tetu, 24 listopada 2018
znów obca noc Piotrze
zlewa się w nierozpoznane kształty
a przecież jesteś
tym który obiecał nazwać i oswoić
niełatwo udźwignąć słowo
raz wypowiedziane stało się ciałem
i kołyską
w niej chowaliśmy poronione wiersze -
pamiętasz Piotrze?
wracałam do nich jak do modlitw
tam gdzie nie było nadziei na odkupienie
wyrosła skała
tak trudno uwierzyć w wieczność
o zielonych oczach mówiłeś że są
niczym dziewicze łąki pełne łagodności
a jednak wylaliśmy się jak mleko *
krzyż wciąż pęcznieje od ran
Patryk Chrzan - Zaduszki *
Yaro, 24 listopada 2018
życie białą kartką
niezapisaną
rzuconą na blat
z boku kałamarz pióro
zapisujesz każdy dzień
słowo emocje
rozstanie zwycięstwa porażki
jak liść pod drzewem jesienią
czerwienia żółty zgniły zatem
śmierć przejściem przez próg
zatrzaśnięte za sobą
drzwi na amen
znicz na grobie
płonie żywym ogniem
wierszem w waszej głowie
zapisać się wiecznym
przyjdź będzie dobrze
Pavlokox, 24 listopada 2018
Jaką powierzyć odpowiedzialność i komu?
Większość poważnych wypadków zdarza się w domu.
Moi rodzice musieli wyjść na imprezę,
A wcześniej mój ojciec śmiałą postawił tezę:
Jestem już odpowiedzialny wystarczająco,
By opiekę nad bratem pełnić śpiewająco.
Można było zaoszczędzić na starej niani.
Uśpię brata nim rodzice wrócą pijani.
Mama przykazała mi rosołu pilnować.
Niedzielny obiad nie mógł się przecież zmarnować.
Rodzice wyszli. Usiadłem przed komputerem.
Zamknąłem drzwi i bieliznę z siebie ściągnąłem.
Rozpocząłem swój godzinny seans rozkoszy.
Nagie kobiety obdarowały me oczy.
Kiedy skończyłem, poszedłem zajrzeć do brata.
Bawił się klockami, jak zostawił go tata.
Rosół na kuchence wrzał. Zdławiłem więc płomień.
Wróciłem przed monitor, by poczuć znów ogień,
Lecz wcześniej braciszek upomniał się o picie.
Mój późny powrót do kuchni zmienił mu życie.
Wszedłem do kuchni, by obmyć ręce plugawe,
Gdy spostrzegłem, że brat urządził se zabawę.
Sięgnął rękoma gotującego się garu.
Nie mogłem zapobiec straszliwemu koszmaru.
Wrzący rosół wylał mu się na szyję i brzuch.
Od jego krzyku można było wręcz stracić słuch.
Zamarłem przerażony niczym słupek soli,
A braciszek poparzony krzyczał, że boli.
W końcu zaciągnąłem braciszka do łazienki.
Jego krzyk przeszedł stopniowo w płacz oraz jęki.
Zamierzałem schłodzić go woda na początek.
Przez nieuwagę z prysznica poleciał wrzątek.
Brat rozdarł się, a ja zerwałem mu ubranie
Wraz ze skórą. Wiedziałem, że czeka mnie lanie.
Próbowałem odkazić rany spirytusem,
Lecz braciszek odskoczył z wrzaskiem jednym susem.
Zostawiłem płaczącego brata w łazience.
Zadzwoniłem do mamy zamiast po karetkę.
Wydusiłem, że brat w rosole się okąpał.
Najgorsze było, żech po cienkim lodzie stąpał.
Rodzice krzyczeli, żebym wezwał karetkę.
Byłem pewien, że dostanę od ojca rżniętkę.
Sanitariusze zastali mnie w przedpokoju.
Mieszkanie wyglądało jak po ciężkim boju.
Położono braciszka ostrożnie na noszach.
Odetchnąłem na chwilę przy sanitariuszach.
Potem zjawili się rodzice i policja.
Ojciec olał, że za kółkiem jest prohibicja.
Mama pojechała z braciszkiem do szpitala.
Policja ojcu prawo jazdy odebrała.
Ojciec wiedział, gdzie szukać powodów mej winy.
Sprawdził historię w zależności od godziny.
Próbowałem go powstrzymać, lecz zdzielił mnie w twarz.
Trudna sytuację sprawił mu ojcowski staż.
Potem milczał przez pół godziny w przedpokoju.
Wiedziałem, lecz że nie zostawi mnie w spokoju.
W końcu poszedł do kuchni i grzebał w narzędziach.
Czy powinienem był już wtedy odczuwać strach?
Usłyszałem wielokrotne tłuczenie młotkiem.
Rozluźniłem zwieracze. Zapachniało smrodkiem.
Ojciec wyszedł trzymając deskę do krojenia,
Która w postaci gwoździ miała ozdobienia.
Zamiast uciekać, niemal stanąłem jak wryty.
Ojciec z deską podszedł i chwycił mnie za szmaty.
Potem błyskawicznie rzucił mnie na komodę.
Jednym ruchem zerwał ze mnie spodnie dresowe
I zaczął walić mój tyłek deską z gwoździami.
Darłem się jeszcze głośniej niż poparzony brat.
Mimo to nie ustawał w biciu mój ojciec-kat.
Oprócz uderzeń deski czułem kłucie gwoździ,
Gdy kaleczyły pośladki w bólu powodzi.
Nie zmniejszyło to furii, gdy ojciec przestał bić.
Podniósł mnie, a ja zacząłem się jak węgorz wić.
Wszedł ze mną do kuchni. Jak w makabrycznej scence
Chciał mnie posadzić na rozpalonej kuchence.
Niemalże udało mu się tego dokonać.
Jak po wylaniu barszczu musiała wyglądać.
Wyrwałem się i przez pokój krwią zachlapany
Zwiałem do łazienki i wskoczyłem do wanny.
Chciałem opłukać pośladki perforowane.
Zapaskudziłem krwią niemalże całą wannę.
Dostrzegłem ma kafelkach skórę mego brata.
Tymczasem w zamknięte drzwi deską walił tata.
Nie mogłem zapomnieć o ojcowskim kazaniu.
W nocy spuściłem się obficie śniąc o laniu.
Miesiąc goiły się pośladki zharatane
Deską z gwoździami, przez tatusia wcześniej lane.
Mój braciszek spędził w szpitalu trzy miesiące.
Póki ojciec nie zgnije w więzieniu nie spocznę.
Marek Gajowniczek, 24 listopada 2018
Francja - arogancja w żółtej kamizelce.
Cel - Emanuel. Więcej gazu! Więcej!
W maseczkach i goglach Pola Elizejskie.
Francjo! Lepiej mogłaś wybrać władze miejskie!
A w Warszawie - mżawka. Nasz "Emanuel"
po małych poprawkach, szuka paralel
mogących zestawić, lub wskazać różnice,
jak obie stolice sprzątają ulice.
U nas - świeczki w oczach. Zabronione race.
Tam - wyjeżdża miotacz i ulica płacze.
U nas łez nie ronią nad rozlanym mlekiem.
Walczymy ironią... albo obelg stekiem.
Kulturze ubliża reakcja Paryża.
Nikt się na ten poziom w Warszawie nie zniża!
Żadna telewizja pokazać nie może
naszej - swojskiej draki! W Paryżu jest gorzej!!!
Marek Gajowniczek, 24 listopada 2018
Siła spokoju, zamęt wróżb -
internetowa aktywność służb.
Uszy po sobie! Atak - obroną!
Jeszcze wszystkiego nie uzgodniono?
Z gołego żadna szata nie spadnie.
Nie ma znaczenia ładnie - nieładnie.
Ważny jest tylko bilet do kina.
Musi żyć sztuką każda rodzina.
Zagrają służby w szerokim planie.
Ta się rozpadnie - ta pozostanie.
Wojna na pióra po agenturach.
Rusza do boju literatura!
Jakiemu władcy służą wydawcy -
demaskatorzy, dawni oprawcy
w starciu wspomnienia i ujawnienia?
Literatura wychodzi z cienia!
Może to będzie list do Kiszczaka?
Może impreza ukryta w krzakach?
Może relacja z sądowej sali?
Może narada, gdy rząd się wali...
Wszystko na scenę! Wszystko się przyda!
Ja cię nie wydam - ty mnie nie wydasz.
W ruch poszły miotły wojny na górze.
Stróż bezlitośnie pomiata stróżem.
Zawsze jest dobry i zły policjant.
Na finał zgoda... i koalicja.
Można się zgodnie różnić w poglądach,
aż przyjdzie kryzys - scenę wysprząta.
Yaro, 23 listopada 2018
w dosłowność przystrajam cię
w każdą nocy czerń
każdy dzień niby inny
podobny twoim słowom
zakładam kajdany życia
ukucia stalowe są zimne
ciężar słów spadających
podobnym gromom haraczą duszę
przemęczony boleścią
wieszam się na krzyżu
zadając pytanie dlaczego
każdą chwilą cierpię za nic
natura pozwala nam na całe mnóstwo
wskazuje drogę którą pójść mógłbym
w moralnym kanonie konam
wychodzę ze skóry bo ten który
zmartwychwstał bywa u mnie czasem
Yaro, 23 listopada 2018
libretta są bez prestiżu
wychodzące boso z cienia
autorskiej wyobraźni
jaźnią istnienie obustronnego poświęcenia
biorąc na barki miłość jak ranną sarnę
dwa razy tyle darując na kwesty
nie licząc na przyszłe niestabilne czasy
zbudowane w sercu miejsce
byś weszła w nie bez fleków
zmrok zamknięte oczy
gwiazdy wspięły się wysoko
na niebie w mgławicach naznaczone imię
płynę ze wspólnym uczuciem
Bożena Brzozowska, 23 listopada 2018
wiadomo skąd przyszedł
ale nie wiadomo dokąd pójdzie
i jak wielkimi krokami. czas
odświeżyć naszą garderobę.
galerie handlowe pękają w szwach,
pękam w oczekiwaniu na czarny
piątek, czarny humor i białe szaleństwo.
Marek Gajowniczek, 23 listopada 2018
Powrót do formuły.
Prawne safanduły
odbierają cięgi.
Składane przysięgi
myli nonszalancja.
Elit elegancja
poszła w zapomnienie.
Zapadło milczenie
zadanej pokuty.
Świat mgłami zasnuty
obłożyła sadź.
Trzeba wici słać!
Gdzie jest Złoty Róg?
Przekroczono próg
obcego nacisku.
Chochoł na ściernisku
chciałby mieć weselej.
Obietnic za wiele
rozsiano po kraju.
Nie były w zwyczaju
targi na urzędzie.
Cicho, głucho wszędzie.
Na zapiecka skraju
pająk nici przędzie...
Marek Gajowniczek, 22 listopada 2018
Tłumaczyłem długo żonie,
po czyjej musi być stronie
sprawiedliwość odzyskana,
lecz wyszła - nieprzekonana.
Mówiłem o uległości,
sprawiedliwości, miłości
i szacunku dla sędziego.
Nie rozumiała nic z tego.
Łatwiej dziś komuś na miedzy
przetłumaczyć, że z niewiedzy
powstają głupie zarzuty.
Nie... wyłącznie z władców buty.
Że posługują się wiedzą
ci, którzy jeszcze nie siedzą
i musi im przyznać rację,
kto liczył na demokrację.
Wskazał właśnie świat nauki,
gdzie są mędrcy, gdzie nieuki...
i trzeba wreszcie uwierzyć
tym, do których świat należy!
Na to żona... jak to żona,
wyszła na mnie obrażona.
Żadna zdrada (przecież wiecie)
nie przejdzie łatwo kobiecie.
Nawet, gdy zdradzi ktoś inny -
ja w jej oczach jestem winnym?
Pewnie... odpalania rac?
Aż tak boli... zdrada władz.
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.