Yaro, 11 sierpnia 2021
W touranie
Dobrze wychodzi poruszanie
Gdy w trasie miłość ogarnie
Ciała wewnątrz ciała
Nigdy nie mówisz dość
mały to nie kość
Czasami mówi stop
Masz fajne miseczki
Majteczki i bluzeczki
Czasami mówisz dość
Wkradł się foch szlifujesz pazurki
rozmiar long
Wpadam taki King Kong
Country na kanapie
Nawet Kwidzyn znam
Wiele na tylnym siedzeniu
pasażer potrafi wzbudzić
Wszystkie kierunki z geografii
Pojedziemy dalej zwarcie
Oddech staje się coraz bardziej
Mojej Marcie się oddycha lekko
Ciepły początek słonecznie
Nadciąga podniecenie
Wciskam gaz to gra
Otula nas głos z radia
Z zapraszaniem na lody
Złamane tajne kody
Mam ciebie w aktach
Może to nie ważne
Odbierasz
odpowiedź kiedy ważne
mała czarna ciasna
Czekolada do ciasta
Wiele wyjaśnia skrytą prawdę
Od dawna Jak się masz
Kochanie jedźmy dalej
Po kontynencie z mapą
Yaro, 10 sierpnia 2021
zakrywasz usta bo tak lepiej
unikasz ludzi w pewnym odstępie
myślami jesteś w telewizji
karmisz noce i dni budzisz sny
boisz się odejść
może byłoby lepiej
lżej płynął by czas
pamiętasz tak jak wczoraj
słuchaliśmy śpiewu ptaków
żaby w stawie grały swą pieśń
dookoła pandemia coś się dzieje źle
zanurzam się głęboko w myślach
nie rozumiemy się nakazem by myśleć inaczej
nowa rzeczywistość nam się dzieje
kwiaty w wazonie więdnął bez wody
przecież tak się chce pić
woda obmywa nas z win brudnych rąk
niezrozumiałych sytuacji i myśli złych
zaklęty w świecie własnych barw
nie ukrywam że mam dość chaosu
dość fałszywych prawd
zakrywasz usta bo tak lepiej
na znak poddaństwa bo kary są dotkliwe
Yaro, 10 sierpnia 2021
Piszę wiersz
Krople atramentowe moczą słowa
Linie na papierze kierunkowskazem
litery wysychają jedna po drugiej
jesienią liście w parku pachną fioletem
Nie przeszkadzają im bawią kolorem
Brakuje słów
By wyrazić ból w kilku słowach
Napiszę refren by zaśpiewać
Masz ładny głos barwą onieśmielony
Trącam struny płynie głębiej dźwięk
Zanurzam się w przedziale ciszy
Cicha ciszej usłysz duszy śpiew
Zapisuję na pięciolinii nutę za nutą
Kałamarz niebieski oczy dziewczyny
Którą kocham na zawsze
wiolinowy klucz
na ustach szminki smak
Wkradł się otwartym oknem
Przyjaciel wiatr z powiewem
Wiersz i nuty skradł
Zapamiętałem tyle że wystarczy
Improwizacja przy ognisku
Yaro, 26 lipca 2021
jasnoniebieskie oczy
tęczowe widnokręgi
w próżni zadłużeni
warkocze w pas
zauroczony
podziw nad pięknem urody
wychodzi syrena z wody
kupuję biel muszelkowego uśmiechu
zawstydzony
zamarła na mokrym
nagim kamieniu Salamandra
żółta w czarne kropki albo nie
talentem wdziękiem uwodzisz
zaczarowany wymiękam
słyszałem głos
spójrz prawdzie w oczy
nie unoś nosa
zanurzony w oceanie kochania
wyczuwalna magia nocnych Marków
sięgam gdzie nikt nie sięgał
głębia kolorów i zapachu
osiągam własne apogeum
jedwab skóry
dym kadzidełka ślizga się po łyżwie
ściany jasne zasłony bordo
mocno ściskam promień słońca
neutrino moja błądzę za tobą
na zdartej płycie T.Love
uniesienia smaku
na ustach szminka L'Oréal
Yaro, 26 lipca 2021
wpompowane powietrze w dętkę
wpompowana nienawiść w żywe serca
chwasty kwitną karmą GMO
podziały różnice celowe przy dzieleniu
idee myśli prawo zakwita dobro zło
człowieku młody nie odróżnisz drogi
którędy pójść gdzie ścieli się cudowny dzień
zamykasz oczy internet zaślepia rzeczywistość
hiperbolą krążysz w niewiedzy obłąkany zły sen
żądza mamony przesłania prawdziwy świat
miłość niemodna więcej krwi więcej wojen
cierpienie rodzi się daleko od domu
płacisz za krzywdy spłacasz długi
opleceni amunicyjna taśmą bronią
życia za krew braci niewinnych
wojny są bo
ktoś lubi patrzeć na cierpienie
Yaro, 21 lipca 2021
nie żyję w spokojnym kraju
mieszkam na polu minowym
dookoła wybucha głos
ambitny ktoś mówi dość
niejasne słowa cuchnące gówno
rząd musi upaść na kolana
pomysł mam nad tłumem krzyk wrzawa
poprowadzę was
oddajcie władzę przekażcie lejce
ten koń źle biegnie
a co to konia obchodzi że się wóz wywraca
biegnijmy razem od przepaści dzieli nas krok
zróbmy krok naprzód pierwszy krok
echo w bramach zaciska mrok
zwiadowcy wypatrują parę złotych
moje miasto umiera ulica pusta latarnie gasną
oszczędzaj światło ulicznico rozkoszna
miasto umiera w mękach własnego ego
cierpi ciało psychiki nikt nie obróci na tor
umieramy pomalutku
patrzymy sobie w oczy
nie ma radości ani prawdy pomiędzy zdaniami
dzieci śpią spokojnie w niewiedzą że życie nie śni się
życie to ciemny las smartfony podpięte blady powerbank
straszą pandemią
odchodzi ktoś
znałeś człowieka kochałeś jak brata
rzeczywistość zakrzywia pejzaż
sztalugi pękają na sękach
mamo szaniec woła
walka we mnie potrafię jak mało kto
siła się upomina o polskiego syna
o co walczyć bitwa nie ma sensu
nie widać powodu
z mocą ściskam broń poci się dłoń
wierna bezwzględna czysta
nie wybieram się na front życiem go zwą
z krzyża Bóg Chrystus patrzy
na obłęd zaniedbany koniec cywilizacji
bezmyślnie upływa dzień
czuję wyobcowanie
przytulny sen w objęciach ukochanej
zapatrzony w przeszłość dzieckiem być chcę
pragnę podziękować za czas który upłyną
przemkną ja po nocy dzień jak sen
kocham was mamy siebie blisko
statki odpływają ze stali w zimnej wodzie
uwięziony w jarzmie o mój Boże
na wietrze liść lipowy zaplątał się wśród gałęzi
ptaki młode karmią by rosły zdrowo
samotni wciąż bez szans na lato w przyszłym roku
mamo tato was nie ma nie ma ciepła dłoni
nie wyczuwam klapsa skarcenia
sznur od żelazka odjechał na złom
przecież nie wolno dzieci bić
wystarczy je usunąć w początkowym stadium
Yaro, 20 lipca 2021
Stracić wszystko świat spiskuje
Wyrok sąd kara lata więzienia
Wyczekiwał w cierpliwość
W zimnym lochu w skrajnym głodzie
za ścianą nadzieja przemówiła
Nadzieja
Napędza straty
zmieszane z rozłąką
Dobry to ksiądz
Z mapą w dłoni
umarł dla bliskich
Opuszczony przez wszystkich świętych
Oszukać przeznaczenie
Wykraść klucze do miasta
Oszukany naczelnik
Bezczelny typ
Pejzaż miłości oknem na świat
Na salonach płynie głęboką rzeką
Łódź nie tonie
cumuje przy brzegu
Wypływa gorycz zalewa świat
Miłość ukochanej przetrwała
Mimo wiary w śmierć
Dbajmy o wieczność
Kłamstwo na krótkich nogach
Umarło Wśród zbóż
w bezwonnym szaleństwie
Z pogardą bez winny chamstwo
Z bankructwem moralnym
Z nienawiścią Montego
Yaro, 20 lipca 2021
nie masz racji
czas wakacji
nie pójdę do szkoły
ostatnio same doły
ciężkie krople potu
kilkanaście dni urlopu
nikomu nie zaszkodzi
upał słońce nadchodzi
skocz na mazury
wspinaj się w góry
wszędzie dobrze gdzie nas nie ma
wszędzie dobrze w domu najlepiej
wakacje na kieszenie puste
wyjmę z beczki kiszoną kapustę
Yaro, 19 lipca 2021
kocham dzień
gdy słońce dotyka palcami horyzontu
zbyt ociężałe by wznieść się wysoko
budzą się troski
budzą się nadzieje
w to wierzę
nadchodzę z nowymi myślami
kilka pomysłów przelewa się przez komórki szare
w głowie jakby jaśniej
nie odkładam nic na później
budzą się troski
budzą się nadzieje
w to wierzę
ten dzień jest inny niż co dzień
dotykam ustami krawędzi twych ust
zbudź nowy dzień niech trwa
my popędzimy przed siebie jak konie
budzą się troski
budzą się nadzieje
ja w to wierzę
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.