birczin, 31 października 2023
Żebrak światła!
Pod tkanką nieba:
białe kości chmur.
Ciepła krąży woda
w żebrach z kaloryfera.
Że krew raczej mniej krąży
w zblazowanych trzewiach...
I że żółć liści
ranki po lecie zakleja.
birczin, 2 listopada 2021
w rozmowy w rynsztoku
w pełnym rynsztunku
z deszczu pod rynnę
porannych trunków
ktoś ze mnie podskórnie
znów krzyczy ratunku
w tym miejscu była kiedyś Żabka
birczin, 29 października 2021
jeszcze raz
była tu jasność
księżyc połyskiwał
hak nadgryziony arbuz
w poświecie uchylonej lodówki
majaczyło mięso snu
zbliżyłem się do parującej tafli
granice były nieoczywiste
zwróciłem twarz ku twarzy
drgała symetria zamkniętych powiek
idealny porządek wszechrzeczy
przeszkadzał w rozpoznaniu konturów
zgubię to światło
nim drzwi zostaną zamknięte
tyle zmarnowaliśmy pożywienia
a nadal nic nie wiemy o pestce
birczin, 26 października 2021
Nie ściągam butów –
do kąpieli i snu
– idę w tych samych.
W koszmary,
do piekła
z innych bajek.
Wisi mi sen
nabity na hak księżyca
jak mięso zwierzęcia.
W kałuży czarnej juchy
poprawiam oniryczny
przedziałek do pracy
i różowe okulary.
birczin, 19 maja 2021
sądziłem
ucieczka
nie sądź byś nie był
okiem
oknem
otwartym
zamykam
tworzenie
bym nie był tworzony
stawanie
miękka krawędź równowagi
udręka zaciera
powietrze
stoi na baczność
powierzchnie
leżę na senność
nie ma
Prawdy rodzaju
żeńskiego skończyły
się bo można tak bez końca
słodycz rozlana we wszystkich kierunkach
w ten sposób nie sposób
się przemieszczać
planety barwa
jutro mam rozmowę z wszystkimi zaniedbaniami
polecam się na przeszłość...
tam wieje
w sieni złudzeń
grawitacja podejmuje rękawicą
lekcje z improwizacji
temperatura
i temperament
ryzyko
zapędów perfekcjonizmu
wszystko da
się jakoś
wy
ja
śnić
birczin, 18 maja 2021
więc
zapomnieliśmy się
w splątanych zwojach
nawzajem nazywamy
włókna wspólnych snów
bezbłędnie wijąc ciepło
gdy
popełniliśmy się
szalenie spokojnie
by rozwiązać
supły
nici z oczekiwań
wisiał świt
nam pustkę
po cichu płonęła
pamięć
język światła
liże szare
popioły popołudnia
i komórki pełne listów
birczin, 24 kwietnia 2021
Stoi w maseczce nieznajoma dziewczyna.
Żadna knajpa w tym mieście
nie jest (jeszcze
już) czynna.
Klimat pomiędzy Cortazarem a Bukowskim.
Jaźń wypiera(ją) z gazetami kioski.
Szumy... uliczne sposoby bycia, niedopite rozmowy;
rachunki sumienia na kwoty co przyprawiają o zawroty głowy.
Praca: na postojowym, zdalna, albo dla kuriera.
Piątek, Świątek, Lewy, prawy, sierpowa niedziela!
Plany na ostatni weekend: spektakularne otwarcie Żyły.
Pobite gary same się pomyły.
Balety dywagacji.
Wysiadłam z twojego życia już dawno temu, tyle że na następnej stacji...
Jutro znów wykasujemy do siebie numery.
I tak jeśli dzwonimy, to do jasnej cholery.
Ego architektów: rezonuje żelbet rzeczywiście na każdym kroku.
Echo poetów: siły zbrojne nieprawdziwych myśli szykują nas do grobu.
Gra w klasy wielka płyta, trzeszczy w sypialni przedmieścia.
Grabiszyński z Osobowickim więzy zacieśnia.
Pani z kozikiem łazi od dechy do dechy.
Wczoraj niechcący nadepnęła na Czechy.
Niech no coś innego tu przyjdzie i nas porozpieprza.
Tylko nie jakaś tam pandemia pierwsza lepsza.
birczin, 2 kwietnia 2021
z martwych w stanie
krytycznym skupienia zbliżamy
się ku kolejnej wieczności
dystansu zachować
na później
stare okruchy
zamiatam pod skórę
pochylany nad rozstępami
na mięśniach cudzych mieszkań
kapią wyobrażenia
o równoległych istnieniach
rozbłyski we flakach wszechświata
nasłuchujemy szeleści
tkanina czasoprzestrzeni
naprężoną membraną tkanki
rozciągniętej po małżowinie
ceruję kroki zimnego betonu
rozwijające na chrząstce
powtarzalności kalejdoskopu
zgubnego głuchego eonu
aż ubezpieczeniowy agent
w szał wpadł na pomysł
do jutra w nim tkwi nocne leżakowanie
potem otwieram to jak butelkę wina
wlewam w gardła nerwowe kłamstwa
robaki i dworce autobusowe ostatnie pożegnanie
purpurowy zegarmistrz światła
pewności nie miałem
w szybie odbijały się fraktale
przepustkę zacząłem wyciągać z kieszeni w poniedziałek
w razie czego wejdę z tobą
ale jesteś
jak skasowany bilet
w trybie natychmiastowym
na ustach wypalają się neony
konstelacji bez barwnego wyrazu twarzy
zazwyczaj pętla zamyka się nad ranem
ale reguły na to nie miałem
to znaczy jest
jakiś wzór na ścianie
wtedy otworzysz okno i nic się nie stanie
ciszy przeklęta geometria
odklejam się w niebyt
pandemiczny pobyt
materia przesunięta
o dwa miejsca w lewo
gryzie mnie w otchłań
łaskocze mi echo
bezbolesnych przemijań
na niebie nie zostawia
odcisków palców
w labiryntach papilarnych
linii
birczin, 31 stycznia 2016
wyszedłem z ciebie
zmarszczone brwi
podtrzymywały jeszcze sufit
na którym stało
czysto na baczność
i do góry nogami
wtedy do pokoju weszło dziecko i powiedziało że wszystkich nas zamrozi
i będzie sobie siedziało samo w swoim lodowym pałacu
wyszedłem z ciebie dosyć późno
aż oknom wrosły skrzydła aniele między żaluzje
wyszedłem i zacząłem cię ubierać w namiętność
guzik po guziku
cię to obchodziło
tak szczelnie że
do grobowych
zaparło dech
a szron osiadał na piórach
a pióra osiadały na ramionach
a ramiona osiadały na klatce
a klatka osiadała na dnie pościeli
a ja wyszedłem z ciebie
i osiadłem na dobre
i złego nie było
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.