Marcin Olszewski, 1 września 2019
Siedź! Czy kazałam Ci się przesuwać?
To siedź. Czemu się ode mnie odsuwasz?
Odsuwam?! To masz! Przysunę się tak blisko
Byś poczuła. Moją bliskość w emocjach
Tak. Wyładuj się. Jak chmura z piorunam
Za te wszystkie złe chwile dnia dzisiejszeg
Czekam, pod kopułą deszczu emocji i słów
Z ciepłem spokoju. Tak blisko. Bardzo blisko
Myślisz że się obrażę za kamień na słowie?
Nie. Ileż to już razy trzaskałem drzwiami?
A Twój głos drgał, za szkłem pierwszych łez
Wyrzućmy z siebie wszystko. Naprzeciw
By w emocjach burzy przekutych na spokój
Pozostała cisza. Z tęczą uśmiechu na ustach
Przysuwam się. Blisko. Coraz bliżej. Uspokój się
Nie odsunę się. Chcę być blisko w takich chwilach
Blisko Ciebie
Marek Gajowniczek, 1 września 2019
Żyjesz dopóki walczysz!
Nigdy się nie poddawaj!
Walcz z tarczą, lub bez tarczy,
Bo taka jest Warszawa!
Gdy nawet w Jej popiołach
Potrafi tlić się życie,
Stawaj! Ojczyzna woła!
Umieraj przyzwoicie!
Anioł ci rękę poda.
Pamięci zabrzmią dzwony.
Pozostaje w narodach
Blask Chwały Zwyciężonych.
Marek Gajowniczek, 1 września 2019
Miał być szach - mat...
i się dzieje!
Od Wisły wiatr
mocno wieje.
Nie lekceważmy złych wróżb,
gdy wieje zapaszkiem służb!
Wszystko dzisiaj dozwolone,
jeśli wieje w dobrą stronę
i liczy się każdy głos.
Wówczas wieje prosto w nos.
W Plac Zwycięstwa i w Aleje
i w Nowy Świat mocno wieje.
Po Starówce i Mariensztacie.
Wy go pewnie, jak ja... rozpoznacie.
Sztelak Marcin, 1 września 2019
Święta muszla klozetowa świeci w nocy.
Błogosławiony blask nie pozwala
na zamknięcie oczu martwym
rybom.
Przybyły raz z pływem,
wywołanym przez księżyc w fazie
ziarnka grochu. Na nim księżniczka
próbowała udowodnić tezy o złym wpływie
pościeli na warstwę ozonową.
Dlatego nie wierzę w psychologię
ani żadną rzecz, której nie dotknąłem
zakończeniem nerwowym. W innych okolicznościach
nazywanym wrażliwością.
Na odbicie gwiazd w dawno wyschniętych
kałużach. Ewentualnie paskudną twarz w lustrze
– bez niedomówień – moją.
Marek Gajowniczek, 1 września 2019
W listopadzie? Może w grudniu?
W październiku? - Nie!
Chyba w grudniu po południu,
zresztą - kto to wie?
Wiedziały to nawet dzieci,
że na pewno nie przyleci
tam, gdzie z rury leje się.
*
Przed Zachodem się nie chwali -
każdy o tym wie.
Byli ci, co odradzali -
przestrzegali - Nie!
Wisła przecież się nie pali,
ale kto to wie?
Nad niczym nie panowali!
Nie narażaj się!
*
Pył z wulkanu. Huraganów
jest na świecie dość!
Mamy swoją rację stanu.
Nieproszony gość
swoje ma naprowadzanie...
Nie wiadomo, co się stanie?
Wciąż do Wisły leją coś!
*
W listopadzie? Może w grudniu?
W październiku? - Nie!
Chyba w grudniu po południu,
zresztą - kto to wie?
Wiedziały to nawet dzieci,
że na pewno nie przyleci
tam, gdzie z rury leje się.
*
Z tego już za wielką wodą
dawno śmiano się.
W kabarecie śpiewał Bodo,
ale skończył źle
i na wszystko przyjdzie pora!
Lepiej lecieć po wyborach.
Nie... kiedy się w trąby dmie!
...
W listopadzie? Może w grudniu?
...
dalej i.t.p...
supełek.z.mgnień, 31 sierpnia 2019
Dziewczynka, która nie ma matki, zachowuje się jak matka,
jednak wciąż nieźle udaje dziecko. Czego domaga się w niej niemal
wszystko. I, to wywołuje we mnie początek wiersza. Szare ptaki
wylatują z miednicy, z okien, z powietrza. Gnane odpływem na pełne
morze. To jak dotknięcie, jak stare podwórko za domem, rosa na nieskazitelnie
białym łóżku, gdy kotka nocą przenosi swoje ślepe młode, a wiatr ciągnie nitki
ich krwi, aż zakołysało drzewem. Listopadowy mróz kruszy papierowe gwiazdy
przyklejone do szyby, tafle gazet, w wątłym świetle zwielokrotniają obraz.
Zdradzają ją, jak drobiazgi: dłonie — zasłony z wiatru, ciemność w świetle,
noc w dniu. W pierwszej chwili lód jest suchy i ciepły. Chłód prześciga cienie,
jakbyśmy przestali szukać Boga. Ludzie mówią, że czasami znika, ale pamiętają,
że był. Niby powtarzający sen. Jak drobiny śniegu poruszone patrzeniem.
Dlatego noszą po wsi święty obraz. Zalążęk domu, bez chwili przed, i
chwili po. Ostatnie błyski światła toną za górami. Idę przez skute jezioro,
a ty siedzisz na krześle, patrząc na moje plecy. Obok, zupełnie żywi tutejsi.
Świt, tak samo jak lisie ciało, słowa które się nie przydadzą, albo kobieta.
Yaro, 31 sierpnia 2019
porosły kwiaty a my zielone liście
płatki przecudne żywimy
na niebie ptaki płyną swobodnie
w wodzie ryby na lądzie inne zwierzaki
bądźmy dziećmi życiem natchnieni
wypalmy w sobie niedobre rzeczy
miłość pochłania słowa niegrzeczne
droga przed nami za nami przeszłość
nie wróci czas nie naprawisz niczego
nie szlochaj nie wołaj zapomnij
żyj z całych sił kochaj nie żałuj sił
Yaro, 31 sierpnia 2019
wystawiony świat przed oczami
jak szklany ekran z telenowelami
zamknięty i zimny ponad nami
wyważone słowo które zaciska w piersi
zakłamany w wsłuchany
w opowieści dziwnej treści
zasypiam zdołowany pod kocem schowany
uwięziony w myślach w ich gonitwie
rozpędzony pędzę pod koła świata
nadjeżdża skąpany w odchodach
zła nie ominiesz stawić czoła jeśli trzeba
wyłączony idziesz w różne strony
poróżniła nas droga zakłamana
w słońcu marzenia płacisz od nich podatek
dlaczego szukamy siebie
nie rozumiejąc co się wydarzy
w światła odbiciu malujesz mnie
moja głowa pełna złudzeń
natchniony umieram cały w płaszczu
Marek Gajowniczek, 31 sierpnia 2019
Chcemy wody i powietrza!
Przewietrzenia polityki!
Niech żadna groźba złowieszcza
przed oczy pchając wyniki,
nie przesłania mętnej wody
kolektorów - redaktorów,
gdy się zaczynają schody
i wybór rodem z horroru!
Propaganda nie ma klasy
i nie każdy jest na sprzedaż!
Gra o wszystko? Takie czasy?
Groszoróbstwo - w ZUS-ie bieda?
Z prawa... z lewa się wylewa,
a było już uszczelnianie...
Nie odbiera chleba gleba,
chcąc sprowadzić nas na ziemię
z chmur obietnic i tłumaczeń,
że dla wszystkich nie wystarczy.
Że wiele było wypaczeń,
lecz nie potrzeba nam tarczy
i świata solidarności
dla sprzeciwu i dla trwania.
Chcemy Bożej Opatrzności,
a nie w obłokach bujania!
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.