Yaro, 29 października 2019
naturalnie ciało pragnie ciała
istnieją wynaturzenia (pomiń ten wers)
kwiat pragnie ciepła
drzewa pragną wody
światłem pożywienie
człowiek wybiera przebiera miesza
nie widzi nic prócz internetu szuka WIFI
w komórce cały świat
życie płynie ucieka czas
wśród gwiazd pośród słońca
tyle piękna nie dostrzegasz tego
wolności smak poczujesz na łące
wysoko w górach w lesie
zwierzęta potrzebują nas
my też ich potrzebujemy nie dla futer
nie po to by mięso jeść
to przyjaciele
w naturze nic nie ginie
dostajesz tyle ile udźwigniesz
natury nie oszukasz bo jej szukasz
ona znajdzie cię po półkroku
Marek Gajowniczek, 29 października 2019
Nic mnie nie cieszy, a wiele złości.
Wygrana? - Marna pociecha.
Żadnej radości...
Żadnej dbałości...
Stres i zwyczajna deprecha.
.
Trudno nauki szukać w przeszłości -
w sukcesach, przestrogach, grzechach.
Żadnej czułości...
Żadnej godności...
Stres i zwyczajna deprecha.
.
Wymarła klasa. Zaciskasz pasa.
Troski ukrywasz w uśmiechach.
Głód normalności...
Z obietnic - mdłości...
Stres i zwyczajna deprecha.
.
Wierszyk - komentarz jeszcze wystękasz.
Uwagę zwracaj na słowa!
Ma być uprzejmie!!?
W pałacu... w Sejmie...
Ruszyła k a m p a n i a nowa!
smokjerzy, 29 października 2019
nic
specjalnego
szarość
o smaku kurzu
z nieszczelnej klepsydry
kilka blizn
w kalendarzu
uśmiech
rozpięty na krzyżu
to wszystko
Yaro, 28 października 2019
dłońmi przyciągnę błękit
wytnę skrawek nieba
uszyję niebieską sukienkę
założysz ją pierwszy raz
w wjątkowym dniu wiosny
rozkwitną wszystkie kwiaty ziemi
pobiegniemy po zieleni łąk
słońce zapłonie purpurą
jak ptaki wzniesiemy się ponad szczyty
sukienka nie jest byle jaka
by ją uszyć musiałem się wspiąć
przy muzyce płyną dźwięki
przetańczymy całą noc
świt wygoni nas do snu
Janusz Józef Adamczyk, 28 października 2019
tak zawni nowocześni
wyśmiewają wszystko co jest święte
a że człowiek sam w sobie jest święty
więc wyśmiewają samych siebie
jakże szybko można stać się tylko ciałem
przemianą materii i prochem
tutaj i na zawsze
żeby być płomieniem to trzeba zapłonąć
biorąc ogień ze Źródła Ognia Żywego
i to nie jest tak że idziesz bo masz ochotę
i czerpiesz bo zachciało ci się pić
to jest tak że ciągle gotowym trzeba być
Janusz Józef Adamczyk
Trepifajksel, 27 października 2019
Kiedyś skradli jej rozum, dlatego od tamtej pory
kradnie kochanków. I myśl, którą zamienia
w nowomowę. Arena błyszczy anonimowo i brawa błyszczą
anonimowo. Na scenie ona, jak gwiazda, która spadając,
nie spełni życzeń. Chyba, że zlituje się czarny kot
przebiegając drogę. Wtedy będzie mogła splunąć,
i jakby nigdy nic, zacząć od nowego wiersza
wciąż tę samą historię.
Marek Gajowniczek, 27 października 2019
Z jednej strony - Program!
Z drugiej strony - Człowiek!
Program twierdzi: Ogram!
Człowiek nic nie powie.
Kto chce, niech w programy
Swoim mediom wierzy.
W spoty i reklamy.
Z pytaniem: Jak przeżyć?
Kiedy ślad nadziei ostatni ucieka,
Gdy tracisz cierpliwość,
Kiedy wiecznie czekasz -
Jaką wiarygodność
pokładasz w Programie
W jakim prawda, godność
zwykłym jest mniemaniem?
Deadbat, 27 października 2019
"While we live according to race, colour or creed
While we rule by blind madness and pure greed
Our lives dictated by tradition, superstition, false religion
Through the eons, and on and on" Roger Taylor
Popatrz i zobacz
Wysłuchaj i usłysz
Pomyśl i zrozum
Dotknij każdym zmysłem
i uświadom sobie
Gdzie szaleństwo sensu zagarnia przestrzenie
Wznieśliśmy świątynie na kształt własnych pragnień
Grzesznym światłem je oświetlamy śmierci pełnym czarnym
sami okrywszy się cienia fałszywym bezpieczeństwem
W imię bezdusznych bogów wznosimy swoje ręce
aby pełnić ich wolę choćby za cenę śmierci
aby choćby na chwilę zapomnieć jak bardzo bezsilni jesteśmy
Wypełniamy przepaście bezdenne kolejnym złudzeniem
Kto nas przebudzi nim zagłada na nas spadnie?!
Oto koniec świata lub Apokalipsa
Popatrz i chociaż straszna jest ta wizja
nie odwracaj swoich oczu od tego widoku
Oto wyruszyliśmy kiedyś w długą podróż
lecz sztucznym światłem jesteśmy jak ćmy wodzeni
naszym celem śmierć jest a nie jest nim szczęście w które chcemy wierzyć
Oto idziemy i tupot stóp naszych brzmi już w miliardy
Oto sami sobie przyznajemy prawa by następnie połamać je sami
Ty masz rację swoją ja swoją dostrzegam zmienną prawdę
Ty wiesz co dla mnie dobre
im bardziej ja sam siebie nie znam tym bardziej
Lecz prawda jest jedna wszyscy umieramy
Lecz droga jest jedna i jej rozumienie to jedyne
jedyne o co ze mną tak naprawdę walczysz
Patrzę na ulice oświetleni rzęsiście
idą ludzie pogrążeni w nocy
toczy ich żal i zawiść okrada bezczelnie
zasłaniają ich z lęku i strachu niewidzialne ściany
Lecz udają że świecą światłem własnym
Lecz wznoszą ku kruchym rzeczom kruche dłonie
Lecz wbrew własnej nocy pragną swoje szczęście marzyć
Choćby mieli tylko udawać wobec siebie i przed Innymi
Wypowiadają słowa i czynią gesty zgodne z rytuałem
zanim nad ich głowami ziemia w końcu się zamknie
Grają swoją rolę
w świętej komunii szaleńca
tak w jedność z własnym zlanego szaleństwem
że wszystko poza jego wspólnotą
staje się cierpieniem
a każdy niewierny ostatecznym wrogiem
Liturgia ich ucieczką
Liturgia ich szczęściem
Usłysz jak jęczą czasami pod panów swoich butami
Zobacz jak niewielu jest przebudzonych
Kiedy widzę siebie takim
Jaki obraz pokazać mam moim oczom
Jak przemówić do siebie
Jaką myśl mam przekazać by narodziło się zrozumienie
Jaka prawda i jakie cierpienie obudzić może z tak głębokiego letargu
Ponieważ Sen nasz jest rozległy
lecz brakuje mu głębi
Łatwiej jest zabić pana
niż niewolnikowi zbudzić się wolnym człowiekiem
I kiedy mówię sam jesteś dla siebie nieszczęściem
wiem że drażnię ciebie nieodmiennie
I kiedy wskażę kraty zakrzykniesz
- czego chcesz ode mnie?!
Dla głuchego dźwięk jest przecież niczym poza pustym śmiechem
Jak więc ja kłamca dotknę prawdy a jeśli przypadkiem
Jak bardzo się uśmieję
zanim pójdę dalej
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.