Krzysztof Bencal (Benon Punicki), 10 stycznia 2022
Wiem, na których przystankach zatrzymuje się bus.
O zgubna kurtuazjo! Kierowca, którego
o coś spytałem, skłamał, więc musiałem pieszo
iść do domu. (Kupiłem kawę miast biletu).
W miejscu dla palących znów „postawisz przede mną
alternatywę”: żyć lub umrzeć. I już wkrótce –
choć wciąż nie mam planu „co do siebie samego” –
ciebie też tu ujrzą, jak zaciągasz się szlugiem.
Ja nie kocham, a ty nie pamiętasz, czym nędza.
Śmierć skurwysynów, którą jutro Bóg nam zada
z bezbłędnością lusterka bądź psora-pijaka,
poniesiemy tam, gdzie nikt się nas nie spodziewa.
Rynny są jak kondomy. Wiesz, kto z kim się pieprzy?
Pękły bańki z mydła. My, stokroć utrwaleni!
sam53, 9 stycznia 2022
i znów mogę szukać twojego uśmiechu
kołysać w dłoniach nieskończone jeszcze sny
przekładać dni i noce z poduszki na poduszkę
mogę przedstawić cię słońcu ubraną w pocałunki
z jaśkiem pod głową
z szeptem poranka na ustach
i znów mogę pozwolić wyobraźni
wyjść poza granice światła i cienia
sięgnąć niezmąconego absolutu
mnożyć się w kolorach stubarwnej tęczy
myślą pieszczotą zapomnieniem
póki nie zdejmą mnie z twoich bioder
pozwól na łyk kawy
Yaro, 9 stycznia 2022
Świat zniszczonym światem Babilonu
Odpływam połykanie psychotropów
Ciągłej terapii psychiatrycznej
Rozmowa ptaszka z butem
Mówił coś o sznurówkach
Co to znaczy odlecieć
ze sznurkiem w butach
Nie potrafię się zatrzymać
Ciągle w branży nic poważnego
W służbie zdrowia szczęścia i radości
Nawet skłonności mam
na za szybki sen
a przez dzień patrzę w lustro
Widzę że masz obowiązki
sex zbyt krótki dlatego
długo się zbliżam w pozycja na lisa
Wskakuję i pryskam
Zasadzka za rogiem
w tyłku od dawna temu było dobrze
Maska na twarz ciemne okulary
Modny hipster nie za młody
nie zawsze modny ale inny ja
Trzymam się zasad które znaczą
Drogę za którą płacę
Wyblakły ogród wyblakła cerata
Wszystko zatrute moje wnętrze
Zostawić proszę człowieka duszę
Cały czas płonie stodoła w głowie
Zmarło wielu zemsty smak słodki
Poczęstunek dla całej rodziny
inspiracją kpina
miłość była okazją by zrobić zakupy
Marek Gajowniczek, 9 stycznia 2022
Wielkich liczb matematyka
i wybiórcza statystyka
w madiach baniek i balonów
Ład uczynią z naszych domów.
.
Z naszych domów i kieszeni.
Zmiany nie sposób przecenić,
gdy inflacja galopuje.
Z czasem każdy wzrost poczuje.
.
Wszystko się dokoła zmienia.
Wielkość niezadowolenia
statystycznie także rośnie.
Kumuluje się bezgłośnie.
.
Najczęściej przy przeliczaniu,
zestawieniu, porównaniu
sum, co są, a miały być.
Znów pytamy rząd: Jak żyć?
.
Wszystkiego nie można wmówić!
Zawsze zgadzać się i lubić,
gdy miliony i miliardy
wyrazami są pogardy.
.
Miliony zadowolonych
z milionami zaszczepionych
codziennie eksponowane
są jak stare płyty zgrane!
.
Człowiek już nie bardzo wie -
Czy mu dobrze jest? Czy źle?
Poszukując kompromisu
wierzyć chce intencjom PiS-u.
.
Przetrwać spokojnie i zdrowo.
Często w duszy tłumiąc wściekłość.
Na początku było " Słowo...",
a na końcu jest "... się rzekło!"
violetta, 9 stycznia 2022
srebrzysz szronem albo nocnym śniegiem moje powieki
i wtedy spotykam twoje spojrzenie z aksamitnym ciepłem
przeciągasz palcem po schnącej skórze rozgałęziając się
to znów schodząc raz w górę jarzębiną tulę się w ramiona
czy już są jemiołuszki?
Arsis, 9 stycznia 2022
Przechodzę przez ściany z kamienia, wyczuwając drżenia mikroskopijnych cząstek
w dziwnej
zawiesinie czasu…
… przed moimi oczami przesuwają się tasiemcowe matematyczne wzory
opisujące ruchy Browna, fluktuacje kwiatowych pyłków…
Coś jest wciąż w nieustannym migocie,
zjawia się w dwóch miejscach jednocześnie, bądź wcale…
… będąc po drugiej stronie lustra,
przenikam powłoki
z antymaterii…
… odwrócone odbicia…
Skrzypnięcia drewnianej podłogi, uginająca się pod czyimiś krokami klepka…
… pomimo upływu lat,
nikły zapach
woskowej pasty
― unosi się nadal w suchym powietrzu…
…
Zamykam
oczy…
… otwieram…
…
Długi korytarz z luminescencją okien z zamkniętymi na całą wieczność drzwiami po drugiej stronie…
Potykam się o słoneczne prostokąty, które falują w gorącym oddechu lata…
Nieskończony dzień, zieleń szumiących topól…
… plączą mi się
epoki
i lata…
… okresy…
Ktoś chciał mi coś powiedzieć,
lecz ―
nie
zdążył…
Jakie
to
― imię?
… sen zmorzył moje ciało, przytłoczył ciężarem rozgorączkowany umysł…
Wybudzam się
stopniowo,
przybywając
z przeszłości…
… umarłem
na jawie?
… we śnie?
Jakieś niejasne kontury przedmiotów,
snujące się widma
o nieustalonych rysach twarzy…
… jest… ― za chwilę tego nie ma…
Chciałem o coś zapytać przechodnia,
rozmijając się z nim niespodziewanie na chodniku…
… nie skończyłem, ponieważ zapomniałem nazwy ulicy, na której się znalazłem
i powodu przybycia…
Nie dowiedziałem się
niczego,
a jeśli nawet,
to rozwiało się we mgle…
… w oceanie nieświadomości…
Coś ważnego…
Nie,
― nic…
… w ogóle wszystko tu cierpi na atrofię pamięci…
Rozpada się, zanim powstało…
…
… a więc, znowu idę, oglądając zakurzone witryny zamkniętych sklepów…
Doskwierają mi:
zimny wiatr,
kręcący się śnieg…
… wspomnienia o umarłej niedawno matce…
Mijam długi
ceglany mur,
barłogi
pijanych…
… starą handlową halę…
…
Znowu lato,
pachnący jaśminem
― duszny czerwcowy wieczór…
Wychodzi mi naprzeciw znajoma postać…
… uśmiecha się… ― rozkłada na powitanie stęsknione ramiona…
(Włodzimierz Zastawniak, 2022-01-09)
***
https://www.youtube.com/watch?v=r9HDLFJIsfc
supełek.z.mgnień, 9 stycznia 2022
Powtarzalność dni wydaje się próżnią
scalonych chwil, a dzieci przypominają,
że miałam ciało. Bliskie i dalekie
obrazy niedopowiedzeń, niczego nie puentują,
nawet jeśli wybudzają między trzecią, a czwartą.
Córka odsuwa się, i odsuwa by drżeć.
Trzymając tekturowy dom, który po zachodzie
słońca zamyka się jak kwiat.
harry, 8 stycznia 2022
Cóż, … mały chłopcze, życie
ucieka tobie przez palce
czy to jest życie, spędzone w walce?
czy to jest chwila pozorów jeno
które Świat w lepszy nigdy nie zmienią!
twój Świat i mój Świat – to jedno.
Ach, Wirgiliuszu…
Tak chciałbym przecie nad tonią wieczną
rozciągnąć woal, zatrzymać Wieczność
z jej rydwanami
z jej strażnikami
z jej marzeniami
z jej wymówkami
i kaprysami.
Ale dlaczego, czemu tak długo
trawiłeś Życie nad dziką strugą
pośród ruczajów
pośród nahajów
wśród jej rozstajów
trujących gajów
wśród jej kurhanów
grzebiących ciebie?
Wiedz Wirgiliuszu, - to Słowo jedno
głazem u Nieba wrót zaległo
swoim ciężarem
swoim rozmiarem
swoim zwyczajem
to jego znamię,
zdało się – trwale.
Słowo przed laty odwzajemnione
przybrane mlecznym – mgielnym welonem
z dzwonów wieszczeniem
z słodkim tkliwieniem
z namiętnym drżeniem
z ulgi westchnieniem
z niedomówieniem.
O Wirgiliuszu. Oto Klio skosztowała z czary zapomnienia, coś rzecze…
Więc czemu teraz Żal mienisz w strugi
po tylu tępych głazów wtoczeniu
kiedy już rabat kwietnych wonień długi
winien rozkwitać wśród kolibrzych trelów?
W krainie życia co pisze testament
wszystko coś należny dzielić po połowie
czynów słów coś luby nie winien mieć dane
i to co Niewinne, a podle rozchwiane.
Oto Melpomene schodzi z Helikonu
napojona u źródła wody zapomnienia. A więc Wirgiliuszu.
Wiedz, że słowo roty legło roztrzaskane
młotem nienawiści latami skuwane
nieuszanowane
niedotrzymywane
niepielęgnowane
świadomie szargane
tak, jakby nie dane!
Więc, cóż dziś zostało, kiedy serce płacze
skoro Dusza płonie rządzą tak namiętną
hartowana w krzywdzie, zaprawiona w walce
i woła i szuka Tej, co zdejmie to piętno…
O Wenero, łonem różanym Gai, w gołębim rydwanie
przybądź jak najrychlej.
... Pozostań zatem wieszczem i wędrowcem
Nad wieków otchłań Światło wznoś nadziei
Egidy cieniem osłoń Marzeń słońce
By doczekało Amaltejskich pieni ...
O Wirgiliuszu, co mogłoby być, niech się Wiosną stanie…
Marcin Olszewski, 8 stycznia 2022
Za oknem donośny warkot silników
W radiu wyłącznie marsz pogrzebowy
Pan w czarnych okularach powiedział coś
Dzisiaj niestety nie pójdę do przedszkola
Jadą, jadą, właściwie nie wiem po co
Z mamą jadę do pracy, przy W-Z stoją
Hełmy, tarcze, pałki, nie wiem co się dzieje
Jako dziecko wcale nie jestem radosny
Mrok gwiazd przysłonięty rykiem śmigłowców
Petardy w górę, okrzyki na ulicach
Po to chodziłem z przedszkola z kwiatami?
Na dzień milicjanta? Teraz też macie święto?
sam53, 8 stycznia 2022
wibracje przychodzą z pierwszym łykiem kawy
przyjemne uczucie jeszcze w pół śnie
na czczo bez znieczulenia jakby bez grawitacji
taniec duszy w rytmie bluesa
mrużę oczy zatrzymuję wyobraźnię
zostawiam mały margines na niedociągnięcia
na mgłę która snuje się pod powieką
a może na radość albo tylko jej zaczyn
nieczytelne staje się czytelne
marzenia ocierają się o siebie
światło pieści niczym dotyk
melodia niesie zwyczajne słowa
przełknij ślinę
powiedz wierszem że kochasz
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.