23 kwietnia 2018
tylko drzewa uciekają zawsze w stronę nieba
między dłońmi zakleszczył się ból
pęcznieje
w bezmięsne nic pulsującego owalu
z łokciami wrośniętymi w blat stołu
przeklinam korzenie
oczy pozbawione tożsamości i blasku
toczą się po podłodze
każde w swoją stronę
ostentacyjnie demonstrując odmienny punkt
niewidzenia
na dnie wątłej myśli o cabernet sauvignon
stygną ostatnie krople obcego słońca
w obłęd popada rachityczny płomyk świecy
potem gaśnie
dławiony przez szarość
świt jest kaskadą mgły
przez uchylone okno
wdziera się wprost do płuc
rozmazaną plamą żywicznego konduktu
z pustki oczodołów
w górę
wystrzeliwują wierzchołki drzew
emigruję w najdalszy zakątek siebie
ostatni
nietknięty