Edmund Muscar Czynszak, 15 września 2010
Sztuka jest sztuką, lecz któż ją
zrozumie,
ja widzę morze ty spokój w zburzonym
tłumie,
słowa splecione z liter, każdy
inaczej odbiera.
Jest pożywieniem krytyków wielu
co nie spłodziwszy własnej myśli,
po cudzych trupach zmierzają do celu.
Ogródek, który uprawia tysiące,
a każdy ma swoje słońce,
pegazy, muzy, sztandaru swego
symbole.
Temat rozmów w kuluarach życia i
zwykłej szkole.
I któż tak naprawdę ją pojąć może,
skoro nawet ty nie ogarniasz ją Boże.
Edmund Muscar Czynszak, 14 września 2010
Grzyb, jeśli grzyb to stary,
choć czas rozwoju ma krótki,
laseczka, koszyczek, flaszeczka,
i spacer po lesie wolniutki.
W zaroślach maślaczek przysiadł,
pokryty od spodu białą mgiełką.
Pod brzózką dwa podgrzybki,
opalają na brąz swe kapelusze.
Z polanki postrzępionej trawami,
łepek swój kozak unosi.
To znowu pod sosną garstka kurek,
ożywia znużone moje oczy.
A grzyb wciąż kozakiem się czuje,
trofea swe dziarsko dźwiga,
różne plany na życie snuje,
marzy mu się wciąż to i owo.
Lecz kiedy do domu powróci,
wnet znów starym grzybem się poczuje,
a swe stare pragnienia wnet porzuci.
Edmund Muscar Czynszak, 14 września 2010
Choć kroki stawiam rozważne,
gaf popełniam wciąż wiele,
pląsając czasem w bagnie,
łatwo szybuje w marzenia.
To znów tępo stąpam po ziemi,
zapominam, że tyś mym nauczycielem.
Lecz zawsze, kiedy emocje
opadną na dno mej rogatej duszy,
pragnę być spolegliwym partnerem,
byś życia mojego nie skrócił.
Weź mnie mocno w ramiona
w dobra stronę poprowadź,
bym kroku w tym tańcu nie zgubił
i nigdy się nie wywrócił.
Edmund Muscar Czynszak, 13 września 2010
Dedykowane N. M. z Czyżowic.
Kiedy we wrześniowym słońcu,
zdradzona przez wieszcza,
żółta nawłoć z zarośli się wyłania.
Zamiast porannego ciepłego deszczu,
zimna rosa na polach się rozlała.
Wnet dereń jadalny z krzewów
pozrywam,
będzie wspaniała naleweczka, kiedy
przyjdzie zima.
We
wspomnienia po pekluję wszystkie ciepłe chwile,
ciebie schowam na samym dnie, bo z
tobą było najmilej.
Edmund Muscar Czynszak, 12 września 2010
Prosty zabieg
Ostry skalpel kaleczy moje ciało,
każdy dotyk znaczony krwawą plamą
ból wyjałowiony, znieczuleniem
miejscowym.
Sterylny spokój sali operacyjnej
przygniata moje powieki,
tylko uśmiech pielęgniarki
łagodzi moje oczekiwanie,
chwili bez bólu.
Dalszy ciąg
Ból opasuje moje ciało,
w spieczonych ustach ginie słowo.
W szpitalny nastrój spokój niesie,
myśli zawisły w mroku nocy,
znieczulenie wolno mija,
czuje, nadal wciąż żyje.
Zmiana kursu
W pokoju obok śmierć przysiadła,
smutkiem porasta każda chwila.
Wraz ze zmianą opatrunku
pragnę dotychczasowe życie zmienić.
Edmund Muscar Czynszak, 12 września 2010
W monitorze szpitalnego okna
jesienny kondukt chmur,
do swego celu zmierza.
Leże nieruchomo,
dotykając ostatnich skrawków dnia,
z korytarza dobiegają odgłosy
kroplówka liczy moje minuty,
powoli gubię resztki nadziei.
A w barze koledzy delektują się
życiem,
sącząc powoli chłodne piwo.
Edmund Muscar Czynszak, 7 września 2010
Czy do pary nam będzie?
gdy zima mrozem skuje marzenia,
pośród wybielonych krajobrazów,
kiedy milczy ziemia.
Czy do pary będzie?
pójść przez majową łąkę,
jaskółka już znalazła swe gniazdko,
a ty dalej się błądzisz.
Czy parą będziemy
w lipcowym ukropie,
gdy ciała spocone,
marzą o samotnym chłodzie.
Czy dotrwamy parą?
kiedy znów powróci zima,
gdy dzień coraz krótszy,
pod kołdrą spać samemu zimno.
A może ty pójdziesz górą a ja doliną,
samotnie będzie nam łatwiej
trudy dnia ominąć.
Bądź szczęśliwa nie do pary dziewczyno!
Edmund Muscar Czynszak, 6 września 2010
Ciało zbryzgane starością
nie dozna już cudu rozkoszy,
noc potargana wspomnieniem,
zaćmą pokryte oczy
Krok mierzony stopą nabrzmiałą
i oddech, co spokój gubi,
przemierzam te same ulice
wciąż innych spotykam ludzi.
Słońce już blednie w oddali,
liść wnet spadnie ostatni.
Z kwiatem do ciebie przychodzę
uśmiech swój pozostawiam,
Może już ostatni?
Edmund Muscar Czynszak, 5 września 2010
Nie będzie inny pluł mi w twarz
i pytał jak naprawdę na imię mam
bo co to w ogóle za zwyczaje
by być tym, kim jestem, choć nie chcę
wcale
a choć uchodzę za lwa groźnego
to jestem mrówką wzrostu średniego
i z tego już tylko morał prosty
niech wszystkie polne rośliny
udają piękne rajskie maliny
Edmund Muscar Czynszak, 5 września 2010
Siedem z Albatrosa jedna z stąd,
strumienie złotych włosów
i oczy, co spokojem się szklą.
W dojrzałe zdarzenie lata,
wplata się tylko ból.
Kolejna noc nieprzespana,
czas leniwie mieli każdą z chwil,
twarz splamiona kolejna łzą.
Czy zdołasz naprawić stary błąd?
gdy oddech już coraz krótszy
martwa przyjazna ci dłoń,
pozostał już tylko smutek i żal.
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.