ciężkie.

Pogłos idzie kaskadą, co rezonuje z powrotem
na membranach moich uszu.
Kaskadą ziemistą i mroczną, idącą z zakamarków opuszczonych pokoi.
W których dopalają się świece. Poustawiane gdziekolwiek: na podłodze, parapetach, krzesłach...

W dzienniczku
ucznia --
liczne uwagi.

Kto był tym uczniem?

Ktoś mało aktywny na lekcjach. Z czytanek, z wierszy: dwója.

Z pisania:
niedostateczny.

Pani wychowawczyni
wypisała to pięknym,
zamaszystym pismem.

Takim barokowym.
Z licznymi zawijasami osoby mściwej.

Takie małe Schadenfreude, że dwója za całokształt. Za krzyki. Za gonitwy na przerwach z samym
sobą…

I za granie na flecie, na trąbce.

Ponoć Miles Davies nie przeszedł do następnej klasy.
Bo grał jakoś tak nie po kolei. I jakby od tyłu,
mając gdzieś pasaże i gamy.
Wolał mroczne speluny. Podziemne bary.

Jimmy Hendrix,
ech, ten,
to już w ogóle...

Pani od muzyki dostawała histerii. Wzywała ojca do szkoły. Ojciec walił potem pasem po tyłku…

I jakie to ma teraz znaczenie?
Rozpadające się
od dotyku szczątki.

I wszystko jest
jakieś mżące.

Drgające
w dłoniach
eterycznym blaskiem.

W otwartym szeroko oknie
czarny prostokąt kosmosu. Gwiazd dalekich roje.

(Włodzimierz Zastawniak, 2024-10-22)

***

https://www.youtube.com/watch?v=5E5JyS12k4o


liczba komentarzy: 1 | punkty: 2 | szczegóły

Yaro

Yaro, 21 października 2024

byliśmy młodzi

byliśmy młodzi czas płynął wolniej

coś niosło ku sobie nie szukałem

sami odnaleźliśmy się nocą pełnią gwiazd

minął rok minął dzień już posiwiały świat

kochamy się mimo że jesień w parku

ozdabia ławki zrzuca żołędzie i kasztany


liczba komentarzy: 0 | punkty: 1 | szczegóły

Marek Gajowniczek

Marek Gajowniczek, 20 października 2024

Jesień, a w górach już zima

Na Podhalu jesień.
a w górach już zima.
Mgły chłodny wiatr niesie
i ścieli w kotlinach.
.
Susły nor szukają,
a gawry niedżwiedzie.
Schował już się pająk.
Nie chciał w oknie siedzieć.
.
Leniwie w fotelu
spoglądam przez szyby
i o Tobie Elu
wspominam półżywy -
o naszych spacerach
wśród buków czerwonych.
Nikt z nas nie wybierał
ścieżek pokręconych,
a będzie to druga
już zima bez Ciebie.
Dzień krótki - noc długa
świerkami kolebie.
.
I wzrokiem kołysze
i w senność go zmienia.
Spokojniej i ciszej
czas mija w jesieniach.

W tych kalendarzowych
i w życia jesieni
bez Ciebie, Gór Sowich,
bez sił by coś zmienić.
.
Liście gubią klony,
pożółkły kasztany,
Jest wieczór zamglony -
czernią malowany.
Dzień minął jak chwilka.
Godzina się wlecze,
a znalazłem kilka
Twych wotywnych świeczek.
Smuteczkom i żalom
chcę płomyk zapalić,
a gdy się wypalą -
zdmuchnij je z oddali.


liczba komentarzy: 0 | punkty: 1 | szczegóły

sam53

sam53, 20 października 2024

sonet z jesienną różą

gdybyś była różą ostatnią w ogrodzie
tak jak szary listek co się ukrył w trawie
a teraz szeleści tuż przy twojej nodze
jakby chciał się oddać jesiennej zabawie

a gdyby cię wicher rzucił do kałuży
deszcz uwięził w błocie a nocny mróz zmroził
i nikt by nie widział w tobie pięknej róży
ale jakiś wiecheć co przeżyć nie zdążył

czy bym się pochylił i rękę wyciągnął
by cię wyrwać z błota i nici pajęczych
żebyś powróciła w pełnej krasie wiosną
cieszyła zapachem na pohybel śmierci

gdybyś była różą co pnie się po płotach
chochołem bym ciebie jeszcze dziś omotał


liczba komentarzy: 2 | punkty: 3 | szczegóły

Marek Gajowniczek

Marek Gajowniczek, 19 października 2024

Psy

Rzekł zły człowiek: "Na co czekasz?
Zrób coś. żeby przestał szczekać!"
.
I z wojny domowej mgły
wyruszyły tropem psy.
Były na żandarmów smyczy.
Groźne. Stada nie policzysz
pod najwyższych władz rozkazem:
"Wy psy - trzymajcie się razem!"
.
Pojmanego nieszczęśnika
przywieźcie do matecznika.
żeby nikt się nie dowiedział
jak zaginął, a przedtem siedział
w starych bunkrach pod Kazuniem.
Rozumiecie? -Tak rozumiem!
.
Niech publikę zmylą maski.
że to sfora psów kaukaskich.
a nie stado mych ogarów
do spełniania złych zamiarów.
Jest przy tamie wir w głębinie
i nic stamtąd nie wypłynie.
Nikt niczego się nie dowie
.Prawdę pochowamy w grobie.


liczba komentarzy: 0 | punkty: 1 | szczegóły

Marek Gajowniczek

Marek Gajowniczek, 19 października 2024

Od "Wesela" do wesela

Schodzą na ziemię i w głąb ziemi
ludzie o przyszłość zalęknieni -
w milczeniu przez zło pokonanych.
Wiatr rozwiał wzniosłe, wielkie plany.
.
Niesprawiedliwość i bezprawie
pijane szczęściem po zabawie,
kraj wolny zmienią w niewolniczy.
Nikt już się z niczym w nim nie liczy!
.
Sprzeciw ma bardzo słabe siły.
Sprane metody co już były
i kadry, że pożal się Boże!
Próbuje, lecz niewiele może.
.
Jest chłodna jesień. Idzie zima.
Gorączka dreszczy nie powstrzyma.
Toczący państwo rak systemu
wkrótce da odczuć się każdemu.
.
Nie czas by prosić na "Wesele"
chochoły, gości i kapelę
po rozmaitych świata stronach,
zwłaszcza, gdy ona jest Czerwona.
.
Przyciągająca inne zjawy,
a nie te godne lepszej sprawy,
które radziły wici słać,
kuć kosy - w pogotowiu stać.
.
Podziały dawnym są podobne
głębokie, groźne, niewygodne
i nie ma chętnych budzić Ducha,
czytać i mysleć - serca słuchać.
..
Patrząc na bliski wojny próg.
Nie wiedząc, kto przyjaciel - wróg?
Mając obcych we własnym domu -
dramat niepotrzebny nikomu.
.
Odgrzewający rady, spory
ukraińskiego Wernyhory
w formie nacisku i szantaży.
Kto o tym pisać się odważy?
.
Nikt ze współczesnych,
więc ja muszę,
w ten czas bolesny
spojrzeć w Duszę
Śpiących Rycerzy - Narodową
wierząc w porywcze wiersza słowo!
.


liczba komentarzy: 0 | punkty: 0 | szczegóły

violetta

violetta, 19 października 2024

Dyniowy

listkami ocieplasz
uwielbiam te spadające
złotym morzem wgryzaj się
zabieram cię z igiełek
rozsmakowanego mną


liczba komentarzy: 4 | punkty: 5 | szczegóły

Marek Gajowniczek

Marek Gajowniczek, 18 października 2024

Splątanym językiem

Żyd na wszystkim ma zarobić.
Zysk to świętość, a nie wstyd.
Więc czemu cenzorzy nowi
Zabraniają słowa "Żyd"?

Nic Polaka nie zaboli,
Jak to obce słowo "Polin"
Mamy własne, lepsze - nasze!
Pytam... i się nie przestraszę!
.
Wojna wszystko ma tłumaczyć,
A gdzie odpoczniesz - podpowie.
Warto przynajmniej zaznaczyć -
Nic nie kończy się na słowie!
.
Zawsze będą komentarze
Plączące ludziom języki
I nieszczęsny splot wydarzeń
Zagmatwanej polityki.
.
Popieramy? Czy ganimy?
Wybór bywa bez znaczenia.
Obawiając się, milczymy.
Babel rośnie. Świat się zmienia!


liczba komentarzy: 0 | punkty: 0 | szczegóły


  10 - 30 - 100  





Zgłoś nadużycie

 


Regulamin | Polityka prywatności

Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.


Opcja dostępna tylko dla użytkowników zalogowanych. zarejestruj się

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1