Florian Konrad, 9 lipca 2012
poranek. kilka kwiatów unosi się w powietrzu
wyrwały się z korzeniami. zapiekło
potem ulga, wyżej, ponad szarą rosę
płatki już nigdy nie uschną. nie mają prawa
pluję na deskę i w pianie gaszę papierosa
w kieszeni kilka zatrutych mandarynek
nie pamiętam, kto mi je dał
piję piwo z plastikowej butelki. słonawe
gdzieś tam, chyba w ziemi- krzyk
nieludzki
wieczór. kruche płatki spadają na trawę
twarde lądowanie w samym sercu łąki
nieczytelne listy, pełne szmeru, powróciły z nieba
słowa spływają powoli, od niechcenia
skraplają się na brzegach liści
noc. piszę ostatni wiersz w tym roku
serce wypełniają srebrne kulki
polana cuchnie spirytusem, benzyną
brakuje mi iskry, by wydostać się
na powierzchnię
skończył się jeszcze jeden dzień pełen juchy i satyny
jutro podpalę, jutro się odważę
i nie znajdziecie mnie za gorącym horyzontem –grożę
krzyk ucichł na dobre
zostaną na zawsze w ziemi. kimkolwiek byli
24.06- 09. 07 2012 r.
Florian Konrad, 31 maja 2012
dwoje się wylęgło. z niej, jak z mokrej skorupy
po południu. trawa cała we krwi. mięso i liście
pochodzące z jednej czerni. z jednej bieli
(reszta to tylko brud, nudna szarość przyklejona do podeszwy)
pozowali do zdjęć. wywoływałem je w wapnie i cemencie
moczyłem w żółtkach, w szkarlatynie
potem z obrzydzeniem wrzucałem do ognia. zdrowieli od tego
szli za miasto, a wraz z nimi chmury
zaklinali duchy przodków. burzyli groby. ale to nie przychodziło
nie chciało się spełnić. bóstewka zaczęły blaknąć
wracali więc znużeni, pełni nowych chorób
następna poza. i trach. przesłoną
kijem przez kark. w końcu to tylko ślepy miot
jeden z wielu, które zostaną tu, pod drzewem, na zawsze
Florian Konrad, 23 maja 2012
sypka dróżka. z niebieskiego pieprzu i soli albo kokainy
i twój balsam. przepływający lekko, przez pory. wraz ze śliną
a później mocniej, do żywego, aż stracę oddech
to nasze dwa żelazne żywioły, złotawe łańcuchy oplatające gardła
dwie nie zaludnione ziemie. dzikie wysypiska, na które
pijacy wyrzucają pióra i zardzewiałe sprężyny
z niedopalonych wersalek. krainy bez kamieni i książek
przynosisz nowy litr. w zębach
wylewa się na nastroszoną trawę. z sykiem
schylamy karki, by chłeptać
podobno dla tych na dole jesteśmy już spaleni, półmartwi
ci na górze patrzą z większą pobłażliwością
czasem jeden złapie zabłąkaną kroplę
i cieszy się niebo. obok nas pada deszcz
nie dosięga
skuleni czekamy na pioruny
domyślając się, że one nigdy nie nadejdą
Florian Konrad, 4 marca 2012
to na pewno ona? zmieniła się. za bardzo
słyszę ją. szepcze o zapomnianym kraju
słowa bez granic
czuję, jak układają się w slasherpoem, mały, brudny tekst
napisała go wiele lat temu. chyba jeszcze w dzieciństwie
do dziś aktualny
kładę czaszkę na ziemi, z oczodołów mech
resztki gazet. nagłówki niegdyś krzyczące czerwoną farbą
dziś różowe. na kościach ślady sierpów. głębokie bruzdy
(oni to ból, oni to blaknięcie- mówiła)
mundur odbarwił się, cholera, tyle lat w wilgoci
medaliki sczerniały, tylko imię to samo
na czubku głowy mam zadrapania
od pospiesznie nałożonej korony. dała mi ją
przed śmiercią , nauczyła oddychać
gdy nikogo nie ma w pobliżu
Florian Konrad, 26 lutego 2012
In secret hate we drown,
bajka obłąkana
rano czytałem ci nowy tekst. cicho, by nie zbudzić
nasza ziemia kryła wiele tajemnic, bóstewka dawno wymarłej kultury
posążki obmywane podziemnym deszczem
bławatki usychały, denaturat występował z brzegów
wydawało mi się, że stoję po kolana w chwastach
obgryzam paznokcie
twój głos przedzierał się przez iskry.
leśne ogniska. w jednym z nich rodziło się dziecko
kaleka
nie było nikogo, kto mógłby mu nadać imię
miało zbyt czarne oczy, gęste serce
(do dziś czuję jak bije. na umór)
rosło w nas to nieme uczucie. gorycz
jadłem miąższ gorących owoców. zapijałem wódką
pod wieczór ucichło
podobno łuna zgaśnie za kilka lat
ludzie zdążą zapomnieć
Florian Konrad, 22 lutego 2012
miasto niczym zamknięty pokój. moja wilgotna kryjówka
na klucz, bo, nie daj boże obudzę się zbyt wcześnie
serce przecieka przy co piątym uderzeniu
wszyscy goście dawno wyszli. wybroczyny na ścianach
w kieszeni konfetti. porwany bilet w jedną stronę
już nawet nie pamiętam, po jaką cholerę chciałem tam jechać
zawracam z drogi. na kolanach po oszronionym dachu
wpadam na dobre w szkło, zapałki i dym
coraz ciemniej, wiatr zdmuchnął żarówki
dzień- preparat jednodawkowy, wiatyk dla początkujących
toast z zegarem. chwilę później ze wskazówek
złuszcza się farba. ostatni pociąg spóźnił się o ponad dobę
rtęć jest zbędna w termometrach
o tej porze roku wystarczą mgła i spirytus
zresztą, mało kto ma odwagę mnie teraz odwiedzić
wieczorem zmęczony, przed lustrem
rzucam się sobie do gardła
w radiu charczy jakiś stary szlagier
Florian Konrad, 19 lutego 2012
list do Herezjanki
odwiedziłem rodzinne mieścidło
chaty kryte mchem i zetlałymi przesądami
najmłodsze pokolenie o głowach pełnych motyli, czerwi
ojcowie zamykają przede mną drzwi. wyrywają klamki
jakby się czegoś bali
rozstaje dróg. garbi się kapliczyna
zbudowano ją dawno temu
drewno nadal mokre
na ceracie- autoportret nieistniejącej kobiety
porwane oko, resztki brzucha, piersi, szczękościsk
twarz zupełnie bez wyrazu
smugi dyfuzyjne, niczym dwie blizny
totem przed chałupą rodziców coraz bardziej pochylony
intencja zdążyła zaschnąć na jałowych liściach
czeszę się. rzadsze pióra
najdalej pojutrze ptaki będą wić gniazda
z moich włosów
pisklaki wyrosną na zmarszczkach
ech, lata! memuary wykłute igłą
złamany księżyc w ostatnim zębie
mętlik
wnuczka myje się w rzece
mam ochotę uciekać pod powierzchnię
i przebić się jej czerwonym kolcem
Florian Konrad, 19 lutego 2012
zabieram ci ślinę i zapach, płytkim ciosem w potylicę
dłutem przez znamiona i deski
wiesz, zawsze chciałem poczuć tę małą wilgoć, strzępki
nie pozwalałaś. no już, przestań się szarpać
gwiazdy puchną od nadmiaru ziemi
wypluń, gdy staną się zupełnie kwaśne
-szepczę. wiem, że nie słyszysz
przybijmy łopatą, do dna, może trzeba udeptać?
cholera, złoto wypada jej spod żeber
drążmy, póki psy nie poczuły fermentu!
coś się wylewa, pewnie rosa. zetrzyj rękawem
pomódlmy się
niech będzie pożywką dla błota i paproci, fałdą piasku
niech więdnie
rzeźba się nie udała- pospiesznie doklejone
wytłumaczenie. musieliśmy zatrzeć ślady
co zrobić z resztą plastiku?
Florian Konrad, 31 stycznia 2012
wojna o jabłko albo wiersz desperacki
,,we mnie wszystko mówi dobranoc” M. Kozioł
to jest jak sen kurwy
jasna kobieta, z której wyrasta drzewo
korzenie w litej skale. bezbronna i pozbawiona wstydu
strach na niedojrzałych chłopców
wiem, że nigdy nie dosięgnę
najwyższej gałęzi, jest ze szczerego brudu
niczym krematorystyka, zakazane słowo, kłujące
w gardle już na drugiej randce, gdy ośmielam się
wejść głębiej, policzyć paznokciami słoje
jestem czarnym dzieckiem
w którym lęgną się przekleństwa
bliźniakiem syjamskim przyrośniętym do kory
(homo denaturatus, prymitywna forma lazuru)
zostawiam w niej świeże ciepło
(ślad po wilgoci obcego o dwóch językach)
i bliznę układającą się w napis
„pierwszej bez ciasnego piętna - wdzięczni naśladowcy’’
oboje się wstydzimy tego, co lepkie
to jest jak sen dziewicy
Florian Konrad, 17 stycznia 2012
dla nas nic nie jest nowe
moda zatrzymała się wiele lat temu
dni wypełnione solą
z góry patrzą przedkremacyjni
drżą jakoś tak gotycko, jakby chcieli się zbliżyć
ale to im przechodzi, leczą się z chęci poznania
widzisz? to nasz stary profesor
miał imię z kurzu i kredy
złap się obrazka, spadamy
tu na chrzcie wszywają ci wilgotny wiatyk
szkło i ślinę, jak esperal
abyś szła z nimi w ustach
nikt nie ma pożyczyć wdowiego grosza
nie mówiąc o obolu na piwo
pudła pełne prochu i ubrań. żółknięcie.
cholerny parch. dotyka każdego
oddycham jeden dzień dłużej, więc w nagrodę
dają mi zastrzyk z potu i octu. czuję krew
na zatrzaśniętym wieku. nowe nazwisko. jeszcze jeden
zabrał ze sobą stryczek i muzykę
ich już nie ma, to tylko odbicie, zagubione fale
które sączą się przez dym
-słyszę głos matki
już drugą noc próbuję zasnąć na gorącym piachu
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.