dodatek111, 29 sierpnia 2018
chociaż upały mają już w sobie
zapach uschniętych jesiennych liści
to chłód jest ciągle fikcyjnym wrogiem
błękit nie kluczy ptasich inskrypcji
kurz żniwnych feerii – resztki po zbiorach
czasem zażywa wiatr jak tabakę
a ziemia czeka by w nowych rolach
zbyt nagim polom zasiać powagę
po śladach ciepła skrada się jesień
barwą owoców dojrzewa smutek
grający rzewnie siąpiącym śmiechem
rozstawia grzyby w porannej musztrze
pozorna dobroć późnego lata
świtem wyjawia chłodne zamiary
mocno nasila instynkt zbieractwa
i nawet upał zaczyna chwalić
Marek Gajowniczek, 29 sierpnia 2018
Do krewnych królika
dotarł komunikat:
Muszą zrezygnować
z kawałka marchewki,
bo koncepcja nowa
zamierza budować
z nich kapitałowe
na starość fundusze!
Nowa polityka
nie cieszy królika!
A w krainie czarów
wśród debat i sfarów
do króliczych uszu
na temat funduszu
dotarły przestrogi:
Czeka was los srogi,
bo twórcy funduszy
za to, co wyskrobią -
starych znów przerobią
na filc kapeluszy!
Marek Gajowniczek, 28 sierpnia 2018
Pałac - bajka!
"Display land"?
Nie zabraknie kina!
Nie wiadomo - kant,
czy grant?
Podarek Stalina?
Gmach na wodzie
wznieś narodzie!
Niech śpiewają "Mury"!
Może komuś braknie co dzień -
nauki... kultury?
Może... wolno wojewodzie..?
Władza powie - Sorry!
Nic o smrodzie,
bo w niezgodzie
trudne są wybory!
Pałac w puszczy?
W Puszczykowie
nie dali ciąć lasu?
Może puszczyk
puchać sobie...
Puszył się zawczasu.
Poniewczasie -
wszystko da się!
Będą w duchy wierzyć?
Dom na wodzie
wznieś narodzie!
Umiesz cuda przeżyć!
smokjerzy, 28 sierpnia 2018
z plecami wrośniętymi w oparcie
prawie zabytkowego krzesła
spoglądałem w okno to samo co zawsze
na świerkowej gałęzi
milczał kruk
udając czarną dziurę w błękicie
i drugą stronę księżyca
który nocną porą
milczał na tej samej gałęzi
udając świetlistą dziurę w czerni
oraz drugą stronę kruka
jak by nie patrzeć
żadnych istotnych różnic pomyślałem
a krzesło zgodziło się ze mną po czym znikło
w którymś z trzech czasów kradnąc mi
kolejne plecy
tetu, 28 sierpnia 2018
wchodzisz w mój cień jakbyś chciał zostać
na dłużej
pozwolimy sobie za jakieś sto lat
teraz mamy tylko chwilę i oczy zwrócone w naszą stronę
zobacz jacy oni mali
gdy znów się zbliżysz odsłonię kurtynę
pełnia odbije szkło przez które widać
wszystkie nasze grzechy przywierają rdzą
do przezroczystych ścian
zapadając w pamięć jak źrenice
z których nic więcej nie wyczytasz
ZGODLIWY, 27 sierpnia 2018
Ciężko jest
gdy do wnętrza
żar i lód
mi przynosisz.
Uciekać bym chciał
ale własna dłoń
staje się łańcuchem
trzymającą Twą rękę.
Krzyknąć bym chciał:
Idź do diabła!
I już martwię się
że zbyt trudna to droga.
I żegnam się z tobą
w myślach tysiąc razy,
by za chwię poczuć
że wieczniość minęła.
I chciałbym odwrócić
się i odejść
Ale szukał będę
lustra z Twym odbiciem.
Bo zapomnieć bym chciał
Każdy centymetr ciała
który spamiętywałem
godzinami.
I żar i lód w sercu
zapomnieć i być jednocześnie
z Tobą mi trudno
bez Ciebie nie umiem...
Głogów 05.2018
ZGODLIWY, 27 sierpnia 2018
Siedziałaś twarzą w kierunku okna,
milcząc składałaś z myśli słowa.
Szukały bezpiecznej drogi ujścia.
A ja czekałem.
Przyszłam tu przecież dać Ci rozkosz
zasmakować jej dla siebie trochę.
Taki schemat tymczasowych znajomości.
Nie mogłam się przecież spodziewać...
Siedziałaś twarzą w kierunku okna,
Oczy zamazanym zwierciadłem cierpienia,
wpatrzone w ślad kawy na filiżance.
A ja czekałem.
Przyszłam tu przecież nie po to
by zdjąć płaszcz kocicy namiętnej
Nikt nie zaglądał co ukryte pod nim.
Ty spytałeś...
Siedziałaś twarzą w kierunku okna,
kręgosłup rysowany pod skórą parującą seksem
od szyi do krawędzi rozrzuconego koca,
A ja czekałem.
Przyszłam tu przecież nie po to
byś pytał czy mam komu oddać ten ból,
który dławi mnie co wieczór.
Ty spytałeś...
Siedziałaś twarzą w kierunku okna,
Z trudem ubierałaś myśli w słowa,
spowiedzi pełnej wyrzutów i żalu...
Codziennego przed snem rytuału.
Wiem, że jestem tu tylko przypadkiem
Tej modlitwy niemym świadkiem
Wtedy usłyszałem,
dotykając twego ramienia,
gdy płaszcz cicho spadł
westchnienie zrozumienia.
I dotarło do mnie że
dziś wypowiem słowa te
stojąc z tobą twarzą w twarz
ostatni już raz
Ty jedyny bezinteresownie
Prawdy trudnej słuchać chciałeś
Siedzisz twarzą w kierunku okna
już nie patrzysz w pustą przestrzeń
okno lustrem stało się
a w nim widzisz mnie.
ZGODLIWY, 27 sierpnia 2018
Gdybyś tylko zrozumieć chciał... mógłbyś.
Wystarczy tylko wsłuchać się...
Szukający zrozumienia głos,
jak powietrza,
wąskimi szczelinami cichy płacz
drganiem wydany
by żyć
Pod krzyczącym jaskrawością szeptem
obronnych masek
krzyk wyrwany jak akord nie w czasie
zdaje się złą
muzyką
Gdybyś tylko zobaczyć chciał... mógłbyś.
Wystarczy tylko zmrużyć oko...
Nie zaglądasz w dno oka nie widzisz
skulonej czasem
zwykle tańczącej małej dziewczynki
by ogrzać pióra
jaszczurki
widzisz szalony urwany płatek maku,
liść motyla,
dmuchawiec pod słońcem wirujący
by chwycić odrobinę
ciepła
Gdybyś tak pokochać chciał... mógłbyś.
Wystarczy kochać jak wiatr...
Ciężar puchu w kolorowej sukience
kwiatami usianej
A szarą jest kołdra w ciemnej skrzyni
z zamkniętym wewnątrz
kluczem
Zobaczyć chcesz...
Zrozumieć chcesz...
Pokochać chcesz...
Kostkę lodu rzuconą na żar.
ZGODLIWY, 27 sierpnia 2018
Rozprawa o piekle
O poranku, gdy brzask ledwie słońcem znaczony,
tępe koło wędruje po szarości nieboskłonie.
Odkrywa bezkres brzydoty betonowej bryły,
gdzie okienne oczodoły będą pustką straszyły.
Skrzeczący budzik przerywa bezsenne trwanie
by znów rozpocząć kolejny morderczy taniec...
I to jest piekło właśnie, innego potępienia nie ma.
Sam je sobie tworzysz na nowo każdego dnia.
Otwierasz oczy i zaczynasz malować świat.
Ty pragniesz piekła i jego mrocznych poświat.
Piekło. Czyściec. tak utarte pojęcia. Do bajek
trafiają i tylko karykatur symbolami się stają.
Czy nie czujesz piekła namacalnego w chwili
każdej, gdy nie jesteśmy martwi a tak bardzo żywi.
Tylko ludzie prości wierzą w symbole religii
strachem karmieni tak dziecinnej mitologii.
Ludzi nie znasz, nie lubisz ich sposobów myślenia.
Jeśli proste symbole są łatwe do zrozumienia
wierzą w nie, bo mają utarty schemat
niepojętego piękna i cierpienia ludzkiego istnienia.
Ludzie to bezmyślne systemu marionetki.
Na cokołach społecznych norm statuetki.
Największą cnotą, wartości walutą, dziś są
uległość konsumpcji i tempa zgoda na to.
I biorą co daje skorumpowany im świat
cały ten mechanizm niewiele jest wart.
I ty tu jesteś przecież. I tak jak oni
za chlebem powszednim wciąż gonisz.
Hołdujesz konsumpcji w tym świecie.
Nie marzysz by zmienić nawet skrycie
czy swoje czy innych życie.
Jak zmieniać tak wielką machinę
rusz palcem a zmiażdży cię i zginiesz
musimy się trzymać szeregów i rzędów
Jak można się wyrwać z tego obłędu
Sam jeden cywilizacji koła nie zepsuje
są tacy, którym to wszystko pasuje
Ich nie ma – to ty piekłem czynisz każdą minutę.
To ty tworzysz świat i melodii życia nutę.
W szarości stworzonej własnym umysłem
czynisz rzeczywistość swą bezmyślnie.
Nie zdołam zrobić nic z tym światem,
kolorów mu dodać a człowieka mieć bratem ?
Nie mogę wpłynąć na istotę rzeczy,
którą mi tworzą wielcy... nie zaprzeczysz?
Bo sam malutkim tylko kłosem jestem
na polu rządzących całym interesem.
Bo świata nie zmienisz cudzego
wystarczy przejąć kontrolę własnego.
Co dzień zmieniać siebie unikać zepsucia
rozdawać piękne emocje dobre uczucia.
I tak pewnego dnia obudzisz się w niebie
inaczej widząc ludzi i wnętrze siebie.
By stanąć przed lustrem z uśmiechem prawdziwym
Powiedzieć co rano – jestem szczęśliwym
Trudna to rzecz nie zaprzeczę tu wcale.
Lecz warto stać się piedestałem
na którym stawać będą inni ludzie,
by razem mówić o życia cudzie.
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.