Towarzysz ze strefy Ciszy, 20 czerwca 2021
Z karetą kieszonkowych armagedonów
Podwajam i potrajam stawki
Licytuję koniec świata bez przebaczeń
Po głębokim impasie
Zgrali kartę Antychrysta
Bok mu przebiłem
Waletem atutowym
Spłynęło jak po kaczce
Towarzysz ze strefy Ciszy, 20 czerwca 2021
{Takim echem moja głowa odpowiada na wiersz Ewy Lipskiej pod takim samym tytulem}
I po co ci ta śmierć
Trzaskana na szybko-na kolanie
Posadzony nad głową świerk
I wieczne ptactw szczebiotanie
Po co ci ten Bóg
Z palcem każacym w ranie
Po co ci rozstaj dróg
Po co na puszczy wołanie
I po co ci ten honor
I z honorem salwy ciszy
Czy to pro publico bono
Jakiś nikt co wiersz o tym pisze?
I po co ci ta Ojczyzna
Z Jej smętnym wężem granic
Co byś Jej dziś mógł wyznać
Gdyby dano jeden więcej taniec
I po co ci wieki wieków
I przy tym wieka wiek po co
Co powiesz mi o człowieku
Co zbratał się tu z wieczną nocą
Towarzysz ze strefy Ciszy, 20 czerwca 2021
Widzę ich cienie do dzisiaj
Jak idą pod rękę swoim chwiejnym
Rozdmuchani juz wichrem Hiroshimy
Interpunkcją po okolicznych
Agresywnych reklamach
Przeszli Wisłę - przeszli Wartę
By w to miasto zmęczone jak
Legendy
Wgryźć się swoimi upiornymi ciszami
Całe dekady bez świadków
Przekraczały stosy zalegających
Kłód i ciał
Niesieni skrzydłami
Pamieci i nadziei
Wciąż wirtuozerskie arie klawiszy
Nadepniętych płyt chodnikowych
I kostki z bruku
Tu się przyczaiła pantera
Na dlugie lata
Prawie w centrum miasta
W takim zastygu stopklatki
Ze ludzie przestali ją dostrzegać
Gdy wbijam się w tłum - widzę
Że nic z nich nie zostało
Pogarda i upokorzenie
Znalazły innego adresata
Towarzysz ze strefy Ciszy, 20 czerwca 2021
Jestem wszystkimi których masz
Więc nie zasłaniaj już dłonią
Trzeciego oka
Zwłaszcza że chcesz
Przeniknąć cały świat
Jakimś nie wiadomo czym
Mam dla ciebie na urodziny
Ten zwiędły pęczek
Przetrąconych życiorysów
A w telewizji mówili
Że razem damy radę
Towarzysz ze strefy Ciszy, 20 czerwca 2021
Perwersyjna perfekcja
Wierzchnią warstwą awatarów
-dziś wszystkim wczoraj niczym-
Wypluwa wymyślnym algorytmem
Barwnotęczowy celofan
W który owinąć każdego
Zaszczutego hejtem komentów
Zaplutego karła
I na tacy im pod nos podać
A znajdą na niego paragraf
Należy mu się - należy
Uwolnić Barabasza!!
Adwokat diabła w radach nadzorczych
Radach zakładowych
W ministerstwie prawdy odbiera defiladę
(tu by był wiersz piękny na obronę niewinnych
Ale się wystraszył i uciekł)
W równym kroku czarnych butów liter
Ustępów i paragrafów
Chrzęście gąsienic
W wymyślnym zawijasie
Obostrzeń netykiet nowego ładu
Nabiera dopiero powagi urzędowej
Oraz zgodności z ISO
Niema twarz wielkiego budowniczego
I cyrklem zakreślane kręgi
Strefy
Wpływów i występowania
Certyfikowanej nieomylności
Ekspertów z awansu społecznego
Autorytetów przeobrażeń
Sędziów dynastycznych
I księży-pedofilów
W randze majora wzwyż
Perwersyjna perfekcja
Dorn, 20 czerwca 2021
Nie było mnie tu zeszłego lata. Nawet nie wiedziałem, że istnieją domy pełne ludzi piszących do siebie wiersze. Pamiętam, że pukałem dość długo, zanim ktoś otworzył mi wiersz od niechcenia. Niczym stwór origami z odgniecionych wspomnień położyłem na stół kilka zdań. Nalałaś wódki. Chociaż nie piję, pełne kieliszki mają tu swój urok. Puchły mi nogi od siedzenia w miejscu, przeniosłem się na drugi koniec domu, skąd widok jest taki sam, bo dom zmniejsza się do każdego. Czytam ile słów mieści się w trosce o wróbla, którego nie dotyczy nic więcej tylko wiersz. Odnajduję znaki, mylą mi drogę, ale szkoda czasu by zaczynać znów, od nowa. W oknie ktoś postawił pelargonię. Amerykańska odmiana jak ze snu, w którym babcia każe ci jej doglądać, żeby utrzymać cud. Dziesięć lat i kiedy znów zakwita, tracisz to miejsce, zapominasz. Już nikogo nie można uratować. Szukam podobnych kwiatów od dawna, aż tu, w domu, w którym nikogo nie ma, ktoś dba o widok z podwórza. Gdybym chciał się odezwać, a chcę, co mam zrobić, żebyś odwróciła się od wiersza. Albo gdybym chciał przechadzając się po domu niby przypadkiem dotknąć Cię, jakbyś była motylem, a ja nigdy wcześniej bym Cię nie widział. Co mam zrobić kiedy Cię czytam i wiem, że nie jestem tam sam. Czy mam zbudować nasz dom? Jak zacząć taki wiersz? Czy ja w ogóle potrafię napisać wiersz, w którym Cię zatrzymam? Będę czekał w parku, na ławce, ale to banał. Więc może deszcz, marynarka po ojcu albo nieczułość. Wiersz, to tylko komar widziany jedną nocą. Ćma, o której w wierszach wspomina się często idąc w stronę światła. Mam pragnienie twoich ust, zapachu włosów, dotyku kiedy o poranku otwieram drzwi by wejść jeszcze dalej. Bez słów. Widzieć, że to Ty.
Tomek i Agatka, 20 czerwca 2021
światy tworzą się od nowa,
wystarczy zrobić krok naprzód. widzisz -
tam, w górze... wiruje trylion jasnych gwiazd,
jedna z nich jest twoja.
nigdy ci nie mówiłam, bo tak naprawdę
sama nie wiedziałam, że mogę
być szczęśliwa.
dziś wiem,
że każda droga była po to,
żeby odnaleźć się
pod tą jedną.
nawet jeśli wszystko miałoby się powtórzyć od początku,
wiedz że warto.
bez nocy znikłby
każdy blask.
a teraz śnij skarbie,
on jeszcze nie wie,
że dla niego będziesz gotowa
zmienić wszystko.
kiedy cię wybudzi, będziesz.
Arsis, 20 czerwca 2021
Twoje ciało, Elijosie, jarzy się rozpalonymi cząsteczkami eteru,
które unicestwiają czas…
Domiażdża mnie milczenie pustej, schodowej klatki…
Zamknięte drzwi… Dębowe, wytarte przez dziesięciolecia
poręcze
i stopnie…
… jesteś… nie ma cię…
Stwarzasz się
w dwoistości
— słonecznej smugi…
Przesuwają się mżące piksele kurzu…
Nikną
w cieniu…
Słyszę
echo
— kroków…
... Marmieładow…
Raskolnikow…
… Dymitr Prokoficz Razumichin?
Kto idzie tak ciężko, stawia śmiertelne kroki? Słyszę twój szept, Elijosie… — niezrozumiałe
słowa…
… twój dotyk —
objął mnie
— lodowatym chłodem…
Dlaczego nie wyrażasz się jaśniej?
Dlaczego jest w tym tyle zagadek?
Wyłaniają się z otchłani czasu jakieś pogłosy, nawoływania… — Śmiechy, płacze, krzyki…
… ocieram się o wszystko i o nic…
Przede mną — z martwych kamieni — ściana… Przemykają chyłkiem widma — umarłych…
Stwarzają się
i pierzchają,
jak obłoki
— w głębokim niebie…
Elijosie,
jesteś
tam
— jeszcze?
Doznaję
dziwnego
— wrażenia…
Wydaje mi się, że ktoś mnie wspomina…
Żyłem
kiedyś…
… umarłem…
Opuszczam
powoli
— ciężkie powieki…
(Włodzimierz Zastawniak, 2021-06-19)
***
https://www.youtube.com/watch?v=m5zvJqP4qd0
Towarzysz ze strefy Ciszy, 19 czerwca 2021
Już nie chodzi o ten bezruch
Nad kartą białych onieśmieleń
Bo ja ten wiersz czuję
Jakby był napisany od zawsze
Wersy fantomów prawie jak
Wydrapane
W blacie dębowego stołu
W którym parę zboczonych dziur
Siedem dziewięćdziesiąt dwa
Trwałych jak opowieści dziadka
Jak matki fryzura
Milczy
A jakby się kłóciły
Że świat jest bez sensu
I trwoni się
Czas i życie
Prawie jak
Pierwiastki ziem rzadkich
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.