smokjerzy, 20 listopada 2018
tego dnia
żaden chłopiec nie bawił się w wojnę
ku zgrozie ciężarnych chmur deszcz padał pod górę
a wiatr wiał z roztargnieniem jakby na przekór sobie
stary listonosz dokładnie przeszukał zniszczoną torbę
lecz nie odnalazł śladu człowieka
gałąź przydrożnej jabłoni musiała sprostać ciężarowi
nie swojej rozpaczy
na mgnienie z błota wyskoczyło słońce
opluwając wszystko kłamstwem i obojętnością
z koron drzew opadła rdza
wprost na wiecznie głodne złomowiska i cmentarze
kwiaty pochowały głowy w piasku
"a pani cóż nie chce tych róż"
jak zbyt często używana szmata
nadzieja poszarzała
łatwa poezja rozkraczyła się na kolorowych okładkach burdelu
rozkrakały się słowiki niezaspokojonych świątyń
"sprzedaj mnie wiatrowi
chcę z wiatrem lecieć w świat"
bezlitosna brzytwa ucięła palce
nieodwołalnie tonącemu
czołg wjechał do sklepu z porcelaną strzelając
martwymi słoniami
czas rozpadł się na tysiąc witraży
aż w końcu utkwił w bezsenności gwiazd
"pani mi mówi niemożliwe pani mi mówi że to żart"
jasność rzygała treścią nocy
gubiły się motyle w samobójczym pędzie do wariackich przeczuć
tego dnia żaden chłopiec nie bawił się w wojnę
ponieważ deszcz padał pod górę
"gdzieś w nas błyszczą gwiazdy poezji
gdzieś w nas idą ludzie niezłomni"
po drugiej stronie zatrzaśniętych powiek
głupia mucha
zaznacza rzeczywistość nosa
tłukąc łbem o nierzeczywistość drzwi
oczy ogrodnika zaczynają widzieć
listonosz bez trudu odnajduje list
i wyrusza w dobrze sobie znaną drogę
jabłonie z miłością znoszą ciężar jabłek
nic nie wiedząc o rozpaczy
słonie przynoszą szczęście a czołgi
to skutek uboczny nie istniejących wojen
w które bawią się chłopcy
kwiaty z dumą noszą głowy
drzewa
to tylko zwykłe drzewa
i już
a słowiki uzdrawiają nawet głuchych
boże dobry boże jaki piękny ich śpiew
jaki piękny
uporządkowany świat
tylko skąd wciąż niepokój
w obciętych uszach rudych słoneczników
Michał Heluszka, 19 listopada 2018
rano pękł mi wyspiański
raną wylatuje wrzątek
przelewam wnętrzności do szklanki
myślę cienki byłeś ok
za kupy płacę pieniędzmi
wabią mnie musze syreny
głośne kolory tęczy
poczuj prawdę po upływie terminu ważności
i uważaj na zielone wody
bo ta bajka ma urwany kadr
zrobi ci okrojony na jakości smutek
każe płacić byś mogła go pobrać
nie ródź jeszcze
RENATA, 19 listopada 2018
karmiłeś mnie chlebem ja ciebie wierszem
lecz soli razem nie będziemy jeść z jednej beczki
coraz głębiej przychodzi ochota na od razu cieplej
na dłużej nie ma szans więc zakryję się po szyję grudniem
między nami był przypadek jesteśmy z innych bajek
twarze zarosły kurzem wspomnień toczymy się dalej
przyrośnięci do lodu każdy w swojej stronie świata
utrwalony obraz i dotyk rozmył sie w fali niestałości
Marek Gajowniczek, 19 listopada 2018
Waloryzacji pewnie nie będzie
i rady żadnej nie dadzą.
Niepokój powstał w wielkim urzędzie.
W niedzielę, po nocy, radzą.
I kwoty wolnej rząd nie podniesie.
Każdy emeryt zapłaci.
Chwieją się stołki. Krach w interesie.
Tracą wyłącznie, bogaci!
Podwyżki miały dostać mundury
i szkoły i pielęgniarki.
Padł niespodzianie grzmot czarnej chmury
i ciarki przeszły przez karki.
Spadnie - nie padnie? Nie ma znaczenia.
Jest zagrożenie systemu!
Pogoda nagle się teraz zmienia.
Wiatr w oczy... zawsze biednemu...
RENATA, 19 listopada 2018
z nienawiści
została zakonnicą
mogła biczować
bez ograniczeń
z zewnątrz anioł
uśmiecha się cudnie
wewnątrz demon
gniewem wybuchnie
zło zamieszkało
pod kopułą
jej czaszki i domu dziecka
chichot twardej skały
młode gałązki łamie
świetnie wypełnia obowiązki
wszyscy przymykają oczy
i nikt nie chce wiedzieć
że siostra to bydlę
ubrane w habit zło
Bernadetta z kliką
strachem ściany robione
a tam ułom za ułomem
Marek Gajowniczek, 19 listopada 2018
Kto czym wojuje - od tego ginie!
A propaganda ludziom nagminnie
stosy pieniędzy przed oczy pchała,
jakby sukcesów innych nie miała.
Kpina z biedoty, bogactwa blaskiem
była reklamą, a jest potrzaskiem,
a polityka żabiego skoku
nie jest paprochem, lecz belką w oku!
Pazerność bywa impulsem silnym.
Zamiast bić słabych - uderz w stabilnych!
O wiele większą potrząśniesz sakwą,
a co upadnie - pozbierasz łatwo!
Próżno historia bankierów uczy,
że ukradzione nigdy nie tuczy,
a gdy się zdarzy - nadmierna tusza,
szuka lekarzy - cięcia wymusza!
Można je przeżyć, gdy jest spokojnie,
ale na każdej światowej wojnie,
małe przyczółki na różnych frontach
mierzą w systemy, fortuny, konta.
Drobny kamyczek na samej górze
rozległe zmiany czyni naturze,
a mała rysa w szklanym suficie
może odmienić świetliste życie.
Od dawna świat się przyglądał bacznie.
Nadejdzie kryzys, a gdzie się zacznie?
Tam, gdzie się ranking w blasku wygrzewał!
Gdzie byś się krachu najmniej spodziewał!
Gdzie Goldman-Sachsa oraz Morgana,
ekspozytura instalowana,
dostrzegła nowy rynek wschodzacy
i ktoś kamyczek strącił niechcący,
a Konges zgodnie obciążył biedę
Długiem Czterysta Czterdzieści Siedem!
Pi., 18 listopada 2018
Dulcyneo! moja Dulcyneo. myślę że miłość do Ciebie jest jak
boksowanie się z narowistym wiatrem. namacham się, namacham,
a prędzej czy później i tak przyciśniesz mnie do zimnego błota.
tyle spustoszenia weszło już między nas, Dulcyneo. pustych słów,
pustych obietnic, pustych niedopowiedzeń. tyle ich, że przestałem
się gubić, bo wszystko stało się klarowne jak trzeci miesiąc
morskiej ciszy. nie ma mnie już Dulcyneo! zbroja pordzewiała
od soli i nie wiesz, czy to zwykły podmuch wilgoci znad oceanu,
czy zwykłe łzy. nie wiesz, że moja twarz zarastałaby kurzem,
gdyby nie nasza historia, więc zarasta historią. gdyby nie ten
kurz, nikt nie rozpoznałby mnie we mnie. to moja będzie pokuta,
że stanę się trzeciorzędnym wątkiem, tłem na którym błyśnie
twoja nieobecność.. ja - twój hidalgo - niedopieszczony przypadek
w krajobrażni zrujnowanych miłością wiatraków. czyjaś Dulcyneo!
nie wiesz jak bardzo już jesteś w innej historii. mniej pustej.
Marek Gajowniczek, 18 listopada 2018
Fantastyka z filmu rodem
rozgrywa się przed narodem,
sięgając najwyższych sfer -
posiadaczy wielu zer.
Nikt by tego nie wymyślił,
chyba tylko "specjaliści"
i "artyści" dziwni czasem,
co ogień palą pod lasem.
Roznosi się taśmy swąd.
Pewnie poczuł by go Bond
w gabinecie w Singapurze,
gdzieś, może na samej górze.
Ale na ziemskim padole -
w żadnym dole, w żadnej szkole,
nie ma tak wrażliwych nosów
identyfikacji osób.
A za stosem licznych zasłon,
są tacy, którzy nie zasną,
nim nie domkną scenariusza,
jaki film akcji wymusza.
W świecie Bondów nikt nie wątpi,
że jakiś koniec nastąpi
i gdy ludzie wyjdą z kina,
nie będą prawdy naginać.
Nie posypią się Oskary.
Po sukcesie nie ma kary,
a po zmianach będą lepsze
kombinacje, akcje, wiersze...
Sztelak Marcin, 18 listopada 2018
Miałem ci ja widelec z kaczuszką – kiepska grawerka,
w sam raz dla dziecka. Z nadwagą.
Więc wnioskując w sposób prosty: koniecznie
trzeba się stoczyć z godnością
i poszukać drugiego dna.
Pod nim będzie następne,
tylko dla wtajemniczonych w arkana
sztuki zapominania – a dalej zerżnięte
z Małego Księcia.
Oraz kolejne powłoki, aż do jądra,
które można rozszczepić
na czynniki pierwsze.
Chociaż lepiej rzucić,
na przykład uwagę bez związku:
Aztekowie też krzyczeli sursum corda
tylko w innych okolicznościach.
Marek Gajowniczek, 18 listopada 2018
Nie wiadomo o co chodzi?
Skąd ten majątek pochodzi?
Kto tak wielkie ma pieniądze,
może mówić: Ja tu rządzę!
Decydować: Z kim ma grać,
bo go na tę wojnę stać!
Wojna ma front gospodarczy.
Nie każdemu sił wystarczy.
A może zabraknąć kasy,
kiedy wciąż żądają : Nasyp!
Sojusznik jeśli pomaga,
też bezpieczeństwa wymaga.
Usunięcie może zlecić
szpiegów i hackerów z sieci.
A nawet ci - już kupieni,
mogą front współpracy zmienić.
Bitwa będzie bardzo trudna!
Nadzieja sukcesu - złudna!
Wszysto jest w niej utajnione,
bo po uszy umoczone!
O co chodzi? - Każdy pyta?
Tonący brzytwy się chwyta.
W żadnych środkach nie przebiera
na "urodzinach Hitlera"!
Nie zważa, co gorsze - lepsze?
Otoczenie trwa nad Wieprze...
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.