Unikat, 24 czerwca 2021
Jestem tymczasowy. Już się z tym pogodziłem,
ugłaskałem. Nawet to, co martwe, umrze.
Mój miś, który nie żył, nie żyje. Odpadło mu
ucho najpierw, potem nos z guzika.
Przyznam się, że trochę się przed tym bronię.
Jem i piję. Ubieram się. Uchylam przed rzeczami,
które próbują spaść mi na głowę. Robię krok
w bok, zamiast do tyłu.
Jestem wierzącym nihilistą. Dziwaczne? Pewnie
tak. Poczucie pustki, jest jak letni deszcz,
którego monstrualne krople mogłyby zabić.
Cokolwiek się nie stanie, czerwiec jak co
roku skończy się lipcem. Po czwartej w nocy
przyjdzie piąta nad ranem.
Rozciągnięta do wieczności chwila.
Nic ponad to.
Deadbat, 24 czerwca 2021
Przepraszamy cię duchu który jesteś wolnością
za wszelkie formy w których pragniemy zawrzeć cię i więzić
za tą tępą nieświadomość
że wraz z nami
to wszystko jest tylko mignięciem
potomstwem zjawisk
będących tylko ogólniejszych zjawisk efektem
Przepraszamy też że przepraszamy
za strach i wstyd nasz i obawy
że w chwili której już nas nie ma ciągle trwać pragniemy
zapominając nieustannie że nie żadnej rzeczy trwałej
że chociaż pięknym widok wodospadu nam się zdaje
nie ma w nim żadnej trwałości
ani najdrobniejszego śladu naszego chwytania
A my jak i on jesteśmy przecież tym samym
krążenie cieczy wyznacza formy naszej trwanie
Promienie umysłu i pragnień obłoki krążą nad nami nieustannie
Pogoda nastrojów jakby pory roku tutaj także
skuwa czasem lodem a czasem rozświetlając tęcze
kapryśna i zmienna niczym letnia burza
Wielbiąc trwałość w świecie wiecznej zmienności
gdzie to właśnie zmiana określa dalsze trwanie
wielbimy coś na kształt morskiej piany
ruchu oceanu zdając nie dostrzegać
Deadbat, 24 czerwca 2021
I jeszcze boję się słońca wschodów
w których grzmienie w górach odległych
i trzepotanie serca przelatującego gołębia
Nie zwiastują mi dzisiaj światła żadnego w sercu moim
I liście drzew co spaść muszą niebawem
szepczą do mnie nieustannie swoje ciche wyzwanie
Odnajdź skałę zanim z krawędzi
z rzeką spadniesz ku skałom na dole
znajdź skrzydła zanim tak jak my i ty polecisz
pochwycony przez wiatr i ścigany wiatrem
Lecz taka jest kolej tych spraw które tutaj widziałem
i natura rzeczy która nieustannie
pcha wodę i kamień z sercem Ziemi na ich spotkanie
wiecznie niedokonane
Gdzie jesteś białoskrzydła Istoto i czemu ciało twoje doskonałe
wskazuje nieustająco wielkie twe zafrasowanie
oderwij wreszcie dłoń od twarzy swojej
kiedy znieść już nic więcej nie mogę i biję głową w ścianę
wznieś się ponad ziemskie sprawy
Nic przecież tutaj nie jest wieczne
i nic przecież tutaj nie zostanie
sama natura gnie się przecież wciąż nowy znajdując kompromis
lub raczej go ślepo szukając
chociaż powoli jednak nieustannie
Wielki geometra wyznaczył zmian skalę
chociażby człowiek niechęć do tej zmiany
I zdefiniował sam siebie na nowo
choćby wzbudzał w najwyższym niechęć i odrazę
Jakie to ma znaczenie jeśli wewnętrzna natura
niezmienną zostaje
Jak ten ogień w oczach dawnego przyjaciela
uwięziony nadal w jego zniekształconym ciele
spotkanym po latach latami zmienianym
Natura wciąż inne przybierając formy
nieustannie zmienna niezmienną w swym rdzeniu zostaje
zamykając usta tym co naiwnie wierzą
że ich słowa i wiara coś naprawdę zmienią
Jedna tylko droga i ścieżka dla wszystkiego i wszystkich
Nieznośna i wroga wszystkiemu co żyje
przemijanie
I dusza bezbożnie wepchnięta do ciała
wolność uwięziona w ciele wolność swą odzyska
nieubłaganie
Yaro, 23 czerwca 2021
mam lat cztery pięć
mówią że świat dla młodzieży
bariery schody schematy
nie podążam drogą kariery
czy to błąd uciec stąd
zanurzony w myślach
stary cap chciałoby się rzec
przekwitnięty lipowy kwiat
opada ostatni dzień
na wardze z papierosem
słonko spada nad jeziorem
dorosłe dziecko powracam
zbudzone demony przeszłości
strasznie tutaj
chęcią się przytulić
lecz nie wychodzi po mnie miłość
szarość skały
przytulam się do ściany
Dorn, 23 czerwca 2021
Mojego ojca nie poleciłbym żadnemu dziecku. Miałem po nim bóle brzucha. Gorączka nie ustępowała latami, chociaż trząsłem się z zimna. Niczego po nim nie odziedziczyłem. Nie jestem ojcem. Pamiętam dźwięk klucza, którym uderzał o drzwi próbując je otworzyć - to był dobry czas, mogłem ukryć się albo uciec przez okno. Zimą było trudniej, ale i tak skakałem.
Jakby ktoś wszedł do domu i spojrzał na wieszak nigdy nie było tam dziecięcych ubrań. Ani butów. Wszystko trzymałem pod łóżkiem. I suchą bułkę. To były czasy, kiedy za dziećmi nikt nie oglądał się. Szły zasmarkane, szurając od niechcenia, ale zawsze ze strachem. Szukały bramy, w której koledzy opowiadali podobne historie ucieczek. To było coś. Jeden przebiegł między nogami ojca, inny wyśliznął się z kurtki, jeszcze ktoś obiecał swojemu pójść po wódkę, dlatego mógł wyjść zamykając za sobą drzwi. Matki zostawały rozpaczać. Krzyczeć albo zasłaniać twarz. Zostawały, bo nie było dla nich bram. Mój ojciec nie miał wspomnień, dorosły facet, a tak się zapuścił, że kiedy go odwiedziłem przed śmiercią, zapytał czy zostawię mu kurtkę. Bo marznie, a to była akurat zima. Przywiozłem tą samą, w której uciekłem. Powiedział, że przecież się nie zmieści. Odpowiedziałem, że ja musiałem, przez wiele lat.
Wiadomsky, 23 czerwca 2021
weź to serce
co ci dałem
i wypierdol
nie zostawiaj
tęskniącego
na wyjebce
bo tak w chuj
rozjebanego
na własność
nikt nie zechce
Wiadomsky, 23 czerwca 2021
bez ciebie
nie śpię tylko gasnę
przy zapalonym świetle
coraz bardziej
mniej mnie
już nic nie wiem
ale wszystko czuję
każdą myślą
coraz więcej tęsknię
rozpadając się
l i t e r k a
p o
l
i
t
e
r
c
e
Arsis, 23 czerwca 2021
Mów do mnie… Jesteś daleko, wiem…
Pamiętasz?
Poszliśmy
wtedy
— na Syberię…
… w głębokie odmęty ciszy…
Kiedy podążałem za tobą w ślad, jakże błękitniało w prześwitach niebo… — ja — na wieczne
osiedlenie,
ty — na cztery lata…
Uderzani w twarze
witkami gałęzi…
… przedzieraliśmy się…
Teraz milczysz…
Przybliżasz się,
to znów oddalasz…
… okrywana zasłonami czasu…
Co mówisz?
Nie słyszę…
Zagłusza ciebie
piskliwy szum
— straszliwej gorączki…
Poruszasz wolno bladymi ustami…
… w aureoli mżących pikseli samotności…
Gdzieś tam
— nasz dom…
… porosłe łodygami chwastów, unicestwione szczęście…
(Włodzimierz Zastawniak, 2021-06-22)
***
Inspirowane powieścią pt. „Wzgórze Błękitnego Snu”, Igora Neverlego.
***
https://www.youtube.com/watch?v=RVAohpbKvBs
Yaro, 22 czerwca 2021
zapieczętowany dramat
zbrodnia i kara
teatr w górę kurtyna
wypełniona sala po ostatnie krzesło
schizofrenia spowiła umysł
na deskach sceny zabrzmiało
ten jest chory ty to powiedziałeś
wykonać wyrok ubiczować słowem
padło na mnie brzemię
padło pytanie czy zdaję sobie sprawę
chory nieuleczalnie wiedziałem
lecz nie złożę broni
będę bronił swojej postawy
chorych i słabych
podobnym bujającym w obłokach
razi słońce w oczy was razi
wychodzę śmiało przed tłum
żyję choć raz umarłem
skupiony na rodzinie
wiersze rodzą się z myślą
czytam je piszę tworzę urojone wizje
zrozumieć chorobę pozwoli żyć
pokonaj lęk pokochaj siebie
pokochaj świat ludzie męczą bardziej
kołysane emocje liściem wiatrem
dać sobie czas szybko ubywa nas
szanuj ludzi jakimi są
nie wbijaj słów niczym wojownik
nie zawróciłem zawróciło mi w głowie
nie wierzyłem
z wojska można dostać bilet w jedną stronę
na marginesie nie jest najlepiej
czas nie zawraca myśli powracają
idę dalej śmiało dom rodzina
wszelkie złe certyfikaty zrywam
upadam powstaję biała flaga nie dla mnie
biegnę dalej pokazać tym co uważają mnie za nic
po nagrodę na paraolimpiadę
dosłownością mówią patrzą w oczy
służę Bogu
przemawia przez was do mnie
zawsze gdy pobłądzę
jestem szczery fakt
zrozumiałem potrzebą żyć
pokazać jak można odnaleźć
szczęście w chorej głowie
biec przez życie
nigdy nie zapomnieć siebie
każdej chwili iść za prawdą
wprost na Golgotę
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.