Towarzysz ze strefy Ciszy, 20 grudnia 2019
gdyby Łazar Kaganowicz był pisarzem
pisałby jak ona
barwne kolażomelanże
najprawdziwsze z prawd
historie
o tym jak chorzy z nienawiści pijani mordercy
w mundurach polskich oficerów
gonią po dymiących mgłą Smoleńska lasach
osaczonych wystraszonych enkawudzistów
wielkie słowa w wielkim stylu
wielkie treści wielkich czasów
ale ludzie wielkich czynów
piszą drobnym maczkiem
niezrozumiałości śmiertelników
Łazar Kaganowicz wygrałby w tym roku wszystkie nagrody
wygrałby w wyścigu o klimat z Gretą
ktora by furorę jednej nocy w burdelach Berii
bez świadków, rozgłosu, śladu w papierach
“nie ma takiego człowieka”- czytalibyśmy w raportach
doniosle odkrycie- że krwią zalane doły z wapnem
urzyźniają glebę dla nadchodzących wielkich uprawców
argonautów międzyświata
a dymy ze wspomnień ciał domyślnie wybranych
tylko psują zły klimat
Łazar wygrałby nagrodę Kalergi
za brokatem azjatyckich stepów
upstrzenie małego bękarta europy
nagroda pokojowa byłaby za
spiętrzenie pod niebiosa zmrożonych ciał
w pryzmach śpiewających wdzięczności hymny
że udało sie- udało - za kark wziąć i zgonić ich z gór
w bezkresy śniegu na których wojny toczyć nie sposób
brak bezrobocia i produkcja śmierci z nikąd
z dostawą do domu i z powrotem
gdzie Rzym a gdzie Krym
i pół azji bez granic
ale ludzie wielkich dzieł
piszą małym druczkiem
wielkie plany
pamiętacie- towarzyszu Kaganowicz
jakie były jazdy z Bernardem Shaw?
ten to najpierw musiał pychę swoją nieźle stuczyć
żeby zdać egzamin na pożytecznego idiotę
gdyby ludzie wielcy byli pisarzami
to tłum małych wystraszonych miernot sam by nie umiał ocenić
którego z Judaszy w tym roku obsypać srebrnikami
doremi, 19 grudnia 2019
przyjdzie nam pożegnać jesień,
kolejną : kolorową, złotą,
dla której można stracić głowę
i jak do lata iść piechotą.
Niedługo
poczujemy oddech zimy,
z nadzwyczajnym białym puchem,
co rozprawi się z jesienią
i w slizgawkę zamieni pluchę.
Potem
zawilce, przylaszczki, fiołki,
konwalie,
zapachnie wiosną,
a w głowie nie wiedzieć czemu,
młodzieńcze fantazje wyrosną
i znowu
lato złociste, słoneczne
i radość kiedy deszcz leje,
bo wszystko zmienia swój wymiar
miło, gdy ziemia wilgotnieje.
Niedługo, potem i znowu...
coś nadchodzi lub przemija,
tak jak cztery pory roku,
zmiany... - trzeba się pogodzić
aby żyć,
a nie stać z boku.
doremi, 19 grudnia 2019
melancholia, nostalgia
i bezsilność...,
nie ma tych, którzy odegrali
ogromną rolę w naszym życiu....
Oprócz najbliższych,
pana z laseczką,
ujmującej staruszki,
dziewczyny z kokardą we włosach,
mężczyzny zauroczonego różami
oraz drogich przyjaciół,
którzy byli nawet wtedy
kiedy chwilowo bylismy niedostępni,
bezsilność,
bo nie zdążyliśmy powiedzieć
dziękuję,
bezsilność,
bo mała wiara
i brak odpowiedzi
na pytanie,
co po drugiej stronie tęczy..?
bezsilność
bo tęskniąc... odchodzimy.
doremi, 19 grudnia 2019
Chciałabym nęcić tak jak wiosna
Objąć zapachem jak biodrami
Odurzać wiatrem jaśminowym
Siłą pachnidła do cna mamić
Chciałabym szaleć tak jak wiosna
Dostarczać ciągle innych smaków
Z fiołków motyli nosić suknie
Mieć u stóp swoich Paryż Kraków
Wiosna jak dziewczyna
Bawi się zmysłami
Słońcem rozgrzewa
Wabi motylami
Wiosna jak kochanka
Wciąż zmienia kreacje
Uwalnia marzenia
Budzi inspiracje
Och jakbym chciała tak jak wiosna
Dziwić świeżością i urokiem
Z impetem bełtać w twojej głowie
Zatrzymać w czasie choćby wzrokiem
Chciałabym z siłą tak jak wiosna
Omotać inne pory roku
I nawet kiedy jesiennieję
Dotrzymać żwawej wiośnie kroku
doremi, 19 grudnia 2019
przewija się w nim wiele
różnorodnych wątków
mamy wpływ na treść
finał
taki sam dla wszystkich
Sztelak Marcin, 19 grudnia 2019
Bajka z nietrwałym morałem,
sklecana naprędce. Przez niepiśmiennych
poetów, pozbawionych formy.
W sprośnych mieszkankach, na przedmieściu.
Gdzie ludzie topnieją, szczególnie po pierwszym
przebudzeniu. Ciśnienie rzeczywistości
rośnie zgodnie z słupkiem rtęci.
Filozofie spadają rozbiając bruki, na części
nietrwałe. Więc wieczne – paradoks
dalszego ciągu bajki. Poza puentą.
Marek Gajowniczek, 19 grudnia 2019
Atmosfera jest zapalna.
Własność intelektualna
i to, co się rodzi w głowie -
muszą być zamknięte w sobie
tak, jak dostęp do zawodu,
by nie było już powodów,
i padały wciąż zarzuty,
że sędzia nimi zaszczuty
trafi za kraty lub druty.
.
Wszędzie tam, gdzie tylko da się,
niech ujawnią się Banasie,
a i cała profesura
niech odpowie: Gdzie faktura
za pieniądze dla fundacji?
Odpowiada w demokracji
mniejszość, kiedy większość pyta!
A unijny skarżypyta
będzie zdrajcą okrzyknięty!
.
System to Układ Zamknięty
Prezydentów Wielkich Miast,
partii, sądów oraz kast,
opisany w stosach lektur
Światowego Intelektu,
który każdą myśl buńczuczną
zastąpi nam wkrótce sztuczną,
nową kulturą cyfrową
interpretującą Słowo:
.
"Jam jest Alfą i Omegą!"
Prócz win ... nie ma nic własnego!
Czy należy chronić zło
w państwie prawa??? To jest To!
Wielu Mędrców przed Herodem
zgody oczekuje,
a ukryto przed Narodem -
"Herod spisek knuje!!!"
Pavlokox, 18 grudnia 2019
Na Dzień Dziecka wziął mnie na ściankę wspinaczkową.
Liczyłem, że nie skończy się to awanturą.
Pomimo, że przyjechaliśmy samochodem,
Mój ojciec nie zastanawiał się nad browarem.
Zanim zdążyłem się przebrać w szatni dziecięcej,
Pił drugiego komesa z browaru Książęce
I wpatrywał się w moje spodenki obcisłe.
Jedynie strach pomógł mi przejść trasy trudniejsze.
„A może pan też spróbuje nim wyjdziecie?” –
Zaproponował instruktor dość sympatycznie.
Mój ojciec, który był już po trzecim komesie,
Kręcił teatralnie głową. Czekałem w stresie.
W końcu zgodził się i zasady lekceważąc,
Z wszystkich bloczków korzystał naraz, się wspinając.
Nagle, pod wpływem swego ciężaru wielkiego,
Ojciec spadł w konsekwencji bloczka urwanego.
Podpity facet zerwał się jak oparzany
I oznajmił, że natychmiast do dom wracamy.
Niemal znów upadł, gdy obrócił się na pięcie.
Przeklął i wtem szarpnął mnie boleśnie za rękę.
Na parkingu chciał do bagażnika mnie wepchnąć.
Przez tunel zdołałem na tylnej kanapie siąść.
Liczyłem, że najebus choć rusza ostrożnie.
Kiedy jednak z piskiem opon wyrwał gwałtownie,
Do bagażnika z powrotem przez tunel wpadłem
I tak do samego blokowiska jechałem.
W mieszkaniu ojciec rozrabiał w pijackiej werwie.
„Ściągaj łachy i schowej siura, bo łoberwie!!!” –
Za drzwiami mego pokoju czekał już z pasem.
Nie przypuszczał, że matka zajebie mu gazem…
Poczułem tąpnięcie, gdy gruchnął o podłogę.
Matka wyniosła z mieszkania już pierwszą torbę.
Pomagałem jej wynosić pozostałe rzeczy.
Tej ucieczce przed potworem nikt nie zaprzeczy.
Zamiast starać się odpocząć od miejskiej hicy,
Na urlop jeździliśmy do innej dzielnicy,
Lecz teraz szansa na nowe życie powstała.
Stałem w sieni, gdy nagle matka oniemiała.
Mój ojciec oblał ją brudną wodą z butelki.
Dostrzegłem, że w ręce trzyma jakieś dwie świeczki.
Nim poczułem zapach benzyny, ogień buchnął.
Gwałtowny podmuch na korytarzu mną huknął.
Ryk matki zagłuszał histeryczny śmiech ojca.
Nie dość, że płonie, to dawno nie miała bolca.
Sąsiedzi, w międzyczasie, już pomoc wezwali.
Było pewne, że całe mieszkanie się spali.
Z płomieni wybiegł nasz pies, lecz cały i zdrowy.
Nikt nie był opieki pełnić na nim gotowy.
W drodze do domu dziecka me oczy łzawiły,
Bowiem mój laptok i wszystkie gry się spaliły…
Nasz pies trafił do najbiedniejszego schroniska.
Taki był mój najbardziej pamiętny Dzień Dziecka…
Yaro, 18 grudnia 2019
jak po nocy dzień
wstaje słońce dłonie ma ku górze
razem ze mną świat budzi niezapomniane
zatrzymuje mnie narodzin smak
od rana słyszę pretensjonalne nakazy
spójrz na innych bądź jak ktoś inny
to dobry człowiek
lecz ja dobrze wiem
co pod paznokciami ściska
nie będę nikim innym
nie będę inną osoba
w środku jestem sobą
nie jestem resztą wydanych
wyłączone we mnie ego
trwam jak drzewo przez pewien czas
hodowcy marzeń urojony świat
pcha ludzi w ciemną zagranicę
idę drogą pode mną układa się
ściskam kawałek skały ochroni mnie
przed tymi co kopać mnie chcą
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.