Yaro, 12 november 2014
życie
to nie ból
wytrwały ciągły narastający
to droga
do światła przez mgły przez noc
śmiały idź
kłopoty do rozwiązania
zrzuć
pożądanie
kochaj niekochane
w sercu miłość cię rozpieszcza
w głowie
kilka myśli rozmyślaj
pędź jak koń z sanną
dzwoneczki ciszę rozpraszają
biały śnieg jak dusza jasna
w środku czasem przygasa
moja gwiazd rozbłysła na całe niebo
idę przenikam za horyzont
wieje wiatr zgody suną obłoki leniwe
czasem zaniepokojony odwracam w tył głowę
zdziwiony
już idą po mnie aniołowie zmęczeni
zadowolony oddaję się w ich ręce
Yaro, 12 november 2014
gdyby nie ciążenie frunął bym do ciebie
nad łąkami stawem porośniętym trzcinami
brzegiem strumienia żółtym od kaczeńcy
miejsca na skrzydła mam doskonałe
silne ramiona jak Ikar nie upadnę
swobodnie spadam do ciebie sen wielki mnie niesie
otwórz okno ciepła noc
daj się porwać dokładnie tam
zapraszam cię na szampana i kolację przy jednej świecy
sen trwa nieprzerwanie
jestem u ciebie śpisz spokojnie chyba cię
nie porwę na tańce
zbudził mnie trzepot skrzydeł komara
dzień już mnie wygania w głowie smak twoich ust
nici z latania
Yaro, 12 november 2014
przybył jak wiatr halny nie zapukał
rozłożył skrzydła jak parasol
w moim domu ciasno jasno
miejsca dla dwóch wystarczy
prośby co noc wznosiłem
wysłuchał podał dłoń anielską
w parku ze mną się drażnił
sypał liśćmi wiatrem straszył
ławki przemalował w kolorze niebiańskim
siedział obok opowiadał kawały
cały dzień ze mną spędził był doskonały
minęły lęki fobie
depresja schowała się pod powieki
ze łzami spłynęła do rzeki
chmury na niebie na łące drzewo
anioł odfrunął pozostawił słowo
wróci na pewno gdy krzyk usłyszy
Yaro, 11 november 2014
ten dzień nie jest tym dniem
doskonałym
noc wcale nie jest ciemna
gdy zanurzam myśli w głowie
kobieta która miała kochać nie kocha
chwila nie jest chwilą wspaniałą
czasem
zapomniany oszukany
potykam się o kamień
kłody na każdym kroku
to piwo wypili mówiąc że to za winny
przewrócony jak pień z kasy oskubany
kuleję z wyobrażeniami
przenikam pamięcią szukam prawdy
dobrze się kryją demony świata
nie oszukasz przeznaczenia
nie przejrzysz dopóki nie zaboli
powoli do schyłku droga nieprawdy
przed nami obraz nie zbadany
Yaro, 10 november 2014
w chmurach z wierszem
piszę tkliwie nieporadnie
czekam nie nadchodzi
wciąż czekamy na kogoś na coś
żyję oddycham powietrzem
każdą chwilą się pieszczę
dobre dni nadejdą
jak po nocy dzień
idę ścieżką dobry
nie skąpię serca
nic w zamian nie potrzeba
dobre słowa liście z drzewa
szklanka wody na upały
przy kominku zadumany
nadzieja nie nadchodzi
z wiara w dłoni nacie szam ducha
Yaro, 9 november 2014
gdy zasnę powiedzcie amen
żyły zamkną obieg krew zastygnie
ciało trupio blade zimne głęboko
stanę obok jeszcze raz popatrzę
odejdę i nigdy nie zgaśnie moja gwiazda
między wami odnajdę miejsce
patrzył będę i cieszył się z wami
niewidzialny niematerialny niby swój
spacerował będę bez snu po zielonych łąkach za domem
przejdę w końcu po wodzie na stawie
złapię za skrzydło dziką kaczkę
uniosę się nad chmurami całkiem boso
gdy mnie to znudzi zapragnę życia
na ziemi jest ładnie człowiek łakomy zazdrosny przesadnie
zaborczy władny niepojęty opętany
demony skończą marnie jak brudne wody
nie smuć się gdy umiera człowiek
Yaro, 8 november 2014
świtem spoczywają cienkie liście
pokryte rosą grube krople
srebrzy pajęczyna pająk śpi na gałązce
babim latem opleciona kora sosen
poziomki barwią przestrzeń krwawym kolorem
konwalie kuszą zapachem białym kwiatem
dumne paprocie krzątają się w koło dębu
brzozy biało szare na krzyże wycięte młode
wyrosły dorodne jagody czarne oczy patrzą
skubnij a zakwitną w ustach zabarwią
szczaw kwaśny na zupę zerwę liście lancetowate
cisza gra las budzi się ze snu śpiew ptaków
strumień szumi obmywa kamienne słowa
otoczaki pod nimi dwa patyczki
rak co chodzi na raka
leśne duchy jak cienie
bezszelestnie bez ciebie
miłość układa pasjansa z liści
mchy naciągają wodę chłoną myśli zdrowe
Yaro, 8 november 2014
życzę sobie by życie toczyło się jak w słonecznej Australii
Aborygen jeszcze ciepły zbrązowiały
bratam się z kangurami
emu ucieka przed świata cztery strony
tutaj spokój mam choć problemy te sama
a jednak idę z radością tutaj nie ma zimy
nie ulepisz ze mnie bałwana
wyślę kartkę telefon pogada
zamykam rozdział płaski kontynent
plaże jakieś inne ludzie uśmiechają się do siebie
wolność szeroko rozkłada ramiona
przyjedź mnie odwiedzić
Yaro, 8 november 2014
dzielę przestrzeń między oknem balkonowym
a lasem zielonym żółtym płodnym
parking wypełnia pustka pasem asfaltowym
na wardze papieros dym wciągają pęcherzyki płucne
natleniony kaszel duszności sąsiad szydzi zapal sobie
szum za oknem zaprasza na spacer
wśród zielonych sosen ciemnych świerków
powietrze czyste przejrzyste jak w szklance denko
gęsto w objęciach wiatru nie myślę o tęsknotach
oplata krótkie włosy siecią pajęczyn
dzień wlecze sny zabrane świtem
obejrzyj się za siebie świat w końcu się śmieje