Poetry

Deadbat


Deadbat

Deadbat, 17 november 2021

Oto takie czasy

Nawet papież się ugiął pod ciężarem skały
I ciężar w końcu przygniótł go niepowstrzymany
Kiedy głosił do tęczowych wybrańców
swoje urbi et orbi
Zamknięte usta i oczy
otoczone wszechoceanem wód płodowych
krzyczały bezgłośnie o pomstę
nieświadome własnej niemocy
ręce swoje raz po raz wznosząc ku niebu bezwolnie
na próżno
Oto człowiek
Oto Produkt krzyczały reklamowe trzewia
I człowiek stał się Produktem
Innych tysiące i setki tysięcy
Codziennie go kupuje
W ryczałcie na kredyt na raty
Ciemność przemianowano na światło
tak przecież ciekawiej i znośniej
i taniej więc po co komu prawdziwe światło
ratując setki skazuje się tysiące
lecz wzbronić nikt nie ma odwagi
Jedną ręką zabija górnictwo
Drugą wypala się tropikalne lasy
i cnota stała się hańbą
A hańba najgorsza - zaletą
Anioł Albionu nie płonie słusznym gniewem
oparł się o bramę zaszczaną i drzemie
zaćpany nie widzi parady cyrkowej
i kobiety z brodą która już dawno nie dziwi nikogo
Oto takie czasy
I tylko pośród tłumu matni
I wymuszonego śmiechu z puszki
Jakaś się czai w kącie smutna nagość
o jeden mały krok za tym ostatnim


number of comments: 0 | rating: 1 | detail

Deadbat

Deadbat, 18 october 2021

comme ci come ca

Kwiaty upadały rzęsiście w powolne i ciche równania grządek
z ich płatków gwałtownie strząśnięte spadły lśniąc jak brylant najdroższy
krople rosy
to było kiedy przepytywałem ogród na okoliczność marzeń
z dłonią ułożoną w najsubtelniejszy symbol
lecz moje własne uszy własny głos mój rani
moje usta wypluwają wyłącznie suchych pestek kamienie bez ciała
i nie odnalazłem prawdy o szóstym wymiarze
jedynie lekko zanurzone w kawie obolałe neurony
leczę snem zbyt krótkim na okoliczność świtu
i w twarz posępną patrząc grafomańskim szeptem
szydzę tutaj sam z siebie
Póki co
Odprawiam swoje gusła
Przygładzam wciąż na nowo niezborne kroki i gesty myśli rozczochranych
niewydarzone wydarzenia co je tak bardzo chciałbym wreszcie pochwycić i chciałbym
aby się zaraz teraz wydarzyły skoro już tak wyraziście się zapowiedziały
umykają mi ich tony zbyt lekkimi będąc te ptasie przejrzyste płody poronione
nie chce żaden zasiedlić mej duszy i w niej dojrzeć pieśni jej nie rozpoznając
tak więc śpiewać im będę moją nową pieśń aby je na nowo oswoić
A czy ich owoc dojrzeje czy spadnie w me ręce
w usta wpółotwarte
tego nie wiem przecież jednego tylko jestem pewien
że nic wiedzieć na pewno nie można
Dlatego w śpiew swój zasłuchany pląsam
I kiedy mnie zapytasz
błądzę po parkiecie
tańczę
tańczę jeszcze


number of comments: 1 | rating: 3 | detail

Deadbat

Deadbat, 24 june 2021

Płatki wiosennych kwiatów

Przepraszamy cię duchu który jesteś wolnością
za wszelkie formy w których pragniemy zawrzeć cię i więzić
za tą tępą nieświadomość
że wraz z nami
to wszystko jest tylko mignięciem
potomstwem zjawisk
będących tylko ogólniejszych zjawisk efektem
Przepraszamy też że przepraszamy

za strach i wstyd nasz i obawy
że w chwili której już nas nie ma ciągle trwać pragniemy
zapominając nieustannie że nie żadnej rzeczy trwałej
że chociaż pięknym widok wodospadu nam się zdaje
nie ma w nim żadnej trwałości
ani najdrobniejszego śladu naszego chwytania

A my jak i on jesteśmy przecież tym samym
krążenie cieczy wyznacza formy naszej trwanie
Promienie umysłu i pragnień obłoki krążą nad nami nieustannie
Pogoda nastrojów jakby pory roku tutaj także
skuwa czasem lodem a czasem rozświetlając tęcze
kapryśna i zmienna niczym letnia burza

Wielbiąc trwałość w świecie wiecznej zmienności
gdzie to właśnie zmiana określa dalsze trwanie
wielbimy coś na kształt morskiej piany
ruchu oceanu zdając nie dostrzegać


number of comments: 2 | rating: 3 | detail

Deadbat

Deadbat, 24 june 2021

Owiański monolog

I jeszcze boję się słońca wschodów
w których grzmienie w górach odległych
i trzepotanie serca przelatującego gołębia
Nie zwiastują mi dzisiaj światła żadnego w sercu moim
I liście drzew co spaść muszą niebawem
szepczą do mnie nieustannie swoje ciche wyzwanie
Odnajdź skałę zanim z krawędzi
z rzeką spadniesz ku skałom na dole
znajdź skrzydła zanim tak jak my i ty polecisz
pochwycony przez wiatr i ścigany wiatrem
Lecz taka jest kolej tych spraw które tutaj widziałem
i natura rzeczy która nieustannie
pcha wodę i kamień z sercem Ziemi na ich spotkanie
wiecznie niedokonane
Gdzie jesteś białoskrzydła Istoto i czemu ciało twoje doskonałe
wskazuje nieustająco wielkie twe zafrasowanie
oderwij wreszcie dłoń od twarzy swojej
kiedy znieść już nic więcej nie mogę i biję głową w ścianę
wznieś się ponad ziemskie sprawy
Nic przecież tutaj nie jest wieczne
i nic przecież tutaj nie zostanie
sama natura gnie się przecież wciąż nowy znajdując kompromis
lub raczej go ślepo szukając
chociaż powoli jednak nieustannie
Wielki geometra wyznaczył zmian skalę
chociażby człowiek niechęć do tej zmiany
I zdefiniował sam siebie na nowo
choćby wzbudzał w najwyższym niechęć i odrazę
Jakie to ma znaczenie jeśli wewnętrzna natura
niezmienną zostaje
Jak ten ogień w oczach dawnego przyjaciela
uwięziony nadal w jego zniekształconym ciele
spotkanym po latach latami zmienianym
Natura wciąż inne przybierając formy
nieustannie zmienna niezmienną w swym rdzeniu zostaje
zamykając usta tym co naiwnie wierzą
że ich słowa i wiara coś naprawdę zmienią
Jedna tylko droga i ścieżka dla wszystkiego i wszystkich
Nieznośna i wroga wszystkiemu co żyje
przemijanie
I dusza bezbożnie wepchnięta do ciała
wolność uwięziona w ciele wolność swą odzyska
nieubłaganie


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Deadbat

Deadbat, 19 june 2021

Wycieczka

W ciężkiej opresji
w koleinach żyć wszelkich
pędzimy obcym metrem
w nieznane przystanki
Jak na ławce siądziesz
i zieleń parku otoczy cię
girlandami barw wszystkich
opadnie na oczy
pochwyci twe serce
fontann sztucznymi ogniami
mrocznymi witrażami przedwiecznych kaplic
pachnących wilgotnych kamieni
niemymi świadkami i sędziami krwi twojej
krążącej jeszcze w ciele żywym ogniem
jeszcze niesprzedanej
Poskręcanym czarnym metalem
zgrabnie młotem ręcznie formowanym
na podobieństwo pnączy i lilii
w momencie pełnej chwały swojego rozkwitu
oddech zjednoczysz z przelotnym zefirem
I plamki światła odnajdziesz
równocześnie zapragniesz je schwytać
Te zaraz obok ciebie
i te w twarzach które rozpoznajesz
I tej twarzy nieznanej niespodzianie spotkanej
pełnej magii niecodziennej
której pojąć nie zdołasz
przed czasem
O jednym pamiętaj
Ciesz się tym towarzyszeniem
zanim dzień się skończy
i to nieświadome siebie światło przeminie
i zgaśnie


number of comments: 0 | rating: 3 | detail

Deadbat

Deadbat, 11 may 2021

Wojna

Jaki owoc taki grzech
Jaki kamień taka śmierć
Jaka żądza taki czyn
Jakie ciało taka krew

tyle krwi

przerażenie zamyka usta najskuteczniej
nie pozwala ci się dziwić

szczęśliwcze
jesteś dzieckiem szczęścia
Jeżeli dziś kiedy wyjdziesz z domu
nikt nie zechce strzelić w twoje plecy
Jesteś wolnym człowiekiem
jeśli ratując cię przed całym złem świata
ktoś dzisiaj nie staje się twoim panem i władcą
A teraz
opowiedz mi twoje zmartwienia


number of comments: 0 | rating: 2 | detail

Deadbat

Deadbat, 11 may 2021

"Obey"

I posiadł ciało
Jedna z miliardów szumiących trzcin
Świadomay drogi wzrostu
mniej powstającej łodygi i gdzieś tam korony
W ukryciu jego korzenie
W wiecznie płynącej chłodnej wodzie rzeki
Tam gdzie powietrze cień i światło
Błąkają się bezbłędnie

Błądząc w nieustannym tańcu
Odwiecznej harmonii
Zginał je wiatr jak inne
Nieświadomy
Płynął z jego prądem
Pochylał wespół z innymi
Kłaniał dostojnie i równo
Tak jak setki obok
i jak innych tysiące
Odbijał od wodnej tafli
Dumny bo jednakowy
Tak samo przecież pochylony
A na skraju kępy
Sterczał ukośnie suchy badyl
Prosty bo pozbawiony wiechy
Nieczuły przez to na pchnięcia wiatru
Osamotniony i zdziczały
Brzydki swoją odmiennością
Niedopasowany
Prawdziwa zakała idealnego świata


number of comments: 6 | rating: 3 | detail

Deadbat

Deadbat, 2 may 2021

Spotkanie z obłąkanym mnichem

...
Potem powiedział

Jesteś całością zawsze nią przecież byłeś i będziesz
Twój każdy gest zdanie ruch myśl są zapisane
Lecz pozwoliłeś schwytać się w formy pozbawione ciała
W puste formuły i znaki jakich doświadczyłeś i nadałeś znaczenie
w niezliczonych nakazach zakazach i chęciach oplotły i uwiązały twe ręce myśli oczy żołądek i serce
Okłamały cię że to one są tobą i twoim życiem
I uwięziły cię one w sobie

Spójrz w siebie

Spójrz i jasne niech będzie Twoje spojrzenie
niech rozświetli ono
ciemność tych treści nawet
których nie chcesz światu za żadne skarby objawić
ani sam nie jesteś w stanie przypisać sobie wobec siebie
pozbieraj je w sobie niczym na plaży kamienie
Spójrz na nie i weź w swoje ręce
zważ je w nich oceń fakturę kształt i wszelką barwę
następnie mój bracie pozwól aby najgłębsze zrozumienie niczym nieugaszony ogień
wypełniło całego Ciebie
A wtedy stopisz je zrozumieniem i wykujesz z nich miecz
posłuży ci dobrze abyś jednym cięciem zabił swą ofiarę
Niechaj niczym najostrzejsze ostrze
w oznaczonej godzinie i na dźwięk trąby
rozetnie on świątyni kotarę
Tam wyjawi ci ona Twoją ostateczną prawdę
Oby w tej godzinie nie zadrżała ci ręka
gdyż inny sposób nie istnieje

Lecz najpierw
musisz odrzucić pierwsze odrzucenie
pierwszą odrazę i pierwsze wewnętrzne zgorszenie
oparte o zło i dobro o to że coś słuszne być może
a inne niesłuszne niegodne czy zbędne
bo nic nie jest dobre
jeśli nie wspiera tego dobra wola
i nic złym nie jest
jeśli czyjaś zła wola temu nie przewodzi i nie towarzyszy
A jeżeli odważysz się tak spojrzeć na siebie i świat cały zobaczysz tym jednym spojrzeniem
stwierdzisz że podwaliny ciebie
nie mają tak naprawdę źródeł w żadnej czy to złej czy to dobrej woli
To tam gdzie tkwią twoje źródła
tam też jest i prawda o tobie
i tylko Ty możesz po nią wyciągnąć swoje ręce
Ten Graal od zawsze czeka tam tylko na ciebie
Jak serca skarbu twego jest najjaśniejszym węzłem
tak prawda musi być jedna bo i ty sam jesteś jeden
chociaż oddzielony sam sobą w sobie i od siebie
...
Dlatego musisz umrzeć

To bolesne

Lecz żyć możesz naprawdę tylko jako martwy człowiek
Już bez zgody na splątanie uwiedzenie i związanie w sobie
żadną treścią czy to myślą uczuciem rzeczą pojęciem osobą emocją czy wolą
Tylko w takiej przestrzeni masz szansę być wolny
Wola wtedy w pełni objawia podwójną naturę
będąc zarazem źródłem cierpień i błogosławieństwem
Mógł będziesz błogosławić wrogom krępującym ci ręce
i troszczyć całym sercem o twojego oprawcę i twego mordercę
Tylko w takiej egzystencji stanie
gdy ani najwspanialsza radość ani największe cierpienie
same z siebie nie mają już mocy sięgnąć po Twą wolę
umysł zjednoczony nieustannie w pełni świadomy sam siebie
i wszystkiego czym jesteś co naprawdę jest w tobie
szansę masz wtedy jedynie mieć w pełni wolną wolę

Nie dojdziesz tam jednak inaczej jak przez śmierci spopielający płomień

To bolesne

Tylko zrywając wszystkie więzi masz szansę być prawdziwie sobą
dlatego też jedynie ty sam masz szansę złożyć się do grobu
z całą stanowczością miłością współczuciem zrozumieniem i sercem
to jedyna brama do prawdziwych narodzin i do wolnej drogi
Oto droga prawdziwej wolności
Gdy opuścisz mogiłę nie ty tworzysz potem lecz jedynie odkrywasz przed sobą samego siebie
nie tkasz lecz współdziałasz tworząc nowy gobelin
nie tańczysz lecz odkrywasz radość bycia tańcem bycia tańczonym
Stając nagi na deszczu nie drżysz targany tego czy innego lęku wiatrem
To co wcześniej niemożnością błahostką się dla ciebie stanie
I odkryjesz jak wyciągasz z radością ręce po więcej i więcej
bez uciążliwego pragnienia gromadzenia czegokolwiek
udowadniania czegokolwiek czy też konieczności jakiejkolwiek zmiany gdyż zmiana nastąpi w tym samym co potrzeba momencie
wzrastając w prawdziwej miłości współczuciu rozumie i woli
a kiedy to robisz nie wiesz także jak wielkie jest twoje szczęście
że każdy twój czyn jest w pełni twoim czynem
i oddasz nim siebie i wszystko czym jesteś
I dobre będzie cokolwiek uczynisz gdyż martwym będąc dla siebie
nic nie będziesz już czynił ponad to co z natury twej płynąć tylko będzie
jako wystarczające słuszne i konieczne
wszystko czyniąc z mądrością miłością i współczuciem
do tego kim jesteś na równi go ceniąc z tym kim nie jesteś
nie będąc nikim innym nic obcego
nie będzie już więcej przemawiać przez ciebie
ponieważ nic obcym już nie będzie
ani nie uczynisz niczego
inaczej jak ty tego zechcesz
A jeśli słowo jakieś pojawi się na Twoich wargach
to ponieważ oczekiwałeś z radością jego narodzin
zanim jeszcze wyszło ono od ciebie
I nie będzie w tobie gniewu złości żalu gdy odejdzie
Najlepszym najpiękniejszym Tobą będziesz
wolnym w każdej drodze kierunku i wizji
pełnią mocy będzie każdy Twój krok
ponieważ krok ten będzie miał całego ciebie
nie będąc niczym innym niż tobą
mocny w każdej chwili w pełni pełnią będąc siebie
najpotężniejszy i najlepszy bo jeden w jedności i jedyny będziesz
w takim właśnie rozświetlonym świecie
gdzie fala przemierza brzeg nieustanie
nieoddzielona od morza z którego nieustannie czerpie
nie będziesz ulegał rozproszeniom więcej
i nie ulegniesz słabościom
czasem jednak sam słabością będziesz
czasem smutkiem czy żalem
czasami staniesz się na chwilę samym rozproszeniem
mocny jednością w tym kim byłeś i jesteś
i tym kim dopiero będziesz
i już niczym więcej
ponieważ tylko tak możesz naprawdę istnieć
I żyć możesz w pełni i na prawdę
oddając światu złudzenia
w zamian za największą ofiarę
z siebie...

Spojrzał na mnie i zasmucony odszedł
widząc moje zasmucenie


number of comments: 3 | rating: 4 | detail

Deadbat

Deadbat, 28 april 2021

Nie pragnę pocałunków

Wypierdalać
Wy wszyscy co z pożogi serca i ludzkiej tragedii czynicie nędzną farsę ku uciesze gawiedzi
i ci co ludzkie nieszczęście przeliczacie każde na dolar lub franka
z bezdusznym skrupulanctwem
Wypierdalać
Wy co odgrywacie współczucie w głębi serca ciesząc się że nie was jakieś zło dotknęło
Wypierdalać
Wy wszyscy którzy w imię poprawności i doraźnego interesu głośno nie przyznacie kolorowi właściwej mu barwy
I ci którzy przemilczacie zło każde choć na waszych popełnione oczach ponieważ wiecie że nikt nie śmie was potem oskarżyć
Wypierdalać
Wy którzy tak miłe potraficie wkoło sprawiać wrażenie i czar swój roztaczać na wszystkich wokoło aby zaraz pobiec i donieść z głęboką z tego faktu czerpaną źle skrywaną satysfakcją niszcząc zaufanie najgłębsze
Wypierdalać
Stręczyciele prawdy dla których jest o tyle ważna o ile zysk dla was oznacza więc o innej milczycie
Wypierdalać
Prostytutki męskie i żeńskie które co gorsza nie tyle nawet ciało swoje bez oporu sprzedacie co coś na kształt duszy dla doraźnych zysków a tak naturalnie, jakby to było odzienie
Otaczam was teraz swoim gniewam, złą wolą i waszego cierpienia prawdziwym pragnieniem
dlatego w tej chwili taki jak wy i ja sam jestem
i jedno tylko słowo mam wobec tego dla siebie
Wypierdalaj


number of comments: 1 | rating: 3 | detail

Deadbat

Deadbat, 27 april 2021

Zatruta ziemia

On jest drzewem
wykorzenionym
Bez dostępu do tego co utwierdza w trwaniu nasz rodzaj
Bez woli uczynienia kolejnego kroku dobrego czy złego
Latorośla które przywiał wiatr wszczepiły się mocno wieki temu
w jego poskręcane skarłowaciałe konary
sięgając ku innym drzewom
I dlatego tylko trwa wyprostowany i boleśnie świadomy
własnego przemijania w przedziwnym trupim świetle
słońcu obcym i zimnym niczym mięso które kiedyś było ludzkim ciałem
Już nie umie opisać co czyni go żywym
jeżeli każdy oddech napełnia odrazą
tragedią wcieloną skrajnym poniżeniem
Nie wie także co daje mu spokój
skoro nie istnieje nic co by go uspokajało
co koi aż w niebyt rozedrgane nerwy
Zapytałem go o liście i obie korony
tą skierowaną ku śmierci łonu i tą co kieruje zarazem ku słońcu
co być musi za tymi stalowymi chmurami
Zaszumiał mi w odpowiedzi
Trwam jeszcze bo i inni trwają
Jak drzewo rozpięte pomiędzy drzewami
Szeleszczę bo mogę szeleścić i jeść potrafię i mogę i mogę oddychać
Trwam więc już bez smutku co mi się zagubił
już poza wszelkim smutkiem i poza rozpaczą
bez i poza wszelkim światłem także jakimkolwiek
czy to jasnego celu sensu czy nadziei
co pozwala wielu ciało swe wydawać na opał dla wielu
Patrząc ponieważ jeszcze trochę widzę
i ponieważ mam uszy słuchając
Moja forma trwa jednak nadal choć do niej uciekam
jaka rzeka na długo ucieknie z rzecznego koryta
rzeki tej natura sama już określa formę bez względu na jej szczególną
zawartość
i choć jej przezornie staram nie dotykać znam nazbyt dobrze jej brzegi
także ostrym szorstkim piachem staram się nie przemywać oczu pędząc bezprzytomnie ku źródłom strumieni
dozując ból i z wolna tonąc w niepamięci dostrzegam przecież
że często pełen jestem złej rozkoszy cierpienia
które tkwi we mnie głęboko jak narośl krwawiąca nieustannie
Zanim czas się zapadnie uwalniając nas od siebie i od formy każdej
nie gniewaj się na mnie za powyższe słowa gdyż czyny moje nie lepsze przecież bo niemal żadne
Żywię ostatnią być może nadzieję że miewasz się lepiej
Ja sam zdrowy jestem
Poznałem przecież choć pobieżnie twoją formę
jej słabości i moce bolączki i radości jasne w mule ukryte kryształy
dlatego raz jeszcze pozdrawiam cię całym sercem
Twój szczerze oddany
przyjaciel


number of comments: 4 | rating: 5 | detail

Deadbat

Deadbat, 15 april 2021

Wyrzutek

uśmiech wzleciał przez
poprzez
i w dal

chichot
i śmiech
aż w krzyk
w strumyk czerwieni
z nosa przez usta
poprzez brodę
krople purpurą znaczące bruk

To prawda
że szaleństwo rozerwało doskonałe fraktale
światów tak pełnych treści
że aż bezsensownych
niczym lampiony nie rozświetlające czerni
w której trwały w milczeniu
nie przeszkadzając swoją ciszą powracającemu nieustannie szumowi fal
poprzez przestrzeń sięgającym w wieczność
kruchymi palcami fal
sięgającymi aż do twarzy
płonącej od wstydu
to lęki wystrzeliły swoje pociski
w wieczorne nieboskłony
zanim rozpacz rozścieliła swoje łoże
zanim zbrukano ostatnią świątynię
zanim skończył zdanie starzec który
stał nachylony wprost do ucha objaśniając miękkim głosem pogrążający się już w mroku ogród
nie mogąc się ruszyć
i gwiazdy rozbłysły ponad morskim klifem
w który nieprzerwanie uderzał ocean białymi grzywami
i piękno zastygło w jednorodnej czerni
wrzucając wszystko do pełnej jedności
i zanim piekło wypuściło nagonkę rozpalonych żywym ogniem ogarów
i zanim od ich żaru zapalił się świat i spłonął
zalśnił i zagasł
srebrzysty blask
ujawniając sekretne przejście
które musiało być tam od zawsze
w sposób tak oczywisty
jak te spadające ziarnka piasku
usypujące niewielki stożek
u jego stóp


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Deadbat

Deadbat, 30 march 2021

Znaki entropii

Nie szukaj ciszy w krzyku nietoperza
Choć nic nie usłyszysz to on go prowadzi
z ciemności w ciemność jeszcze bardziej bezbrzeżną
wśród granic co znaczone śmiercią
prosto w wir zdarzeń których czas już minął

Nie szukaj światła tam gdzie światło nie bywa
i gdzie nie istnieje już światła formuła
ani barwa ani zapach ani żadna faktura
i nie ma racji bytu słowa kształt żaden
bo wszystkie umarły

Z nicości w nicość fala się przelewa
bez kształtu wrażenie rozpływa się w tej fali
bezpostaciowe monady bezsilne nie tworzą już skupisk
i granice pomiędzy nami wszelkie dawno się zatarły

Bez racji i sensu bez logiki
bo na cóż logika tam gdzie nic nie bywa
I wszystko co było i co mogło powstać
w jedno wszystko zlane wszędzie i nigdzie
teraz i zawsze posiada aforemną postać
znaku pożegnania

Nie ujmie tego umysł
bo i cóż tu ujmować
Z pustego nicość przelewać w próżne jeszcze bardziej
Oto koniec projekcji
i czas już wyjść z kina
żegnając choćby dwornym ukłonem nieboskłony wszystkie wszystkie horyzonty
z prędkością która czas zagina
pod bosymi stopami
pobiec truchtem pod drzewo
na nasze ostatnie spotkanie


number of comments: 1 | rating: 4 | detail

Deadbat

Deadbat, 14 march 2021

Dzieci iluzji

Dokąd idziesz
dziecię iluzji
Ty tego nie chcesz wiedzieć
gorąco zarazem tego pragnąc
Karmisz się iluzjami
siadasz nad ich sadzawką
i wyciągasz po nie swoje wątłe ręce
w wysokich górach nieraz
poszukujesz ich wodospadów
w trudem nasyconych grotach życia
z uporem wyszukujesz najwłaściwszych szlaków
one to twoje drogowskazy
potem uświęcasz je swoją wiarą
i świętą prawdą się stają
walczysz często o nie z innymi
robiącymi dokładnie to samo
spotkanymi zupełnym przypadkiem
na twojej ścieżce
kolejnej już i nowej nieraz
a tak dziwnie najczęściej wytartej

Dokąd idziesz niewidome dziecię iluzji
świadomie nieświadome
że świadoma iluzja to już kłamstwo
Potrzebujesz ich by oddychać
aby wstawać rano
z tą samą radością i motywacją
potrzebujesz ich tak bardzo
aby w pełni czerpać ze zdroju życia
potrzebna ci jak ta brudna szmata na twarzy
kiedy przeczuwasz że słońce może wypalić ci oczy do nagiej czaszki
potrzebna ci jest
fałszywa tożsamość


number of comments: 0 | rating: 1 | detail

Deadbat

Deadbat, 6 february 2021

Dom dla obłąkanych

W ciszy listopadowego wieczora
kiedy zaszły już wszystkie słońca
kroki po omszałych schodach
korytarze niegdyś jasne
teraz puste i groźne chore na łupież farb
ona tutaj była
jej ręka z łokciami dwoma
jej myśli przygniata mgła
oparu mdlące i duszne
z tysiąca lęków
jej myśli niczym czarny obsydian
gdzie nie gdzie tylko jaśniejsze żyły kwarcu
nieliczne jasne plamy na czerni
i szła tędy do swojej celi
bez wspomnień bez żadnej wiedzy

ta co nie znała radości

a wszyscy wydali jej się groźni
i obcy z dziwnym grymasem na twarzy

a oni się uśmiechali

Trafiła wreszcie do innych
w wieku tym samym co ona
głównie stali łykając kolorowe tabletki
i żelazna dzieliła od świata ich krata
i cisza dzieliła ich martwa
przetykana burzami krzyku
niemym oczekiwaniem rozdarta
samotna i wiecznie sama
Siostry nie były jej siostrami
straszyły ją ich czarne nakrycia głowy
ich czarne ubrania
Idziemy lecz wieki za późno
nie było tu dla nich ratunku
i tylko żal ściera serce na popiół


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Deadbat

Deadbat, 5 february 2021

Poranek kojota

Skazany na śmierć
za zwierzęce cało
ze zwierzęcych ciał
skazany na trwanie
w zwierzęcym rozdarciu
pomiędzy tym co mogę
a tym co naprawdę bym chciał
skazany na włóczęgę
zanim nie odkryję swojego
jedynego właściwego drogowskazu
odtąd
w świecie niewybranym
skazany na niewolę swojego znaku
Bez pana skazany na zagubienie
Bez dzieł wielkich skazany na zapomnienie
skazany na niebyt gdy byt niezagnieżdżony
skazany na wiarę
gdyż jest nią najmniejsze nawet oczekiwanie
skazany na bunt
niemoc gniew wściekłość
zaprzeczenie
targi
akceptację
integrację lub rozpad
zanim jeszcze ciało trafi w ziemię
kiedy na to wszystko naraz patrzę
chce mi się rzygać
widząc jak tłum
"szcza na zwłoki gryząc grdykę"
"k..wa ja p...olę...k...a"


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Deadbat

Deadbat, 23 january 2021

Rewolucja

Ziemia znów nabrzmiała łaknieniem krwi
i czujemy wzbierający w nas bunt
Strachu zapach ponownie przenika powietrze
i wiemy że nasze umieranie niebawem się rozpocznie
tak jest już blisko

To rewolucja
Głoszą je przepiękne bezpłciowe archanioły nieuchronnej zagłady
To rewolucja
którą wzniesiemy własnymi rękami

Obejmuje nas czule jej zew
miękko szepcze do naszych uszu jej śpiew
W jednej chwili
kiedy karma rozgorzeje ogniem
spojrzymy po sobie zaglądając sobie w dusze
i zobaczymy zjednoczony świat

To rewolucja
którą wznieca się nami i poprzez nas
To rewolucja

Ci którzy ją nam powierzyli
nie mieli ust
nie mają oczu
Ci którzy nam ją przykazali
głusi na wszelkie argumenty

W naszych żyłach tętni mocno jej zew
To rewolucja
to REWOLUCJA!
rewolucja
rewolucja
...
to
rewolucja...
to jej przepięknie nieludzkie anioły
jakże jest piękna
jakże jesteśmy jej głodni ...


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Deadbat

Deadbat, 15 january 2021

Autoportret dziecka

Moja trumna jest zbyt ciasna
Nie mieszczę się z wszystkim co uznałem za swoje
Moja trumna jest zbyt chropawa
źle obrobiona kalecze o nią moje kurczowo zaciśnięte dłonie
Zadry wnikają głęboko raniąc moje serce
Moja trumna jest niedbale pozbijana
deski odpadają z jej dna wieka i boków
nie nadążam z ich chwytaniem
w swoim ostatnim locie ponad pustym gniazdem
Moja trumna jest zbyt obszerna
czasem nie mogę się w niej odnaleźć
i kiedy marzę o chłodzie ziemi
który nie ukoi już żadnej gorączki
wygrzebuje z niej skrawki i ścieram na farby
moja prymitywna odrapana trumna
stojąca bez sensu na środku ogrodu
nie nabrała jeszcze właściwych kolorów


number of comments: 0 | rating: 3 | detail

Deadbat

Deadbat, 14 january 2021

Ogniste kuchenne legiony

Pary butów nie do pary
To samo skarpetki
Wstałem tylko po to by usłyszeć
Cichy szelest w ciszy
szeptem dźwięczny szelest
Starożytna oto stoi przede mną kolumna
która przecież jeszcze jakoś wspiera
jeszcze starsze niebo
I obydwa upadną obydwoma gasnąc
I ponownie strzaskają kruchość wielu światów
o zimną bytu posadzkę
cios za cios
I płatki do mleka
tak być musi
i warga krwawiąca
za pocałunku wargę
Oto jedyne prawo
To jest takie jasne
W ciszy szept przecież to krzyk najgłośniejszy
I płomień świecy w ciemności musi świecić najjaśniej
Kiedy zrozumieją to ci co bezustannie krzyczą tak strasznie
Kiedy wreszcie zwiędną im ręce i wyschną ostatecznie krtanie
O uczyń to najsilniejszy
Największa mrówko
Niepodzielny władco
Największego Najwyższego mrowiska
Niech umrą niech przepadną
Usłysz moje złorzeczenie
I znajdź je drogim myślom Twoim
rozszczep ich mózgi i odwłoki
odbierz im liście i truchła targane
aby karmić larwy i grzybnie ich smutku
Zanim założę kaptur
i na ulicę wyjść będę musiał
zabij je o Królu
zabij je po dwakroć!


number of comments: 0 | rating: 2 | detail

Deadbat

Deadbat, 8 january 2021

Samoakceptacja

Pewnego dnia doszedłem do przekonania, że muszę siebie polubić. Nie mogę przecież zamknąć w zakładzie jedynego człowieka na którego towarzystwo jestem skazany aż do śmierci.


number of comments: 1 | rating: 3 | detail

Deadbat

Deadbat, 7 december 2020

Sadhu I

Idzie przez połacie pustych krajobrazów
poprzez skwar i suchość i ból stawów
poprzez ciszę i chłód poranków
poprzez rozpalony gwar i harmider dnia
poprzez ulgę chłodniejszych wieczorów
cisza gór go przyzywa
chłodnych potoków obiecując strumienie
lecz to ludzkie osiedla go karmią
i ciało jego niosą obce ręce
świątynie krzepią jego serce
i czasem radością jest każdy krok
i z rezygnacją akceptuję tą radość
tak samo jak obojętnie akceptuje smutki
kolorowa szmata zwisa na nagim ciele
nie jego
jak to ciało
to tylko
kolejna rzecz do dźwigania
bez końca bo bez początku
Błogosławi porządek
błogosławi chaos
wznosi swoje dłonie ku bezgłośnym bogom
wznosi do nich swe serce i bezgłośną modlitwę
szuka świętej wody i świętego pokarmu
wypatruje świętych domów
aby temu ciału w dalszej drodze pomóc
ciesząc się szczerze każdym starym nowym krokiem
idzie poprzez ulice rzęsiście oświetlone
do świętych miejsc którym przynależy jego bycie
mija płonące stosy i płonące pochodnie
w odwiecznej gorączkowej drodze do prochu popękanej ziemi
tej pod jego bosymi stopami
i do świętej życia rzeki
do światła wszystkich gwiazd
ponad pustynią którą przemierza bez celu przez wieki
ponad głową opartą o długi kij
jego jedynego przyjaciela
idzie


number of comments: 1 | rating: 1 | detail

Deadbat

Deadbat, 28 november 2020

Moja grafomania

Nie piszę słów
składam tylko wyrazy
wyrazy myśli uczuć znaczeń
upadłych i zamkniętych w sobie
jak ja sam
wyrazy gniewu żalu i ubolewania
czasami przekornej radości sprzeciwu na rytm i rym i formę
na świat a w nim na siebie
na to co mogę zmienić a czego nie mogę
nie aspiruję do żadnej etykiety
nawet ta człowiek zda mi się za dużo
jak każdy milczeniem jestem wpatrzonym w ogień
niekiedy wpadam w tory życia znużony przydługą podróżą
spopiela mnie czas zabijają myśli
i gniew niestrawiony

Wszystko to złudzenie
prawdziwe życie czasem mi się przyśni
Lecz ileż będzie można jeszcze śnić na jawie
przecież kimś innym pragnąc sobą jestem właśnie
dlatego prawda każda jest zarazem fałszem
Wzór gubi się i rozpada w chaos
Upadłe anioły nie zbierają poziomek
Świtu różany przedświt podsuwa marzenia
Nadzieja w barłogu agonii ciągle nie chce skonać
może odnajdę kiedyś siłę by skrócić jej cierpienia
Oto czemu trwać tak muszę
jak wpatrzony w przyczynę skutek
obserwując beznamiętnie
pożerającą mnie niczym wstydu płomień
te chwilę


number of comments: 1 | rating: 1 | detail

Deadbat

Deadbat, 14 november 2020

Monte Blanco

Co robisz
Kiedy najjaśniejsze słońce
poraża cię największą rozpaczą
Kiedy to wszystko co dobre
wczoraj radością samą dzisiaj samym płaczem
Kiedy zrozumiesz nieuchronną cenę każdej radości
Czy sens jakiś zachowają jej spróchniałe kości
Czy smak mieć może tysiąc razy przeżute wspomnienie
tak dalekie od prawdy jak ważne dla ciebie
Oszukany
co uczynisz
winnego ukarzesz
czy nowej poszukasz prawdy
wypalonej w wątpliwości żarze
zahartowanej w ogniu wrogości
schłodzonej rozumem
Czy stwierdzisz że pomóc nie da się nikomu
i wzmożesz swoje siły aby pomóc sobie
Czy też schowasz do schowka na szczotki
z ulubioną książką
udając że świat nie toczy się obok bezlitośnie
udawać będziesz że tak oto trwać możesz
choć wszystko przeminie
czy może gniewem zapalony rzucisz się na niego
aby kopać gryźć i szarpać czyniąc rozpaczliwe znaki
zanim zatoniesz przytłoczony jarzmem
bez szans na jakąkolwiek prawdziwą odpowiedź
bez wiary w szansę najmniejszą
na jej czy twoją prawą niepodległość
Czy też staczając się ku dnie grawitacyjnej studni
bezwzględnie i bez szansy na ciętą ripostę wobec losu
milcząc wobec przeznaczeń i bytów
skierujesz wzrok na zewnątrz ku wewnętrznej górze
i zaczniesz się wspinać


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Deadbat

Deadbat, 2 november 2020

Zamek Urojeń

Usiadłem na ziemi i spojrzałem w jej trzewia
Ujrzałem zamek mroczny wznosił się do nieba
Przemierzałem samotnie puste puste komnaty
dźwięk mnie nie dobiegał żaden ani światło poza moim własnym
Kiedy już minąć miałem sztaby bramy grube
Na tle kamiennej ściany ciemnej i obskurnej
Twarz Strażnika dostrzegłem złą podłą obmierzłą okrutną
Pchnąłem ciało w paniczną ucieczkę oddech jego wciąż czując
Do zamku ponownie wbiegłszy pędziłem bez miary
Lecz nagle po raz drugi stanął przede mną smutny zmęczony i stary
Z całą mocą lęku i gniewu głową go uderzyłem
Krew mnie naraz zalała przecięta szkłem lustra które zbiłem
Teraz krążę krwawy po wielkim zamczysku obłędnym wciąż pchany tym pragnieniem
I ostatniej pochodni oświetlam swoją drogę płomieniem
pokonam Strażnika i ucieknę z zamczyska w którym się zagubiłem
Czarne róże pięknie kwitną na krwistej mokrej ziemi w zamkowych ogrodach
Ktoś cały czas w nich rozwiesza i zapala lampiony świeżo dziwne pachną zioła
Lecz te drobne gwiazdki nie są w stanie rozświetlić mroków Wiecznej Nocy
I modlitwa bezsilna na ustach zamiera świadoma boleśnie swej własnej niemocy
I każda moja chwila jest nie-Niebem
Na błędnej wędrówce ucieczki myślą opętany jestem
uciekam też od wiary w nadzieję w której zalękniona
każda myśl niczym pęd młody zanim wykiełkuje już bez światła kona
Wiem tylko to jedno na pewno a świadomość ta straszna jest nieznośnie
Strażnik mi wciąż po piętach depcze słyszy wszystko co powiem do siebie a nawet pomyślę bezgłośnie
W każdej chwili swoje żelazne argumenty mi do ucha szepcze
w tej chwili także czuje jego oddech przecież
Nawet jeśli obejrzawszy się nikogo nigdy nie dostrzegłem
wiem po prostu wiem czuję że po piętach mi depcze
i tylko śmiech jego brzmiący obmierźle i podle
(raz po raz wyrywa się z mojego gardła)
Zanim go nie odnajdę i nie zwyciężę jaśniejący w bieli
Będę błądził nadal jak po tej wielkiej zimnej celi
Szukając swojej rewolucji i swojej gilotyny
Oprawcy narzędzi i własnej by ich użyć siły
I osiągnę pokój i wolności pełnię
(W taki oto sposób nagrodę dosięgnę)


number of comments: 2 | rating: 0 | detail

Deadbat

Deadbat, 29 september 2020

Podróż

Usiadłem i spojrzałem przed siebie
Góra była harmonią białej mgły
przechodzącej w zieleń drzew i krzewów uczepionych skały
skrywała w swoich niedostępnych ścianach skalne groty
do których idące pielgrzymki mijałem

Wspinaczka i marsz zostały gdzieś za nami
choć jeszcze tkwiły we mnie pośpiesznym oddechem
i bólem
Przede mną był już tylko widok szczytu
pokrytego mgłami
Zaśpiew buddyjskiej modlitwy
wypełniał przepięknie
budynek i plac świątynny z jego kolorowymi trójkątami
Kształt strzeżonej przez wielobarwne demony bramy
Dźwięk ten nie zakłócał ciszy
lecz ją dopełniał w sposób doskonały
wracając i zanikając niczym morskie fale
Kamienny posąg chłodnym wkoło patrzył
niewidomym spojrzeniem
widząc wszystko
to co jest
i to czego nie ma
czyniąc to wszystko jednym i tym samym

pustka


number of comments: 0 | rating: 2 | detail

Deadbat

Deadbat, 26 september 2020

Marsz Nie-równości

Kiedy przyjdą pod twój dom
Rozhisteryzowani i nadzy
Z topornie wybazgranymi hasłami
Z wulgarnymi słowami na wydepilowanych twarzach
Zamaskowani barwami i słusznymi celami
Z żądaniem oddania im wszystkiego co posiadasz
na podstawie walki o Równość i Historyczną Rację
kiedy naznaczą twój dom
pisząc faszysta na twoich drzwiach
co uczynisz
Kiedy zaczną niszczyć rabować i bić
nie rozumiejąc że wkrótce nie będzie chleba
który można za te pieniądze kupić
Kiedy podejdą do ciebie w biały dzień
i przytkną lufę do głowy
z pytaniem na kogo głosujesz
i ty wiesz że nie zadrży mu ręka
Kiedy telefon na policję pozostanie głuchy
kiedy nikt nie odpowie po drugiej stronie
co uczynisz

Czy zamkniesz się w swoim lęku
Czy z godnością umrzesz
w godność tą wierząc samotnie
Czy z płaczem tłumaczyć zaczniesz
że nie nienawidzisz nikogo
że ta przemoc wobec ciebie to pomyłka
że popierasz i pójdziesz wraz z nimi
okraść kolejny sklep
spalić kolejne auto
rozbić kolejny bankomat
siać terror
A kiedy stwierdzisz że to ich nie przekona
czy żałować będziesz tej chwili słabości
w chwili swojej męki
Jak te miliony przed tobą
Jak te miliony po tobie

I tylko ten śmiech Stalina
zduszony jakby spod ziemi


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Deadbat

Deadbat, 18 september 2020

Kierunek (lęki nocne)

Widziałem trupy ich palców wyciągnięte
kości obeschnięte wymierzone niczym nieme oskarżenie
w kierunku celu którego sens obumarł wieki temu
podobnie jak oni

Wyszedłem więc z mroku i poszedłem dalej
na światło dzienne
jak oni wyciągając ręce
ku powierzchni

I widziałem wbite w ziemie twarze obciągnięte uśmiechu grymasem
uczepione kurczowo pełnych pociętych gazet
skórzanych portfeli


Kłamią i oszukują nie ma dla nich grozy ani śmierci
ani wszelkiego dobra miłości szczerej wiary czy nadziei
której nie potraktują jak zwykłych narzędzi
w drodze do własnego pustego bogactwa
Ich twarze malowane w najmodniejsze kłamstwa
Ich ciała obłóczone w jaśniejące szmaty zdobne w znaki
najpotężniejszych światowych kompanii
Każdy pragnie pragnieniem palącym go dniem i nocą
po ciałach najbliższych nawet do najwyższej przebić mocy
wybić ponad wszystkich
i stamtąd pokazywać im całą swoją pogardę i wasalną władzę
i całą skrywaną głęboko nienawiść
dzień za dniem i chwila po chwili
to sprzedawcy miłości

to fałszywi prorocy

Sami świadomie własnego kłamstwa nie poznawszy
szydzą i drwią teraz z wszelkiej prawdy
Oto liderzy na miarę tych czasów
Derwisze fałszywego boga
Oblizują już wargi swoje z nieskrywanego łakomstwa
Bestie w skórach baranków które jemu dziś pragną składać ofiary
na równi ze swojego i twojego potomstwa
Wyczuli bowiem ze swądu płonącej ulicy
Wyczytali ze znaków na niebie i ziemi
że oto ich czasy nadeszły
oto się policzyli i nieufnie łączą
Wyją już coraz bardziej zgodnie zadarłszy pełne kłów paszczęki
Obszczekują posągi
obsikują ognie latarni by zgasły światła nienawistne
Aby dyktować mogli trasy wszelkim statkom sami
wyznaczać kierunek jedyny właściwy
A kto go nie wybierze ten będzie ich wrogiem
uświęconą ofiarą i łupem należnym zwycięzcy i władcy

Oto Sfora na smyczach których nie zobaczysz
I czas na Polowanie jest już coraz bliższy
Pościg ruszy nieubłaganie
Czy to haniebny znak ich ofiary
na twoim czole płonie skrytym ogniem
czy uznają że dość jesteś im lojalny
żeby tym razem ujść z życiem
zanim twój statek w zderzeniu z żywiołem zatonie
Jeśli w świątyni przodków stwierdzisz że nie masz tej szansy
Kiedy usłyszysz trąby wzywające wiernych
Wybierz właściwy kierunek
I biegnij
zanim sił nie zabraknie i wyczerpany nie padniesz
Albo ukryjesz w skrytym dobrze
schronie
jednym z tych ostatnich
Kiedy zaś dopadną cię
i w imię większego dobra i (ich) lepszego życia
będziesz musiał umrzeć
I dołączysz do tych co ostatkiem woli
dawno martwego ciała ku niebu wyciągają palce
do celu który tak dawno przecież stracił wszelki sens
i rację

wskazując kierunek


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Deadbat

Deadbat, 17 september 2020

Przesilenie

Miliony świateł widziałem
Lśniły w głębi mych oczu
Wstąpiłem do nefrytowej kaplicy
Do diamentowego pokoju
aż ujrzałem kaplicę z witraży
z czerni czystej grobowcem na środku
Najpierw zaśmiałem się z kolorowych szkiełek
kiczowatych groteskowych posągów
Lecz wtedy poraziło mnie światło
Teraz jestem jak jeden z tych licznych co na kolanach
wpatrują się w swoje małe szkiełko
Błagając rozpaczliwie z wyciągniętą dłonią
przez szkiełko zabarwione patrzą
barwą
o której zapomnieć nie mogą
ich ukochaną i ich znienawidzoną
każdy skłębiony na zewnątrz z wykręconą ręką

Nie dla pustego oczodołu prawdziwe światło
nie dla kawałka mięsa zawieszonego na bladym kośćcu
Filary kręgosłupa wiodą wprost do mózgu wiązki prądu
Kamień miażdży nożyce choć papier go spowił
Tygrys miażdży kobietę której syn nie zdążył
W fladze wszystko zawarte lecz nic to nie mówi nikomu
i tylko rani mnie jego milczenie
milczenie
które odbijać się od ścian będzie dopóki plon nie wzejdzie
dopóki nie dojrzeją kłosy
słowa rzucone na stos ognia czernią w jasne niebo dymiący
wzejdzie znak nieposkromiony i niepokonany
Pojawi nadzieja naprawy
i wtedy świat się skończy


number of comments: 0 | rating: 2 | detail

Deadbat

Deadbat, 13 september 2020

MIzantrop

Żyje zgorszeniem
Zgorszeniem księciem rycerzem który ratuje księżniczkę
aby następnie sprzedać za grosze do niemieckiego burdelu
Zgorszeniem ludźmi z ustami pełnymi wzniosłych ideałów
pozwalającymi innym umierać z głodu na rogu tej samej ulicy
Zgorszeniem zakamuflowaną merkantylizacją wszelkich postaw
bytów i wartości poza najbardziej podstawowymi
zgorszeniem fanatyczną religią przeróżnych stronnictw politycznych od prawej do lewej
- tych chyba nawet bardziej obłudnych lub programowo głupich
bez cienia współczucia skazujących na cierpienie całe grupy
Zgorszeniem żyję naszą faktyczna zgodą na cierpienie
o ile nie można z nim bezpośrednio połączyć mnie czy ciebie
Żyję także zgorszeniem sobą
Swoją bezczynnością rozwlekłością niemocą
i ucieczką w słodką beztroskę
chętnym zamykaniem oczu
kiedy nie mam już sił i chęci wciąż patrzeć na ludzkie poniżenie
Kiedy co raz ktoś krzyczy mi do ucha
co już wolno a co nie robić myśleć czy powiedzieć
Wiem że jeżeli się nie podniosę
Wiem że jeżeli nie zacznę walczyć
sam w sobie
o prawdę siebie i prawdę ciebie
Jeżeli tego nie zrobię
I jeśli ty nie zrobisz nic więcej
Jak odróżnimy ciemności od świateł
Jak połączymy przeciwne żywioły
Jak kiedykolwiek miałoby być lepiej?.


number of comments: 1 | rating: 4 | detail

Deadbat

Deadbat, 11 september 2020

Ślepota patrzenia wstecz

Miło jest mknąć przez chłodny mrok
Wilgoć wiecznego wieczora rozcinać bezgłośnie
Rwać cicho pajęcze sieci wydarzeń rzeczy zjawisk ludzi
One niestrudzenie próbują cię schwytać zatrzymać spowolnić
Ich dotyk zabawnie łaskocze twoje oczy
powodując śmiech lub w twarz uderzając
łzy z nich wyciskają

lecz od teraz wiesz już że nic one nie znaczą
Wiesz przecież
To tylko świetliki na drodze do prawdziwego światła
Oszukańcze światła które muszą przeminąć
Udające wieczne światło fałszywe latarnie
Nie pozwól im się schwytać
W dniu w którym to zrobią
uwiężą cię w sobie
Karmiąc twoim cierpieniem
Siebie nieprawdziwe wspomnienie
Ponieważ jest to jedyne istnienie
jakie możesz im ofiarować


number of comments: 0 | rating: 2 | detail

Deadbat

Deadbat, 11 september 2020

Poznaj Prawdziwą Poezję

Młoteczek uderza w bębenek
. Młoteczek uderza w bębenek
Młoteczek uderza w bębenek
. Młoteczek uderza w bębenek
Miedziane naczynie zaczyna wibrować intensywnie
Dźwięk nasyca całe powietrze
Wszystko zatrzymuje się nasączone tym drżeniem
Wibruje intensywnie
Cichnie powoli
Cichnie powoli
Cichnie

Setki płomyków
Setki bytów
Setki drzew
Setki modlitw bezgłośnych
Pośród stromych gór porywistych podmuchów
Szumiącej wody skalistych strumieni
Głazów niestrudzenie nieporuszonych
Zwyczajnie rodzi się Prawdziwa Poezja
opisana dokładnie poniżej
...


number of comments: 0 | rating: 2 | detail


  10 - 30 - 100  






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1