17 sierpnia 2014
malowane okiennice (I) - z zaplecza Edenu
lewitacja w fazie REM unosi ponad
niedoskonałości. można uchylić lufcik
w chmurach i dostrzec kontrasty; święci pomykają w hawajkach
innym Bóg porozdawał kolorowe skrzydła - pocieszające
że Pe ominęło.
jego nadmiar nadal stoi
nie ogarniając igielnego ani dlaczego dostaję refluks
na widok daszka a'la Stallone i że ciebie też dopadają
mdłości. często zwracamy
zdjęcia korespondencję - słowo. lekko opadam odpadam
ale bezdomny pan Gienek już czeka w asekuracji
żeby mnie pozbierać ze wspomnień
po twoim perłowym uśmiechu. powinno wystarczyć
na mamrota.
Pe w roli Kaszpirowskiego postawił na wodę i wyjebał
barek. już nie kontroluję przerobu
owocowych gumek. udaję ślepą anielicę
żeby wypracować boski kompromis. Pe w roli uzdrowiciela
zapomina wypieprzyć jednej
flaszki a ja się nie doliczam durexu. zrywasz kontakt
z Piekłem w obłokach i odchodzisz - w tej kwiecistej koszuli
przypominasz śniętego A. który się nawrócił na wspomnienie
ile we mnie słodyczy nakładasz na twarz kakao
udając niekumatego Murzyna. trawię
bez zapojki kiedy dajecie
z buta.