sam53, 17 stycznia 2019
z niewypowiedzianych tylko jedno słowo
niezwykłym od wczoraj z pewnością się zdaje
zwodzi tajemnicą rozbudza zmysłowość
jak słodycz i gorycz jednocześnie w kawie
wstaje już o świcie szeptem pośród objęć
zaplata warkocze w codzienne rozmowy
jak wiatr goni myśli od marzeń do wspomnień
subtelnym zapachem konwalii majowych
kiedyś je wypowiem choćby w środku zimy
chociaż jak okiełznać szaleństwo uniesień
słowo jakże piękne weź je proszę - przyjmij
tak przyjemnie grzeje tak cudownie gniecie
drachma, 17 stycznia 2019
Niewiele pamiętam
utraciłem pamięć semantyczną
zasób leksykalny
ramy modele skrypty wzory
indywidualne cechy klas zdarzeń
pogubiłem klucze
do miejsca zwanego tu i teraz
niekiedy są prześwity
lecz choroba prionowa
postępuje mózg o otwartym
wlocie i wylocie
wygląda jak podziurawiona
gąbka
Bynajmniej nie przez jedzenie
steków wołowych z Kobe
Foie gras z truflami
którym zajada się elita
zachwalając smak
rarytasu wyprodukowanego
z marskości wątroby
od starożytnych czasów
doskonalonej hodowli
tuczenia gęsi
przez Egipcjan Żydów
Franków którzy zmechanizowali
proceder tortury
odżywiania na siłę lejkiem
ptactwo niebieskie
Wszystko przez to
że odżywiałem się mięsem
oddzielonym mechanicznie
konserwami wołowymi
pasztetem z resztek
kości upierzenia i skóry
tanią paszą z dyskontów
tak jak pozostali
konsumenci przyśrubowani
do podłogi woliery
Nucący sobie pod nosem
że poszukują
szalonej „czarnej krowy
w kropki bordo co gryzła trawę
kręcąc mordą”
Jakoś tak wygląda świat
ten wernakularny
ale przecież mamy internecik
w naszej gminie
w Lądku-Zdroju i Londynie
Kobieta tak etymologicznie
towarzyszka łoża
małżonka konkubina chlew
kobyła u płotu wieszczka wróżka
wróżba z lotu ptaków
kobieta to istota
która lubi się przytulać
nie zaś wyzwisko
więc jeśli kocham
to dotykam fizycznie
angażuję się uczuciem
w prześwicie przedśmiertnych
powtórzeń
Marek Gajowniczek, 16 stycznia 2019
Mówię - Elita. Myślę - władza.
Myślę - gdzie władza, tam ochrona...
Czy myślenie może przeszkadzać
I budować konflikt przekonań?
Jeżeli tak - jest niebezpieczne!
A niepoprawne - zabronione!
Zawsze najgorsze - niedorzeczne!
Godzące w tę, lub inną stronę.
Mówię - Elita. Myślę - partia,
Loża i związek takich samych,
Jakich interes lub sympatia,
Grup, wspólną myślą powiązanych,
Łączy obawą zagrożenia
I wypowiedzi kontroluje.
Śledzi, pilnuje i ocenia.
Chwyta, zamyka i skazuje.
Myślę - Elita. Mówię - rządy,
A dzisiaj - Prawo... Sprawiedliwość.
Nie powiem teraz - Samorządy,
Bo powstrzymuje mnie uczciwość.
Ta - może być, źle odczytana,
Gdy mowa staje się "narracją".
Musi pozostać przemilczana,
Bo może być poddana sankcjom!
Mówię - polityk. Nic nie myślę
I nie wiem, co to jest myślenie...
Interesuje już Policję,
Czy wiem, co znaczyło "gryźć ziemię" -
Wczoraj, albo w czasach komuny?
I czym być może "uziemienie"?
Młodości wzlatuj nad rozumy
Elit słowami bitych w ciemię!!!
Pavlokox, 16 stycznia 2019
W dzieciństwie nieomalże otarłem się o śmierć.
Stało się to dokładnie, kiedy miałem lat sześć.
Był wtedy styczeń. Zapanował siarczysty mróz.
Leżący na chodnikach śnieg zamienił się w gruz.
W domu trwał remont. Wymieniono drzwi wejściowe.
Matka uparła się na antywłamaniowe.
Rodzice pojechali przeglądać tapety.
Za to mnie zostawili samego niestety.
Gdy obejrzałem już kreskówki dozwolone,
Usłyszałem jakieś hałasy niespokojne.
Mimo mrozu, wyszedłem w piżamie na zewnątrz.
Zamierzałem od razu wrócić, by nie zziębnąć,
Lecz drzwi przede mną się zatrzasnęły
I na lodowatym dworze mnie uwięziły.
Nie mogłem otworzyć. Chciałem pójść do sąsiadów.
Poślizgnąłem się na wjeździe dla samochodów.
Uderzyłem się oraz przytomność straciłem.
W piżamce na podwórku, prawie że zamarzłem.
Kilka dni później obudziłem się w szpitalu.
Czułem się trochę jak po firmowym balu.
Było mi niedobrze i czułem się zaspany.
Wraz ze złamaną ręką unieruchomiony.
Temperatura mego ciała znacznie spadła.
Szansa na dalsze życie była całkiem marna.
Miałem dwadzieścia stopni, gdy mnie znaleziono.
Jak najszybciej do szpitala mnie przewieziono.
Lekarze powoli mój organizm ogrzewali.
Rodzice o me życie śmiertelnie się bali.
W śpiączkę farmakologiczną mnie wprowadzono
I w odpowiednim momencie mnie wybudzono,
A potem już szybko mogłem wrócić do domu.
Rodzice nie rzekli o tym cudzie nikomu.
Zamknęli mnie w pokoju i modlić się poszli.
Po kwadransie do najbliższej parafii doszli.
Tam, na przemian, leżeli krzyżem przed ołtarzem,
Dziękując Bogu, że obdarowałem nas darem.
Usłyszałem przekręcający się w drzwiach zamek
I metaliczne odgłosy następnych klamek.
Ojciec zajrzał do mnie i na dół mnie poprosił.
Wiadomo, że nie po to, bym trawnik skosił.
Wszedłem do pokoju. Przed rodzicami klękłem.
Wiedziałem, co mnie może czekać i zmiękłem.
Rodzice rzekli, że na stres ich naraziłem,
A na przeprosiny jeszcze się nie siliłem.
Ojciec rzekł, że skoro lubię na mrozie bywać,
Mam w tej chwili się ruszyć i zacząć ubierać.
Ojciec wszedł do przedpokoju, by drzwi otworzyć
I zapiął mi smycz, nim zdążyłem buty włożyć!
Ojciec pociągnął mnie. Wypadłem na bosaka.
Nie myślałem, że czeka mnie aż taka draka.
„No i co tu, kurwa, chciałeś robić gówniarzu?!
Zapierdalaj teraz jak twój ojciec na stażu!”
Krzyknęła matka i łopatę mi wcisnęła.
Odśnieżałem podjazd, a rodzina patrzyła.
Dość szybko w dłoniach i stopach poczułem kłucie,
A potem już całkowicie straciłem czucie.
Musiałem więc stawiać kroki na krawędziach stóp,
Tak jakby podjazd był wyłożony warstwą kup.
Przewróciłem się i rodzice mnie chwycili.
Wlokąc mnie po schodach, do kuchni mnie wciągnęli.
Rzucili mnie na zol. Nogi na krzesło dali
I pogrzebaczem po podeszwach stóp mnie lali.
Matka trzymała mnie i dusiła me wrzaski.
Z ulicy słychać było pewnie same trzaski.
Kiedy rodzice już czucie mi przywrócili,
Postawić mnie na równe nogi się silili.
Nie mogłem utrzymać się na pobitych stopach.
Mogłem zacząć iść dopiero, gdy byłem w butach.
Wgramoliłem się do komórki pod schodami.
Bywało, że trzymano mnie tam tygodniami!
Wisiał tam ogromny zegar kuchenny,
Bym zawsze widział, które godziny minęły.
Lecz teraz, że jadę do dziadków oznajmiono.
Gdy ojciec rozgrzał samochód, mnie przewieziono.
Nim wysiadłem pod domem dziadków, przepięto smycz.
Dziadek otworzył drzwi i rzekł, bym szykował rzyć…
vladys, 16 stycznia 2019
Tysiące ludzi na ulicach
CICHY MARSZ
Idą w skupieniu i zamyśleniu
Jeden obok drugiego w milczeniu
Złączeni w proteście przeciw
PRZEMOCY
Nienawiści, mściwości, zuchwałości
Obojętności, wszelkiemu złu
Na scenie życia prym wiedzie
Miara siły w bicepsach
Nie logika, nie szacunek dla innych
tylko przemoc zwycięża
Przemoc brutalna, zuchwała, chamska, zła
Margines życia
Cyniczne "ja"
Przemoc w miejscu pracy
Przemoc w rodzinie
W szkole wśród dzieci
Na ulicy w parku
Pod osłoną nocy i w dzień gdy słońce świeci
Jak zatrzymać tę plagę, która nas ogarnia?
Jakiego użyc sposobu?
Ja,Ty,Każdy z nas... niech jednoczy się
W MARSZU MILCZENIA
Niech woła!
Precz z przemocą!
Przeciwstawiajmy się pysze
Walczmy z obojętnością
Tylko razem stawimy jej czoła
Uczciwość, szczerość
Cierpliwość, współczucie
Odkryjemy na nowo słowa
Władysława Gozdera
Leszek Czerwosz, 16 stycznia 2019
przychodzi czas
że najważniejsze są sufity
smugi farby niechlujnie pomalowanej
i gruzełki na których
zatrzymuje się wzrok
odpoczynek dla myśli
co depczą się w tłumie
cały dzień i następny
mija
spokojnie
kolejność pór roku
nie gra już roli
Marek Gajowniczek, 15 stycznia 2019
W zapalczywości i wbrew kulturze
grali za mocno, jeden dzień dłużej.
A uzbieraną Puszkę Pandory
otwierał nożem psychicznie chory.
Przeciw przemocy milczą ulice
i zgodnie z wolą w tej Bazylice,
w której jest obraz "Sąd Ostateczny",
Ofiara znajdzie spoczynek wieczny.
Takie są Gdańska dzieje, kultura,
że wybaczenie - nie wieczny uraz,
należne nawet wobec komtura,
przetrwało lata w gotyckich murach.
Na znak wolnego wciąż Wisłoujścia
miasto nie wzbrania modlitwy, pójścia,
wciąż podkreślając w dworze Artusa,
jak Długie Targi kończy pokusa.
Do końca świata zbędnych wynurzeń,
będzie ostrzegać, jeden dzień dłużej
siewców pomówień, opinii sprzecznych
Tajemny obraz "Sąd Ostateczny".
sam53, 15 stycznia 2019
w przeznaczeniu szukam ciebie - tak jak prawdy
zapisanej późnym latem w gwiezdnych księgach
czy je unieść jestem w stanie - nie wiem - każdy
dźwiga z sobą romantyczną miarę piękna
tkwiącą w kwiatach - czy w nich wszyscy zakochani
jedni w różach inni w malwach słonecznikach
ja uwielbiam przedwieczorny zapach kanny
chociaż wczoraj w tuberozach mi się śniłaś
burza przeszła po ogrodzie - minął wrzesień
deszcz po grządkach tak jak zwykle szybko przebiegł
romantyczny sen niestety nie trwa wiecznie
czy jesienią w przeznaczeniu znajdę ciebie
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.