tetu, 13 grudnia 2025
słów trzeba pilnować. wymykają się jak iskry — pożar
odbiera zdolność akomodacji. czytam z własnej dłoni
i wiem, jak bardzo zawodzi nas język. niepostrzeżenie
zwijam się w czerń, tylko tak odetnę więzy. bez dymu
wygaszę światło.
tetu, 21 listopada 2025
i stała się ciemność. zachowawczo sprawdzam
wszystkie zakamarki. są czyste i wonne. pora kwitnienia
przesuwa krawędzie, odwraca znajome zapachy. nie kradnij;
wiśnie dojrzewają w popiołach. każdej nocy
nasze kości strzelają,
jak pestki.
tetu, 16 listopada 2025
ewoluuję na nowo. płomień zgasł i teraz ciemność
jest namacalna. skóra ma kolor smoły, dlatego
wtapiam się w tło. widmo pogorzeliska, to tylko zły sen,
odległy o kolejną noc, za którą czarny świt
wdrapuje się na kolejny poziom.
tetu, 9 listopada 2025
źródło ognia zaczyna się pod powiekami. w ustach
mam las, suchy jak ziarna pieprzu. wystarczy iskra,
by to co na języku, płonęło żywym słowem. wymówka
jest jak zapałka, skrawek papieru — ziemia,
już chyba niczyja. nim zdmuchnę płomień,
chcę poznać jego surowość, skruszyć go w palcach;
zaboli — wiem, ale tylko tak uniosę
bezgraniczną pustkę, niewyobrażalną ciemność.
tetu, 2 listopada 2025
pies pogrzebany. ogień według świętego
Hefajstosa. zupa — skór wielu. rosół. popieprzony
image. odporność na oparzenia. pogorzelisko namaszczeń;
w pełni spopielony świt.
tetu, 26 października 2025
powstaję. światło ma inną drogę, jest zimne. nie rozgrzewaj
ognia, podsycanie nie zatrze śladów pogorzeliska. z dnia na dzień
jestem silniejsza, nabieram popiołu w usta. zlepiony
nie będzie unosił wypalonych słów. niepotrzebne
są wyroki i litanie do fałszywych patronów.
tetu, 21 października 2025
ciało pamięta. pogorzelisko pełne dymu
i deszcz parujący przez skórę. pełnia
ma smak popiołu; kolor miedzi
przesłania światło. nie wskrzeszaj mostów,
tam nie ma nic, prócz rdzawych kraterów,
imion spalonych w atmosferze. czerni
trzeba ulec. ma moje usta wyssane do sucha.
tetu, 17 października 2025
spaliłam wszystkie miejsca do których mogłeś wrócić;
dziewięćdziesiąt procent powierzchni — to zgliszcza.
ciało rozkłada się szybciej niż noc, pchnięta słowem
przecina światło, odsłaniając resztki cienia.
jeszcze na niego patrzę, słyszę jak wyje —
jeszcze ma dziewięć swoich przykazań,
by się dopełnić. dopóki pełnia nas nie przeważy
na mojej skórze dogasają mosty.
tetu, 11 października 2025
mogłam to zignorować ale głód
ma kształt wystającego brzucha
pustych piersi nie da się wyssać
dlatego nic z mlekiem
matki przekłuwają usta
noszą gniazda na głowach
matki nosicielki
matki z krwi i rzeki
opowiedz mi o Etiopii
dzieciach z przezroczystą skórą
za żebrami głęboka otchłań —
pieniący się Nil
wylewa zawsze nie w porę
jak sucha woda
z łona pramatki sypie się piach
tetu, 5 października 2025
Milczysz
a ja chciałabym wiedzieć dokąd
suną chmury ile kropel spadło
nim wyrosłeś
z poszarpanego ciała — cień
kładzie się u stóp góry
na podobieństwo i wiarę
jestem kamieniem
Milczę
a ty chciałbyś wiedzieć dokąd
będę wyrastać cieniem w kamieniu
światło
spójrz w górę
chmury płyną brzegiem
mieszczą się w dłoniach
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.