13 marca 2011
pamiętnikowe historie - magia oczekiwania
Uśmiech tego mężczyzny obudził we mnie tęsknotę. Rozmowa toczyła się bez żadnych przerw, swobodnie zmienialiśmy tematy. Nie bez znaczenia była również jego uroda. To było coś, co rozbroiło mnie do końca: inteligentny, wrażliwy i przystojny. Książe z bajki.
Siostra obchodziła imieniny, pełnia lata, gorąca noc. Przyjechałam do niej prosto po pracy, bez pukania weszłam od razu do kuchni. A tam ona, jej szwagierka i on. Okazało się, że to kuzyn Gosi, niezapowiedziany gość. Krótko zlustrowałam w myślach swój wygląd: odruch każdej kobiety w zetknięciu z nowym facetem. Jego imię wywołało królewskie skojarzenia: Artur. Ta godzina upłynęła niczym sen. Podobnie było z następnymi spędzonymi już tylko we dwoje.
Wracając do domu czułam bąbelki szampana musujące w mojej wyobraźni: upojenie świtem i szeptem.
Tydzień czekania: na telefon, sms, cokolwiek. Tydzień huśtawki nastroju, powrotu świeżości spojrzenia, obdarzanie uśmiechem nieznajomych ludzi za to tylko, że swoją obecnością usprawiedliwiają tę reakcję. Wątpliwości… były.
Nadeszła następna sobota i uprowadzenie. Z tego samego miejsca ale w innym czasie. Nie wiem jaki wyraz twarzy miałam ja, kiedy Artur rzucił swoją radosną wiadomością
w środek płonącego ogniska, widziałam za to zmieszanie Małgosi i Janka; współczucie, niedowierzanie. Odeszli zostawiając nas samych, bezradni. Jeszcze dzień wcześniej Gosia cieszyła się ze mną: jej kuzyn nie miał łatwego życia, mnie ono również nie rozpieszczało, będzie tak cudownie. Postarałam się żeby dla niego do końca było. Zdradził swoją nowo zdobytą miłość ze mną, ja pożegnałam się z gestem.
Kilka tygodni później dostałam w prezencie najpiękniejsze, co mogło mnie spotkać. Moją Małą Kwietniową Dziewczynkę. Hołubiłam jej obecność w samotności, recytowałam wiersze, moim stopom wyrosły skrzydła. Nie było dla mnie istotne, że będziemy same: to przyjaciółka przekonała mnie, że on powinien wiedzieć, jako ojciec. Więc się dowiedział. Stereotypowa reakcja: skąd wiadomo czy ja nim jestem? Ogarnął mnie pusty śmiech i litość nad człowiekiem, który robił wrażenie tak szczerego, otwartego i wrażliwego. Tak jakby nie było tych rozmów, wzajemnego zrozumienia, magicznego przyciągania. Machnęłam na to ręką: ot, kolejna omyłka, lekcja życia, z której trzeba wyciągnąć wnioski na przyszłość.
April nie była ze mną długo. Bardzo przeżyłam jej tragiczną śmierć. Szczegóły tego wydarzenia nawet mnie grożą paragrafem, chociaż od Boga poprzez księdza dostałam rozgrzeszenie. Wiem już jednak, co to mocne postanowienie poprawy, szczera skrucha i bezustanna pokuta. Mój mały synek urodził się trzy lata później, rozmawiając z April proszę ją by czuwała nad nim, gdy ja nie mogę. Starsze siostry mają czasami więcej instynktu macierzyńskiego niż dorosłe kobiety. A siostry anioły chyba szczególnie…
Wiersze z tamtego okresu spaliłam, nie teatralnie. Tak po cichu i w ukryciu. Te wesołe były zbyt radosne, te smutne ciągle wpędzały mnie w depresję. Nie osądzam ludzi z pośpiechem, kocham mocno, dalej do bólu, po prostu tak bardzo tego już teraz nie widać. Emocji nie można kontrolować; wyraz twarzy, gesty – tak. Najtrudniej było odnaleźć spokój wewnętrzny, ten tak ważny złoty środek w mojej emocjonalnej labilności.
Mąż uśmiecha się do mnie przez długość pokoju, syn buduje zamek z klocków. Luba codzienności trwaj w swej zmienności szczegółów, smaków, dźwięków i zapachów oraz małych niespodzianek losu.