Gryf, 28 october 2014
Pierwsze roku miesiące
Początków pamiętam wiele
Nowe poranki w mroku
Dreszcze chodzą po ciele.
Pierwsze chmury radością skąpane
W różu zachodu i wschodu
Dzisiaj innym są przypisane
Datom biegnących do przodu
Pierwsze wyzwania skomplikowane
Lawina innych rozwiązań
Rękawice ciasno związane
Gdy szarość po łydkach kąsa
Pierwsze dźwięki muzyki
Takty kicz na kicz czwarte
Nie krzyczą happy new year dziś
Ani la Viva l'arte
Pierwsze zbiory owoców
Na fali eurydyk oparte
Koszyki pełne od treści
Oba kolana zdarte
Gryf, 27 october 2013
liczy się tylko uczucie
w ręku trzymane zdjęcie
choć ciągle się tego uczę
głupie to moje serce
szaleje w szatańskim rytmie
krzycząc coś o pogodzie
słońce przyświeca nocy
wybiegam plażą ku wodzie
płynę pod fale słów
z kartką i długopisem
spisuję numer Twój
witaj Ty moje życie
Gryf, 4 september 2013
Zabijmy nasze pragnienia.
Oddajmy je innym ludziom.
My niewolnicy czarni od sadzy,
pracy nad naszą duszą.
Gryf, 22 august 2013
Niepewność wkroczyła we mnie,
Oplotła w warkocz nieznane,
Zburzyła me szklane domy
Chwile, które kochałem.
Niepewność mówiła do mnie,
Wywlokła wszelakie strachy.
Zatrzęsła stabilnym kątem,
Zabrała skupienia stany.
Niepewność zamknęła okna,
Rygluje drzwi obsesjami,
Flirtuje nocą z koszmarem,
Opada razem ze łzami.
Niepewność zna wszystkie nisze,
Słabości skryte w okowach
Buja jak fala statkiem
Teraz zaczyna od nowa.
Gryf, 20 august 2013
Na wieży cichej,
na skale nagiej,
w milczeniu głębi
osadził się mrok.
Pod nosem króla
wredna szkarada
skakała w grody,
rzucała wzrok.
W ciemności strony,
pod okiem luny
horyzont nieba
zaznaczał krąg.
Z czujnością złego,
z dymiącą paszczą
walała myśli
z boku na bok.
Czekając ranka
kończyła straszyć,
gdy cały zamek
sypał się w proch.
Ze strachem w ustach,
bladymi twarzami,
śmiałkowie stali
chcąc pobić zło.
Do dziś tak czyha
straszna poczwara.
Jeśli się jej poddasz
rzuci Cię na dno.
Bycie dorosłym
to nie zabawa.
Gdy dajesz słowo
dotrzymaj go.
Gryf, 6 august 2013
Mam planu zalążek
spacer po słońcu.
Choć niewykonalny
a tylko sen to jak jawa realny,
w substancji ludzkiej niemowlę.
Stopa za stopą po rozgrzanej tafli,
skakałbym łapiąc najbliższe mu gwiazdy.
Posłałbym promień prosto na Ziemię
by dachy rankiem tłukły obłoki.
Malując cieniem różniste mozaiki.
Gryf, 25 july 2013
Bywasz osaczony sklepieniem niebios,
skrępowany ciasnotą dusz,
poprzeplatany jak warkocz
chłodno-ciepłymi pasemkami chwil.
Skupiasz się na jednym odbiciu w lustrze,
by nie zwariować.
Podajesz mu rękę przechodząc na drugą stronę.
Uciekasz w azymut nieznany,
odległy cieniom chmur,
daleki szlakom codzienności.