6 listopada 2012
Lot PLF-101-I-M
Czas wydawał się spokojny.
Rozliczenia Drugiej Wojny
trzeba było pozamykać.
Cofnęła się Ameryka
i Rosja się wycofała.
Jedna tylko pozostała
przemilczana tajemnica.
Zbrodnia ludzi nie zachwyca,
lecz milczenie o niej znaczy
obojętnych i siepaczy.
Gdyby jedna. Były inne
następstwa zbrodnicze, dziwne,
które skryły tajemnice.
Przyszedł jednak czas rozliczeń.
Pan prezydent pokazywał.
Nie godził się. Nie ukrywał.
Nie chciał do wspólnego dołu
wrzucić paktów wprost ze stołu.
Przeszkadzał Aliantom, Unii.
Nie mogli być z siebie dumni,
ze starych i nowych działów.
Niby nie ma ideałów,
jednak on w tej części świata
niewolników umiał zbratać,
żeby wspólnie się bronili.
Na wszystko się nie godzili.
Jeden nie zamykał oczu
na zło, które inny poczuł.
Poszła Polska na wyprzedaż.
Nie słuchano już papieża.
Komuna się uwłaszczała.
Gmina rękę wyciągała,
a ci, którzy tu dzielili
zagrożeni sami byli.
Strach raportu zajrzał w oczy.
Nie chcieli się przeistoczyć
w środowisko bez znaczenia.
Dalej chcieli mieć i zmieniać.
Zwolenników łatwo zebrać.
Nie trzeba prosić i żebrać.
Z wszystkich opcji, z każdej strony
był ktoś niezadowolony.
W jedno miejsce popatrzono.
W stronę bardzo oddaloną,
gdzie wśród traw, błota i brzóz
ciągle jeszcze wicher niósł
dawne krzyki i wystrzały.
Świat jest wielki i jest mały.
Można skupić w dole ziemi
masę spraw, tajemnic, cieni
i rozsypać na pustkowiach
to, czego nie można schować.
Do Katynia lot przez Smoleńsk.
Nie potrzebował zezwoleń.
Była już milcząca zgoda.
Resztę już historia doda.