Marek Gajowniczek, 21 kwietnia 2024
Znowu wygrali i się cieszą.
Przegranych znowu nie ma..
Skromnością,umiarem nie grzeszą.
To już zamkniety temat.
,
Sukces rozumią po swojemu.
Nie tak, jak ludzie prości.
Potrafią wmówić go każdemu
większością bez większości.
.
Taka czy inna - jednak władza
szacunek w masach budzi.
Tego, co chciałby jej przeszkadzać
potrafiła ostudzić.
.
Z Narodem nie ma nic wspólnego.
Liczą się apanaże.
Swój zawsze garnie do swojego.
Głosuje jak pan każe!
Na pana, wójta lub plebana
wskazanych przez lidera,
a ludzie myślą, że jest zmiana -
nie dżuma - to cholera???
sam53, 21 kwietnia 2024
lubię gdy wtulasz się w moje prawe ramię
mnożysz przyjemne ciepło pod koszulą
gdy słowa już na ustach zmieniasz w pocałunki
czyniąc przestrzeń między nami na zawsze wspólną
kiedy myśli wplątujesz w zapach kwiatów
a senne marzenia w chwile sam na sam
lubię w objęciach mijać nienamalowane jeszcze obrazy
prowadzić cię spojrzeniem do nieznanych jeszcze widoków
mierzyć się ze światłocieniem gdy oddajesz warstwa po warstwie swoją nagość
malować od nowa jakby to co piękne miało się zaraz skończyć
to co ulubione zniknąć
choć w uszach ciągle gra jedna muzyka
wszystko będzie dobrze
a przecież do tej pory nic szczególnego nie namalowałem
i nic nie napisałem orócz kilku wierszy
sam53, 20 kwietnia 2024
jaka miłość otwiera ciężkie bramy serca
budzi nim słońce wstanie
parzy herbatę w imbryku żebyś poczuł zapach madrasowych pól
południowy wiatr wilgotny smak na ustach
pocałunki niesione w aureoli każdego dnia
słowa podane na tacy przed misterium
jaka miłość zostawia ślad na poduszce
roznosi się aromatem po domu
gdy patrzę za nią w przyszłość
pamięć snuje się po obrazach
które jak w filmie przesuwają się przed oczami
z fotografii wybieram uśmiechnięte
w twoich oczach tyle radości
i nadziei
sam53, 20 kwietnia 2024
Wiosna idzie tak mi się wydaje
bzy kwitną łąki w zieleni
spotkałem znajomego z żonkilem w klapie
podobno dzisiaj rocznica powstania w getcie
wtedy wiosna pisała niezapomnianą historię
dziś śnieg z deszczem z namaszczeniem położył się
na kiełkującym życiu w trawie
ptaki z nastroszonymi od chłodu piórami posmutniały
wiosna idzie tak mi się wydaje
gdyby tak jeszcze Bóg wymyślił pokój
Marcin Olszewski, 20 kwietnia 2024
Kawałek plastiku w portfelu. Otwarta przestrzeń
Realizacji potrzeb, spełnienia marzeń. Popłynięcia
Bank otwarty na oczekiwania. Wysoki limit. Bierz
Ile chcesz. W późniejszym czasie oddasz. Na pewno?
Biorę co mam swojego. Świat należy do mnie
Przekraczam granicę. Biorę już nie swoje. Banku
W drodze możliwości, limitu. Jadę dalej po bandzie
Czy oddam? Nie myślę o tym. Bawię się dalej
Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana
Jakoś to będzie
Po dłuższym czasie zabawa trwa nadal. Nie spłacam
Gońcie mnie. Nie odpowiadam na wezwania spłaty
Blokada. Zawiadomienie do organów ścigania
Ze świadka w pięć minut zostaję podejrzanym
Odciski palców. Młody wiek. Młody grzech
Sąd. Sprawa karna. W korytarzu „pod ścianą”
Porozumiałem się z bankiem. „Prosimy o spłatę”
Na sali bank potwierdził, iż się porozumieliśmy
Z uwagi na młody wiek i niekaralność. 2 lata
Próby.
Po życiu z kartą. Sąd stwierdził winę bank
Kto daje szerokie możliwości
Niech wie, że będą tacy. Co skorzystają
Z życiowej jazdy. Bez limitu
Arsis, 20 kwietnia 2024
(Na motywach powieści „Piknik na skraju drogi”, Arkadija i Borysa Strugackich)
***
Dlaczego wylądowali? Nie wiadomo. Zostawili w powietrzu dziwnie mżące kręgi,
które obejmują szumiące w nostalgii drzewa.
Które kołyszą się i chwieją w blasku księżyca albo samych gwiazd…
Albo słońca... Albo jeszcze jednego słońca…
Powiedz mi, kiedy przeskakujesz płot, co wtedy czujesz?
Nic? A co z promieniowaniem, które zabija duszę?
Wracasz żywy. Albo tylko na pozór żywy.
Bardziej na powrót wskrzeszony.
Pijany. Duszący się językiem w gardle.
Sponiewierany przez grawitacyjne siły. Przez anomalie skręcające karki.
Słońce oślepia moje zapiaszczone oczy.
Padającymi pod kątem
strumieniami, protuberancjami…
Ktoś tutaj był (byli?)
Bez wątpienia.
Byli bez jakiegokolwiek celu.
Obserwował (ali)
z powodu śmiertelnej nudy.
Więc oto bije mnie po oczach blask tajemnicy. Jakby nuklearnego gromu westchnienie.
Ktoś tu zostawił po sobie ślad. I zostawił to wszystko.
Tylko po co?
Piknikowy
śmietnik?
Być może.
Więcej nic.
Albowiem nic.
Te wszystkie skazy…
Raniące ciała
artefakty
o upiornej obcości.
Nastawiając aparaturę akceleratora cząstek,
próbujemy dopaść
umykający wszelkim percepcjom ukryty świat kwantowej menażerii
Przedmioty w strumieniach
laserowego słońca.
W zimnych okularach mikroskopów…
Nie dające się zidentyfikować, obłaskawić matematyczno-fizycznym wzorom.
Bez rezultatu.
*
Zaciskam
powieki.
Otwieram.
*
Przede
mną
pajęczyna.
Srebrna.
Na całą elewację opuszczonego domu.
Skąd tutaj ta struktura mega-pająka?
Pajęczyna, jak pajęczyna…
Jadowita w swym jedwabnym dotyku. Srebrzy się i lśni. Mieni się kolorami tęczy.
Ktoś tutaj był. Ktoś tutaj był albo byli. Ich głosy…
Te głosy. Te zamilkłe.
Wryte w kamień
w formie symbolu.
Nie wiadomo po co.
Kompletnie nie do pojęcia.
Milczenie i cisza. Piskliwa w uszach cisza,
co się przeciska przez gałęzie, żółty deszcz liści.
W szumie przeszłości.
W dalekich lasach.
W jakimś oczekiwaniu na łące…
Elipsy.
Okręgi.
Owale…
Kształty w przestrzeni…
Fantomy przemykające między krzakami rozognionej gorączką róży.
W strumieniu zmutowanych cząstek. Rozpędzonych kwarków…
Rozpędzonych przez co?
Przez nic.
Po zapadnięciu mroku liżą moje stopy żarzące się lekko płomyki.
Idą od ziemi. Od spodu. Ich obecność to pewna śmierć.
Sprawiają, że widzę swoje
odbite w lustrze
znienawidzone JA.
W głębokich odmętach schizoidalnego snu.
Zresztą wszystko tu jest śmiertelne i tkliwe.
Pozbawione fizycznego sensu.
(W barze na rogu podają właśnie czarci pudding w promocyjnej cenie)
Dużo tu tego.
W powietrzu. I w ziemi.
W nagrzanych od słońca
koniczynach, liściach babiego lata.
Krążyłem tu wokół
jak wielo-ptak.
W kilku miejscach jednocześnie.
I byłem wszędzie. I byłem nie wiadomo, gdzie.
Tak daleko na ile pozwala wskrzeszany chorobą umysł
Tak bardzo daleko…
Wystarczy dotknąć złotej sfery,
aby się wyzbyć wstrętnego posmaku cierpienia…
Gdyby nie ta przeklęta wyżymaczka, która zachodzi śmiertelnym cieniem drogę…
(Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-20)
***
https://www.youtube.com/watch?v=l-6H38NmQkI
Marek Gajowniczek, 19 kwietnia 2024
Za Cieśniną Magellana
nastąpiła znaczna zmiana
strategii wojennych planów
w siłach zbrojnych Oceanu,
a jedynie rząd na Fidżi
dziś problemu w tym nie widzi.
.
Żaś na Wyspach Salomona -
poruszenie - Mówią o nas!?
W nie najlepszym znowu tonie -
Czy wytrwamy w Wysp obronie
strzegąc Indo - Pacyfiku,
jak w zamiarach polityków?
.
A w Atolu na Bikini
o nic świata nikt nie wini
znając bardzo dobrze chyba
wielkość oraz skutki grzyba,
przewidując w wiadomościach,
że rozejdzie się po kościach.
.
Kontynent w żądaniach twardych
wie, że ludzi ma miliardy,
choć większość nie umie pływać
wciąż próbuje się porywać
nawet i na Karaiby
przewagą kosmiczną gdyby...
.
Móc przestraszyć Amerykę,
agresywną politykę
naśladując za Putinem.
dokręcając odrobinę
śrubę presji na Tajwanie,
myśląc także o Iranie.
.
Czy swą groźbą o odwecie
dwa teatry wojny splecie?
Politycy w Europie
wolą skupic się na ropie,
mając już konfliktów w bród -
podżegają Bliski Wschód.
.
Na spokojnym brzegu Wisły.
wałują wciąż temat skisły
o aborcji i o PiS-ie,
któremu powrót wciąż śni się
nadzieją jaką pochwala
świat i Nasza Chata z dala.
kb, 19 kwietnia 2024
sentyment do czystej kartki
powstrzymuje przed kreśleniem
nic nie znaczących znaków
truizm osiąga próg kolejnej emocji
żeby z parkowej ciszy
wydobyć chociaż jedno
nadzwyczajne skojarzenie
jeśli drzewa zbyt gęste
refleksja błyśnie od lamp
gdy na alejkach zaczną utykać
senne aluzje
zwiotczeje myśl o puencie
odkrywając przed świtem
swój prozaiczny cień
Marek Gajowniczek, 18 kwietnia 2024
Kot - śpioch leży na kanapie.
Ja przepadłem w internecie.
Za oknami deszczyk chlapie.
Smutno mi na bożym świecie.
.
Szlafrok żony smętkiem zwisa
lecz jej sylwetki nie stracił.
Ekran trąbi o polisach:
Kto za pogrzeb twój zapłaci?
.
Wiosna inna niż te wiosny
wystrojone w białych bzach.
Ucichł ptaków śpiew radosny.
O przyszłości myśleć strach.
.
Marazm - rozpaczy następca
zgasił uśmiech wyobraźni
i jak Wanda - nie chce Niemca,
ani unijnej przyjaźni.
.
Mocna kawa nie pomaga
w udręce kaprysów losu.
Wierszom potrzebna powaga.
? ? ?
- Szkoda pióra... szkoda głosu.
.
Na kłębiące się pytania
nie ma dobrych odpowiedzi.
poza jedną - nie mam zdania...
i nie ma się o co biedzić!
.
A księżyc w aureoli
postrzępioną chmurką mruga.
Ponoć niewiedza nie boli.
Rozum śpi. Serce nie sługa.
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.